Arogancja HGW i takt Adamowicza



W mediach pojawiły się liczne komentarze po ujawnieniu incydentu z udziałem Hanny Gronkiewicz-Waltz . Pani prezydent, jak już pewnie wszystkim wiadomo, uznała że może sobie pozwiedzać ogrody w Wilanowie wchodząc tam bez kolejki i bez ważnego biletu. Zdecydowana reakcja  pracownika odpowiedzialnego za sprawdzanie biletów,  na tyle zbulwersowała warszawskiego włodarza w spódnicy, że zagroziła ona poinformowaniem dyrekcji. Po nagłośnieniu sprawy niektórzy urzędnicy z warszawskiego ratusza bronili swojej szefowej, sugerując, że nie chodziło o oszczędność pięciu złotych, ale o to, żeby ludzie nie musieli płacić podwójnie za wstęp do pałacu i do ogrodów w Wilanowie. Gdyby jednak takie szlachetne intencje rzeczywiście przyświecały działaniom pani Gronkiewicz-Waltz, to nie załatwiałaby sprawy z kontrolerem biletów, lecz na znacznie wyższym szczeblu. Tak czy owak, nic już nie zmieni faktu, że pani prezydent wykazała się arogancją i brakiem szacunku dla człowieka, który tylko właściwie wypełniał swoje obowiązki.

Paweł Adamowicz
Niejako dla przeciwwagi i dla uniknięcia podejrzeń, że atakuję działaczy PO, wspomnę o prezydencie Gdańska. Otóż Paweł Adamowicz zaimponował mi tym, że nie odgradza się szczelną barierą od społeczeństwa, lecz dyskutuje  z mieszkańcami, również na Facebooku. Miałem możliwość przekonać się o tym kilka dni temu przy okazji dyskusji o dalszych losach czołgu, który przez kilkanaście lat stał przy jednej z oliwskich ulic. Paweł Adamowicz, z którym nie zawsze się zgadzam, starał się rzeczowo i grzecznie odpowiadać każdemu rozmówcy. Jest to niby rzecz normalna, ale jak widzimy na przykładach różnych celebrytów i polityków (często te określenia są tożsame), nie taka znów powszechna.

Boże Ciało i wiecha


W tle budowa biurowca Neptun

Z okazji  święta Bożego Ciała wierni z poszczególnych parafii licznie uczestniczą w procesjach. Powiedziałbym nawet, że jest to druga po tradycyjnej Pasterce  uroczystość kościelna, która cieszy się tak dużą popularnością. Nie wnikam w to, czy powodem pokaźnej frekwencji jest silna wiara czy też chęć uczestniczenia  w – co by nie mówić -  spektakularnym widowisku. Za tym ostatnim przemawiałby fakt, że często więcej jest obserwatorów na chodnikach niż samych uczestników procesji.

Centrum handlowe Manhattan i gigantyczny różaniec niesiony przez uczestniczki procesji


Osobiście obserwowałem  dzisiaj procesję odbywającą się między dwoma  kościołami we Wrzeszczu: kolegiatą p.w. N.SJ. przy ul. Zator-Przytockiego i kościołem garnizonowym przy ul. Sobótki. Niby nic oryginalnego, wszak procesje te od wielu lat przemierzają tę samą trasę i odbywają się według tego samego schematu: na początku idą poczty z chorągwiami, ministranci i dziewczynki sypiące kwiatami. Potem widzimy podtrzymywanego pod ramiona księdza niosącego monstrancję, orkiestrę i rzesze wiernych.
Wiecha na Neptunie
Ciekaw jestem natomiast, jak wielu uczestników procesji zwraca uwagę na dokonujące się wokół zmiany. Wszak jeszcze niedawno na tej trasie nie było  czterech apartamentowców Quattro Towers, a jeszcze wcześniej na miejscu obecnego centrum handlowego Manhattan stała obskurna kamienica. Z kolei kilkaset metrów obok był dom towarowy Neptun, na którego miejscu wystrzelił pod niebo (najwyższy w Gdańsku) biurowiec. Właśnie zawieszono na jego  szczycie tradycyjną wiechę.

I po czołgu...



Czołg przed willą Rekin w Gdańsku

Był sobie czołg. Stał na poboczu od wielu lat i nikomu nie wadził. Wprost przeciwnie – stanowił miejscową atrakcję. Komuś jednak przeszkadzał, bo oto urzędnicy gdańskiego magistratu postawili właścicielowi ultimatum: albo płaci za zajęcie pasa drogowego 500 złotych rocznie, albo dostanie dziesięciokrotnie wyższą grzywnę. W tej sytuacji Jerzy Janczukowicz, bo o nim mowa, zdecydował się wywieźć zabytkowy T 34 poza granice niegościnnego Gdańska.

Wspomniany czołg stał od około dziesięciu lat przy płocie willi „Rekin” nieopodal skrzyżowania ulicy Piastowskiej i Hołdu Pruskiego. W żaden sposób nie utrudniał ruchu, gdyż nie zajmował chodnika, lecz nieużywany do niczego fragment pobocza.

Urzędnicy tłumaczą się, że w świetle prawa czołg stał nielegalnie. Istotnie, art. 39. Ust. 1 ustawy o drogach zabrania umieszczania w pasie drogowym obiektów i urządzeń nie związanych z potrzebami ruchu drogowego. Jednakże ust. 3 tego samego artykułu dopuszcza w uzasadnionych przypadkach umieszczanie wspomnianych urządzeń i obiektów po uprzednim otrzymaniu zgody od zarządcy drogi. A zatem przy odrobinie dobrej woli można byłoby chyba nie stosować aż tak rygorystycznie obowiązującej litery prawa. Wszak wiele pasów naszych dróg zajmują krzyże upamiętniające śmiertelne ofiary wypadków drogowych. Nie słyszałem jednak jakoś  o tym, aby zarządcy dróg domagali się ich usunięcia bądź uiszczenia opłaty za „samowolne zajęcie pasa drogowego”.

Żyję już troszkę na tym świecie, więc doskonale wiem, że łatwiej zmienić  ustrój niż wyplenić pewne biurokratyczne nawyki. Biurokracja miała się dobrze w PRL i tak samo dobrze czuje się w obecnej (nie wiem, której już z kolei) RP.  Niestety…

Okiem listonosza



Podczas roznoszenia listów można natknąć się na różne sytuacje. Oto kilka obrazków z dzisiejszego dnia.
Przy ścieżce do jednej z posesji przy ul. Partyzantów napotykam już o godz. 9.15 bardzo „zmęczonego” jegomościa, który leży na trawie i donośnym chrapaniem oznajmia, że jeszcze żyje.
Pod innym adresem na tej samej ulicy mam problem ze znalezieniem skrzynek na listy. Wchodzę więc na poszczególne piętra i próbuję doręczyć przesyłki bezpośrednio do mieszkań. Nie bardzo mi to jednak wychodzi, bo z jednego z nich wyłania się niewiasta w wieku zbliżonym do mojego i głośno wyraża swoje oburzenie:
- Po co się dobija do drzwi?! Przecież na dole są skrzynki!
- Przepraszam, ale nie zauważyłem ich przy wejściu – wyjaśniam uprzejmie powód mojego fatygowania się po schodach.
- Bo one są za drugimi drzwiami!
- Tego nie wiedziałem. Myślałem, że to jest wejście do piwnicy.
- To się trza było zapytać lokatora jakiegoś!
Z kolei w jednym z domów przy ul. Podleśnej dowiedziałem się od młodej lokatorki, że adresatka przesyłki  nie żyje już od ośmiu lat.
- Pan jest listonoszem? – pytała, patrząc na mnie podejrzliwie.
- Owszem, ale nie takim  z tradycyjnej poczty. Pracuję dla firmy Speedmail – wyjaśniłem.
Innego rodzaju przygoda spotkała mnie przy ul. Batorego. Zadzwoniłem pod kilka numerów po kolei, licząc na to, że  ktoś mi otworzy drzwi do klatki. Faktycznie, brama została otwarta. Zanim jednak zdążyłem włożyć list do odpowiedniej przegródki, pojawiła się przede mną jakaś kobieta.
- Do kogo ma pan list? – zapytała.
- Do sąsiadki spod piątki – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- O, z banku! – zawołała, patrząc na kopertę. – Ale ona się nakradła! Tamte też do niej? – zapytała, wskazując na plik kopert w mojej ręce.
W budynku obok konsulatu rosyjskiego  nie udało mi się znaleźć żadnego dzwonka przy furtce, więc zacząłem wypisywać awizo. Nie zdążyłem go jeszcze przymocować do płotu, gdy nagle pojawiła się jakaś kobieta. Spojrzała na awizo i oznajmiła mi: - This is my husband.
- Please – odrzekłem, mnąc w garści awizo i wręczając jej list.

Srebrzysko raz jeszcze



Od czasu do czasu lubię sobie pospacerować po cmentarzu Srebrzysko.  Zazwyczaj przy okazji porządkowania jakiejś mogiły. Nie spoczywają tam co prawda osoby z mojej rodziny, ale odwiedzam i pielęgnuję nieraz groby ludzi, którym z takich czy innych względów coś zawdzięczam. Mam zresztą świadomość, podobnie jak każdy z nas, że wcześniej czy później wszyscy znajdziemy się na tym czy na innym cmentarzu. O ile jednak listopadowe Święto Zmarłych, podczas którego niemal wszyscy odwiedzają nekropolie, z racji aury działa na mnie przygnębiająco, o tyle majowa przechadzka alejkami, pośród bujnie kwitnących krzewów, radosnego
świergotu ptaków i okrytych zielenią liści drzew, przywraca mi spokój ducha.

Tadeusz Skutnik
Przy okazji dzisiejszej przechadzki natknąłem się na miejsce spoczynku znanego dziennikarza i publicysty kulturalnego, Tadeusza Skutnika. Zwróciłem uwagę na nietypowy kamienny nagrobek. Idąc dalej, znalazłem kolejne, niesztampowe nagrobki ludzi zarabiających za życia piórem bądź też występujących przed kamerami telewizji. Obawiam się, że dziś już mało kto ich pamięta, dlatego przypominam pokrótce ich sylwetki.

Antoni Bolesław Fac
Antoni Bolesław Fac (1929-2000) - niegdyś znany poeta, prozaik i społecznik, obecnie patron konkursu literackiego Miasta Gdańska.

Tadeusz Bolduan (1930-2005) – dziennikarz i działacz kaszubski. Zmarł nie z powodu choroby, lecz wskutek obrażeń doznanych w wyniku potrącenia przez samochód.

Tadeusz Bolduan
Izabella Trojanowska  (1929-1995) – dziennikarka i pisarka, działaczka ruchu kaszubskiego. Niestety, po „wrzuceniu”  jej nazwiska w Google, najpierw pojawia się piosenkarka i gwiazda Klanu o podobnie brzmiącym nazwisku (Izabela a nie Izabella).

Izabella Trojanowska
A tak na marginesie -  wizyty na cmentarzach mogą stanowić doskonałą  kurację dla wszystkich tych, którzy uważają, że są wyjątkowi i niezastąpieni…

Na pakistańskich drogach i bezdrożach

  Piątek, 11.10.24 Wyruszam dzisiaj   w kolejną podróż, dość ważną, bo Pakistan jest nie tylko ciekawym (a przy tym mało znanym) pod wzg...

Posty