Podczas roznoszenia listów można natknąć się
na różne sytuacje. Oto kilka obrazków z dzisiejszego dnia.
Przy ścieżce do jednej z posesji przy ul.
Partyzantów napotykam już o godz. 9.15 bardzo „zmęczonego” jegomościa, który
leży na trawie i donośnym chrapaniem oznajmia, że jeszcze żyje.
Pod innym adresem na tej samej ulicy mam
problem ze znalezieniem skrzynek na listy. Wchodzę więc na poszczególne piętra i
próbuję doręczyć przesyłki bezpośrednio do mieszkań. Nie bardzo mi to jednak
wychodzi, bo z jednego z nich wyłania się niewiasta w wieku zbliżonym do mojego
i głośno wyraża swoje oburzenie:
- Po co się dobija do drzwi?! Przecież na
dole są skrzynki!
- Przepraszam, ale nie zauważyłem ich przy
wejściu – wyjaśniam uprzejmie powód mojego fatygowania się po schodach.
- Bo one są za drugimi drzwiami!
- Tego nie wiedziałem. Myślałem, że to jest
wejście do piwnicy.
- To się trza było zapytać lokatora jakiegoś!
Z kolei w jednym z domów przy ul. Podleśnej
dowiedziałem się od młodej lokatorki, że adresatka przesyłki nie żyje już od ośmiu lat.
- Pan jest listonoszem? – pytała, patrząc na
mnie podejrzliwie.
- Owszem, ale nie takim z tradycyjnej poczty. Pracuję dla firmy
Speedmail – wyjaśniłem.
Innego rodzaju przygoda spotkała mnie przy
ul. Batorego. Zadzwoniłem pod kilka numerów po kolei, licząc na to, że ktoś mi otworzy drzwi do klatki. Faktycznie,
brama została otwarta. Zanim jednak zdążyłem włożyć list do odpowiedniej
przegródki, pojawiła się przede mną jakaś kobieta.
- Do kogo ma pan list? – zapytała.
- Do sąsiadki spod piątki – odpowiedziałem zgodnie
z prawdą.
- O, z banku! – zawołała, patrząc na kopertę.
– Ale ona się nakradła! Tamte też do niej? – zapytała, wskazując na plik kopert
w mojej ręce.
W budynku obok konsulatu rosyjskiego nie udało mi się znaleźć żadnego dzwonka przy
furtce, więc zacząłem wypisywać awizo. Nie zdążyłem go jeszcze przymocować do
płotu, gdy nagle pojawiła się jakaś kobieta. Spojrzała na awizo i oznajmiła mi:
- This is my husband.
- Please – odrzekłem, mnąc w garści awizo i wręczając jej list.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz