Chleb Cejrowskiego

Chleb Kociewski

Cokolwiek  by mówić  i myśleć o Wojciechu Cejrowskim, to przyznać trzeba, że ma łeb do interesów. Sprzedaje nie tylko książki, herbatę, kawę i odzież, ale także chleb żytni na zakwasie. Ten ostatni reklamuje jako wypieczony z mąki z wyhodowanego przez siebie żyta na jego własnym polu, które kilka lat temu nabył na Kociewiu. Podobno nie stosuje żadnych nawozów ani nie bierze dotacji z UE.  Może i dotacji nie bierze, może i nie stosuje nawozów, ale nigdy nie uwierzę, że samodzielnie uprawia wspomniane pole.
Chleb Kociewski sygnowany nazwiskiem Cejrowskiego kosztuje 10 zł za 600 gram. Hm, za te pieniądze to ja wypiekam sobie trzy kilogramy chleba. Też na zakwasie! Ponadto z dodatkiem słonecznika, nasion dyni, siemienia lnianego, płatków owsianych i sezamu.
Niemniej jednak polecam chleb Cejrowskiego dla tych, którym nie chce się samodzielnie bawić w domowe wypieki, a chcą zjeść zdrowe pieczywo.

Pomożemy Bartkowi?



Początkowo chciałem zignorować tę wiadomość, gdyż sądziłem, że jest to typowe naciąganie na kasę, branie na litość i tp. Nagłówki bywają jednak mylące. Tym razem nie chodziło o pieniądze w sensie dosłownym. Wynika więc z tego, że warto  czytać wiadomości do końca. A oto wspomniana wiadomość:

Witam! Piszę w imieniu mojego syna, Bartka. Bartuś choruje na autyzm, ma podejrzenie epilepsji, a jego kontakt ze światem jest bardzo skomplikowany. Staramy się pomóc mu wszelkiego rodzaju terapiami, rehabilitacją i wszelką dostępną pomocą specjalistyczną, jednak jest to bardzo kosztowne. Kilka miesięcy temu na FB powstało wydarzenie, na którym wystawiane są książki, które zostały nam podarowane przez darczyńców. Całość wylicytowanych kwot wspiera subkonto Bartka w Fundacji Pomóc Więcej.  Nasza ogromna prośba: czy jest Pan w stanie podarować książkę z autografem, którą zamienimy na kilka godzin terapii dla Bartusia? Oczywiście, na aukcjach opisalibyśmy od kogo książki pochodzą. Z góry dziękuję chociaż za przeczytanie tej wiadomości do końca i rozważenie mojej prośby. Pozdrawiam w imieniu swoim i Bartka.

Jestem przekonany, że tego rodzaju inicjatywy warto wspierać. Pomagając potrzebującym, promujemy przy okazji swoją twórczość i przyczyniamy się do rozwoju czytelnictwa. Dla nas - mówię o autorach - jeden egzemplarz mniej czy więcej nie robi większej różnicy. A skoro można komuś pomóc, to dlaczego nie? Dlatego tą drogą upowszechniam powyższy apel. Gdyby ktoś z czytelników tego bloga - a wiem, że jest wśród nich trochę osób piszących - chciał wspomóc tę inicjatywę, to proszę zajrzeć tutaj: https://www.facebook.com/groups/NoWezCosPrzeczytajDlaBartka/  

Cóż tam, panie, w polityce?

Jarosław Kaczyński

A "cóż tam, panie, w polityce?", że zacytuję mistrza Wyspiańskiego. Sławomirowi Nitrasowi z PO zabrano połowę pensji na okres trzech miesięcy za zakłócanie obrad Sejmu, a w szczególności - za przerywanie przemówienia premiera Morawieckiego, który występował w obronie Beaty Szydło i Elżbiety Rafalskiej. Opozycja zgłosiła bowiem wniosek o ich odwołanie.  Marszałek Kuchciński obliczył nawet, że Nitras aż 39 razy przerywał premierowi. Cóż za skrupulatność! Sprawa ciekawa jest o tyle, że Mateusz Morawiecki mówił znacznie więcej o osiągnięciach rządu jako całości niż o zasługach swoich współpracownic.  A tak na marginesie, to nie przypominam sobie, żeby finansowo ukarany został poseł Jarosław Kaczyński, który niegdyś wszedł na mównicę sejmową i zabrał głos "bez żadnego trybu", wyzywając opozycję od kanalii i zdradzieckich mord.
Z drugiej zaś strony sceny politycznej patrząc, zawieszono w prawach członka PiS  Stanisława Piętę. Ten  konserwatywny poseł, katolik i wzorowy - jak się wydawało -  mąż wdał się w romans ze swoją współpracownicą. Naobiecywał jej mnóstwo rzeczy, a potem po prostu wystawił ją do wiatru. Ta zaś, jak każda porzucona kobieta, postanowiła się odegrać i całą sprawę nagłośniła w mediach. Niby nic nadzwyczajnego, ale kolejny mit "Polaka katolika" legł w gruzach. Jak to powiedział Ryszard Kalisz:  Wiem, że poseł Pięta mimo zewnętrznej kreacji konserwatywnego wizerunku lubi ładne dziewczyny. (...) Stasio Pięta tylko na zewnątrz był taki "skrajny" - w rzeczywistości to normalny mężczyzna.
Teraz pytanie ogólne: ilu polityków działa na pokaz, a ilu z wewnętrznego przekonania do swoich racji? Nieważne, czy więcej jest takich czy innych po lewej lub po prawej stronie. Po prostu - przyjrzyjmy się im...

Niech mu nie zabraknie prądu...


Marek Kamiński

Marek Kamiński wyrusza jutro z Gdańska  w podróż do Japonii. Co w tym dziwnego czy ciekawego? Ano to, że nie leci samolotem, nie płynie statkiem ani nie jedzie pociągiem. Trasę liczącą 13 tysięcy kilometrów zamierza pokonać samochodem. To też nie byłby wielki wyczyn, gdyby nie jeden drobiazg. Nissan Leaf, którym znany podróżnik chce przejechać przez Litwę, Białoruś, Rosję, Mongolię, Chiny i Koreę Południową, jest bowiem napędzany elektrycznie. Jedno doładowanie wystarcza na maksimum 300 kilometrów. Jest więc wielkim wyzwaniem takie ułożenie trasy, żeby po drodze natrafiać na miejsca, gdzie jest możliwe "zatankowanie" prądu.

Ideą wyprawy jest - w ogólnym zarysie - ukazanie możliwości podróżowania bez pozostawiania śladów. Chodzi o unikanie zaśmiecania i zanieczyszczania środowiska. Oczywiście, jak zauważają liczni komentatorzy, nie jest to w pełni możliwe. Żeby bowiem tradycyjnie wyprodukować prąd, trzeba spalić węgiel ewentualnie, w przypadku elektrowni atomowej, narazić ludzi na skutki promieniowania w przypadku awarii. Elektrownie wiatrowe i wodne też mają swoje minusy, ale to  tylko uwagi na marginesie.

No Trace Expedition to też pewnego rodzaju filozofia. Chodzi o pozostawianie śladów nie w przyrodzie, lecz w ludzkich umysłach - jak podkreśla Kamiński.

Powyższa idea nie ma póki co zbyt wielu zwolenników. Tak przynajmniej można wywnioskować z  frekwencji, a raczej jej braku, na dzisiejszym spotkaniu z Markiem Kamińskim przed Olivia Business Center. Podróżnik zaprezentował auto, w którym spędzi najbliższe dwa miesiące. Jest ono przystosowane do długotrwałej podróży. Można w nim spać, gotować i tp. Ot, taki mini kamper. Dodatkowo Kamiński dysponuje namiotem. Waży on niespełna dwa kilogramy, ale w rozkładaniu nie jest zbyt praktyczny. Przy dzisiejszej demonstracji jego rozbicia Marek Kamiński trochę się namęczył.

Na zakończenie spotkania podróżnik podpisywał swoją książkę "Wyprawa". Wydana została przez instytut jego imienia. Może dlatego była rozdawana gratis? Tak czy owak cieszę się, że po raz kolejny mogłem przez chwilę przebywać z człowiekiem, który ma odwagę nie tylko marzyć, ale też realizować swoje marzenia. Będę z uwagą śledził przebieg tej ekspedycji.

A tak całkiem na marginesie - fotoreporterów licznie zgromadzonych przy samochodzie, przy namiocie już nie widziałem...




OBC w Gdańsku












Na pakistańskich drogach i bezdrożach

  Piątek, 11.10.24 Wyruszam dzisiaj   w kolejną podróż, dość ważną, bo Pakistan jest nie tylko ciekawym (a przy tym mało znanym) pod wzg...

Posty