Długo zastanawiałem się, czy warto zabierać
głos w sprawie śmierci i pogrzebu Wojciecha Jaruzelskiego. Nie mam bowiem zamiaru
przyłączać się do chóru apologetów generała ani tym bardziej popierać jego
zapiekłych wrogów. Uważam, że nie ma nic chwalebnego w pyskówkach nad trumną
człowieka, który nikomu już nie odpowie, a którego życie wcale nie było usłane
różami. Czy nie można zdobyć się na odrobinę refleksji i uszanowanie majestatu
śmierci?
Sorry za zbyt patetyczne określenie, ale
chyba lepsze takie niż pogardliwe wypowiedzi niektórych posłów PiS, np.
Joachima Brudzińskiego czy Adama Hofmana. Ten pierwszy raczył podzielić się
taką oto opinią: (...)przy całym współczuciu dla
rodziny, uważam, że odszedł człowiek, który zaparł się swoich korzeni, który
nie ma nic wspólnego z pojęciem polskiego bohatera i który powinien być raczej
pochowany w Moskwie.
Podobnie
lekceważąco wypowiadał się rzecznik PiS, który z racji młodego wieku nie może
pamiętać czasów rządów Jaruzelskiego, a opinię o generale ukształtował sobie na
podstawie niekoniecznie obiektywnych lektur.
O wiele bliższe są mi deklaracje kardynała
Nycza i Lecha Wałęsy. Ten ostatni powiedział, że weźmie udział w mszy pogrzebowej
a rozliczenie Jaruzelskiego zostawia Bogu, gdyż "ma za mało danych, a wie jak trudne decyzje musieli
podejmować ludzie w czasie pokolenia zdrady". Kazimierz
Nycz z kolei powiedział: (...)wszelkie dyskusje wokół osoby
Jaruzelskiego należy zostawić na czas po pogrzebie, ponieważ dzień między
śmiercią a pogrzebem nie jest czasem dobrym na taką dyskusję. Dyskusja na pewno
będzie się toczyć, nie tylko wśród historyków. Może wiele rzeczy się wyjaśni,
kiedy pootwierają się wszelkie światowe archiwa, także w Moskwie, to wówczas
będziemy jeszcze więcej wiedzieć, na czym tragiczność tej postaci polegała.
Od siebie
dodam, że skoro przez ostatnie 25 lat Jaruzelskiego nie osądzono i nie skazano,
to chyba przez te kilka dni między śmiercią a pogrzebem nie warto i nie wypada się tym zajmować.