Dom Zdrojowy „Uzdrowisko Szczawno-Jedlina S.A” mieści się w gmachu dawnego Grand Hotelu, należącego w latach 1909-1935 do rodziny księżnej Daisy. Ona sama miała tu własne apartamenty i podobno w każdą niedzielę przyjeżdżała na obiad, a potem spacerowała z mężem po Szczawnie-Zdroju, stanowiąc swego rodzaju dodatkową atrakcję turystyczną.
Oficjalnie klucze do pokoju przysługują od czternastej. Udało nam się jednak otrzymać je trzy godziny wcześniej. Na szczęście, bo po nieprzespanej nocy ledwo siedziałem na twardym krzesełku. Przydzielono nam pokój 211 na drugim piętrze. Widok z okna zasłaniają nam drzewa, ale nieźle widoczna jest centralna wieża budynku, na szczycie której powiewa flaga Polski.
W stołówce siedzimy przy czteroosobowym stoliku nr 18. Pora naszych posiłków to: śniadanie – 8.00, obiad – 12.45, kolacja 17.00. Ze względu na dużą liczbę kuracjuszy (300) posiłki podaje się tu w dwóch turach. Nasza jest tą pierwszą.
Na
obiad zaserwowano nam rosół z makaronem, potrawkę z kurczaka z ryżem i
marchewką oraz kompot. W menu był jeszcze arbuz, ale fizycznie go nie widziałem.
Na kolację natomiast twarożek z koperkiem, kiełbasa szynkowa, pomidor, masło i
herbata. Wszystkie porcje są serwowane. (...)
Dzisiaj pierwszy dzień zabiegów. Na cały turnus mam ich rozpisanych 63, z czego 18 to krenoterapia, czyli po prostu picie wody mineralnej Mieszko lub Dąbrówka. Pozostałe to:
Gimnastyka – 9,
Hydromasaż podwodny – 8,
Inhalacja oparami wody Mieszko – 9,
Okłady borowinowe – 10,
Prądy TENS – 9.
Jak widać, zabiegi nie są zbyt intensywne i w moim przypadku praktycznie wszystkie kończą się przed południem.
Z powodu gimnastyki nie mogłem uczestniczyć w porannym spotkaniu z dyrektorem. Dopiero później dowiedziałem się od „stolikowych” sąsiadów, że bardzo dużo mówił o profilaktyce przeciw covidowej, apelując o noszenie maseczek. Również z powodu zagrożenia koronawirusem sanatorium nie chce mieć nic wspólnego z wycieczkami autokarowymi. Tak więc, jeżeli ktoś będzie chciał jechać do Pragi, Drezna czy choćby na Zamek Książ, to to na własną odpowiedzialność. Tym samym nie ma mowy o suchym prowiancie za nieobecności w sanatorium. Trudno, jakoś to przeżyjemy.
Po obiedzie uczestniczyłem w spacerze po Szczawnie-Zdroju z przewodnikiem Krzysztofem Kułagą. Pan Krzysztof jest nie tylko licencjonowanym przewodnikiem, ale też autorem m.in.: „Przewodnika po Ziemi Wałbrzyskiej” i „Baśni Zamku Książ”. Ostatnio związany jest z agencją turystyczną Dar-Tour, która organizuje wycieczki dla kuracjuszy. Zdaje się, że jest rok starszy ode mnie. A wracając do spaceru, to był całkiem przyjemny, bo pogoda dzisiaj dopisała. Obejrzeliśmy z zewnątrz budynek Urzędu i Rady Miasta oraz od środka Teatr Zdrojowy im. Henryka Wieniawskiego. Ten ostatni może poszczycić się pięknie wykończonym wnętrzem. Uwagę zwracają piękne loże i balkony oraz detale pokryte 14-karatowym złotem. Potem przeszliśmy ukwieconym deptakiem w okolice pijalni wód oraz zakładu przyrodoleczniczego. Jest on w tej chwili w remoncie po tragicznym pożarze sprzed ponad czterech lat. Warto tu nadmienić, że jeszcze w dziewiętnastym wieku leczyli się tutaj tak znani Polacy jak: Ludwik Zamenhof, Hipolit Cegielski, Teofil Lenartowicz, Henryk Wieniawski czy Józef Korzeniowski (Conrad). Po drugiej stronie ulicy stoi budynek dawnego sanatorium „Korona Piastowska”. Urodzili się w nim bracia Hauptmann, z których młodszy Gerhard otrzymał w 1912 roku nagrodę Nobla za sztukę „Tkacze”. Poniekąd przyczynił się też do zdobycia tego literackiego lauru przez Reymonta, tłumacząc jego „Chłopów” na język niemiecki. Na sam koniec zaszliśmy do kawiarni Astor, w której bywał ponoć sam Winston Churchill, gdy gościł w Grand Hotelu (obecny Dom Zdrojowy).