Dodaj napis |
Krótka refleksja na marginesie wczorajszych obchodów
siedemdziesięciolecia urodzin Lecha Wałęsy. Nie jest dla mnie ważne, czy w
oliwskim Pałacu Opatów bawiło się pięciuset czy siedmiuset gości (media
podawały różne liczby). Mało mnie też obchodzi, kto finansował to wystawne
przyjęcie. Jednakże patrząc na zamieszczane w środkach przekazu zdjęcia i nazwiska gości,
zastanawiam się nad jednym. Czy Lech Wałęsa ma przyjaciół tylko wśród
kościelnych, politycznych, biznesowych i artystycznych elit? Jestem bardzo ciekaw,
czy na liście zaproszonych znaleźli się dawni koledzy Wałęsy z zakładów pracy,
w których był zatrudniony do 1980 roku. Czy w ogóle utrzymuje z nimi jakieś
kontakty? Owszem, widziałem Jerzego Borowczaka, ale on jest w tej chwili posłem,
a mnie chodzi o tych zwyczajnych robotników, dla którym los nie był tak
łaskawy.
Wiadomo, że zryw Solidarności poparło 10
milionów ludzi, w tym milion członków PZPR. Wiadomo też, że po 1989 roku bardzo
wielu z nich zawiodło się. W opinii wielu dawnych członków Solidarności tak zwana transformacja ustrojowa spowodowała głównie wymianę – sorry za brutalne określenie
– ryjów przy korycie. Świadczą o tym choćby
poniższe komentarze, które na chybił trafił wybrałem z sieciowej dżungli.
Biedny Gdańsk. Biedne trójmiasto. Za
strajki i zryw wolnościowy mieszkańcy zostali ukarani układem PO, hierarchowie
kościelni, Wielki Elektryk. To towarzystwo wzajemnej adoracji rozdziela między
siebie wpływy i synekury. Dla reszty mieszkańców nędza i beznadzieja.
A na moich urodzinach nikt nie był, bo
zabrakło mi pieniędzy żeby cokolwiek zrobić i zaprosić gości. Taki los
zgotowali nam rządzący. Dziękuję im, bo czuję się jak Łazarz z dzisiejszej
ewangelii, lecz mam nadzieję na przyszłość jak ów bohater .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz