Pokazywanie postów oznaczonych etykietą norwegia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą norwegia. Pokaż wszystkie posty

Dziadkiem na Nordkapp cz. I


Przed Geirangerfiord
Dwa dni temu wróciłem z fascynującej podróży po Skandynawii. Postaram się poniżej streścić jej przebieg. Najpierw kilka suchych notatek sporządzonych na smartfonie oraz ewentualne uzupełnienia.

Rano trochę błądzimy wokół terminalu promowego w Gdyni szukając Kauflandu. W końcu kupujemy Tyskie na stacji paliwowej po 12 zł za czteropak. Tankujemy do pełna. Płacę Krzyśkowi 250 zł za połowę baku (jest pojemny, bo mieści aż 100 litrów oleju napędowego). Płacimy  5,05 zł za litr.

Carlsberg na promie kosztuje 119 koron za walizeczkę z 24 puszkami o pojemności 0,33 litra każda. Na dziennym rejsie Stena Vision widać niewielu pasażerów.

Program rozrywkowy prowadzą Aleksandra i Sebastian. Niestety, zarówno bingo jak i quiz muzyczny bez sukcesu z naszej strony. W tym pierwszym zabrakło mi zaledwie jednego trafnego skreślenia.

W przerwie oglądamy mecz Rosja - Urugwaj. Rozpoczyna się o godzinie szesnastej. Rosjanie przegrali 3:00, tak samo jak my wczoraj z Kolumbią. Tyle tylko, że Rosja wcześniej wygrała dwa mecze...

Karlskrona wita nas ładną słoneczną pogodą.

Do Sysslebäck jedziemy ciurkiem ponad osiem godzin. Prowadzi Krzysiek. Jest piękna biała noc. Dojeżdżamy na miejsce o czwartej rano. Spore zmęczenie. Śpimy na łóżkach w szopie Kaśki do dziewiątej. Z przerwą o  wpół do siódmej, kiedy niespodziewanie budzi nas jej mąż Artur. Krzysiek wyładowuje tu swoje rzeczy, zwłaszcza prowiant, niezbędne na dalszy pobyt. Tutaj spędzi bowiem najbliższe tygodnie, a może nawet miesiące, na zbiorach moroszki i jagód.

Wczoraj niewiele ponad 400 km. Zwiedzanie Lillehammer i Lom przy pięknej pogodzie. Rozbijamy biwak około 50 km przed Geiranger. Przygoda z kuchenką gazową i rozlane piwo. Nerwowo, ale sytuacja opanowana. W nocy zimno.

Rozwijając powyższy wątek, dodać muszę, że w Lillehammer nie doszliśmy do samych skoczni Lysgårdsbakken, ale  były one doskonale widoczne również z dalszej odległości. Zobaczyliśmy natomiast wiele ciekawych murali, kąpielisko nieopodal skoczni narciarskiej oraz kościół i cmentarz. Nie natknąłem się natomiast tym razem na pomnik pisarki Singrid Undset, laureatki Nobla, który zwrócił moją uwagę podczas wizyty w Lillehammer przed dwunastu laty.

Co do kuchenki, to nie dokręciłem wystarczająco mocno zaworu do butli gazowej. W efekcie ogień zapalił się nie tylko na palniku, ale także przy plastikowym złączu. Udało mi się zdławić go w zarodku przy pomocy jakiejś szmaty. Byłem już jednak trochę zestresowany, więc zgodnie ze starym porzekadłem, iż nieszczęścia chodzą parami, spowodowałem kolejne, nieco bardziej dokuczliwe. Tym razem niefortunnie sięgnąłem ręką po otwartą puszkę z piwem. Zamiast chwycić ją ręką, popchnąłem ją do przodu. Gazowane piwo natychmiast chlusnęło do wnętrza bagażnika, zalewając przy okazji śpiwór Krzysztofa. Ten ostatni nie był - delikatnie mówiąc - zachwycony tym faktem. Też bym nie był! Poczuwając się do winy, zaprałem cuchnące piwem fragmenty śpiwora i sam w nim spałem, udostępniając współtowarzyszowi podróży własny.

W  Lom nad rzeką Bøvraad odwiedzamy najważniejszą  atrakcję tego regionu, czyli stavkirke z XII wieku. Jest to dobrze zachowany drewniany kościół słupowy. Można tu też obejrzeć urokliwe mini wodospady nad wymienioną wyżej rzeką.

Przed południem docieramy do Geiranger. Trafiamy na piękną pogodę. Tym razem ja prowadzę auto. Zaliczamy punkt widokowy nad  Drogą Orłów i wracamy na E6. W Trondheim jesteśmy o godzinie dwudziestej. Nocleg od dwudziestej trzeciej na postoju w Sparbu przy E6. Hałas samochodów. W nocy deszcz. Jest WC i ciepła woda.

Do Bodo jeszcze 600 km.

Nad jednym z najsłynniejszych fiordów norweskich jak zwykle tłum turystów. Bez trudu da się tu  też usłyszeć język polski. Z tym ostatnim będziemy  mieć zresztą do czynienia na całej trasie naszej ponad pięciotysięczno kilometrowej eskapady. Wspomnę tu tylko motocyklistę o pseudonimie Gagarin, którego spotykaliśmy na wielu postojach przed i za Nordkapp, czy małżeństwo z Tychów, wskazujące nam na mapie miejsca postojowe z toaletami.

Co do samego Geirangerfiordu, to jest on już opisany i sfotografowany chyba na wszystkie sposoby. Ja sam, nieskromnie mówiąc, pokusiłem się o to jeszcze w 2006 roku. Tym razem wjechałem jednak ponownie po serpentynach Drogi Orłów na punkt widokowy, żeby kolega mógł spojrzeć z góry na legendarny fiord. Nie wiem jednak czy sprawiłem mu dużą przyjemność, bo zestresował się strugą płynu wypływającego spod jego 22.letniego passata, zwanego pieszczotliwie Dziadkiem. Na szczęście była to woda, w dodatku nie z naszego auta.

A propos samego Geiranger, to warto zejść z górnego parkingu metalowymi schodami w dół. Po drodze mija się burzliwie płynący strumyk, którego wody przy ładnej pogodzie pięknie skrzą się w kolorach tęczy. Sama wioska, licząca niespełna 300 stałych mieszkańców, ożywa tylko w sezonie letnim. Przybywa tu wtedy wiele wycieczkowców wypełnionych turystami oraz  sporo kamperów, aut osobowych, motocykli, a nawet rowerów. Geirangerfiord można obejrzeć dokładnie z pokładów łodzi wycieczkowych, zwłaszcza wodospad Siedmiu Sióstr. Ciekawe widoki rozciągają się także ze szczytów okolicznych gór, na zboczach których jeszcze stosunkowo niedawno funkcjonowały farmy. Teraz są one już tylko turystyczną atrakcją. Dają jednak wyobrażenie o surowych warunkach, w jakich niegdyś bytowali ich mieszkańcy.

Samemu Trondheim nie poświęcamy dużo czasu. Raz, że pogoda nie jest sprzyjająca. Dwa, że zbliża się zmierzch i fotografowanie nastręcza nieco trudności. Trzy, że zależy mi na szybkim znalezieniu miejsca, w którym będę mógł rozbić namiot. Tu czas dodać, że podczas tej podróży ja śpię w namiocie, a mój kolega w samochodzie.
Część druga tutaj
Część trzecia tutaj 
Karlskrona

Syssleback

Lillehammer

lillehammer

Lillehammer

Lillehammer

Mural w lillehammer

Kąpielisko pod skocznią Lillehamer

Lillehammer

Lillehammer

Stavkirke w Lom

Stavkirke w Lom

Lom

Biwak przed Geiranger

Geiranger


Geiranger

Troll w Geiranger

Geiranger

Geiranger

Trondheim

Trondheim

Cmentarze zagraniczne

Anglia (Blackpool)
Przy okazji zagranicznych wyjazdów zaglądam także na miejscowe nekropolie. Z okazji dzisiejszego Święta Zmarłych załączam kilkanaście zdjęć, które pochodzą nie tylko z różnych krajów, lecz także często z odmiennych kręgów kulturowych. 

Armenia

Bośnia i Hercegowina (Sarajewo)

Czarnogóra (Ulcinj)

Francja (Carcassonne)

Gruzja

Izrael (Jerozolima)

Kirgizja (Osz)

Litwa (Wilno)

Norwegia (Hitra)

Szwecja (Storuman)

Tajlandia (Kanczanaburi)

Ukraina (Lwów)
 

Doba w Stavanger i w Preikestolen



Samolot z Gdańska wylądował na lotnisku Sola o godzinie 7.35. Najbliższy autobus Kolumbusa linii nr 9 do centrum Stavanger miał być dopiero o godz. 10.48 (niedziela). Przez tyle czasu zapewne doszedłbym tam na piechotę. Nie chciałem jednak marnować czasu i sił, gdyż przede mną była jeszcze wspinaczka na Preikestolen, potem zejście i piesze zwiedzanie miasta. Zdecydowałem się więc na autostop. Po wyjściu z terminalu spotkałem rodaka z Sieradza, który również samotnie wybrał się na zwiedzanie jednego z najsłynniejszych klifów świata. Razem więc łapaliśmy stopa. Udało się po zaledwie kilkunastu próbach. Norweg był na tyle uprzejmy, że zawiózł nas nie tylko do centrum, o co prosiłem, ale aż  na sam terminal promowy (Fiskepirtermialen). Po drodze rozmawialiśmy trochę, między innymi o Euro 2016 (znał R. Lewandowskiego) i o Polsce (podobał mu się Kraków).

Prom "Ryfylke" już czekał. Odpłynął do Tau o godzinie dziewiątej. Konduktor do mnie nie podszedł, a ja mu się nie narzucałem. Tym samym kolejny etap podróży nic mnie nie kosztował. Po czterdziestu minutach, po przepłynięciu Hidlefjorden, dopłynęliśmy do Tau. Tu czekały już autobusy sieci Kolumbus. Zamiast biletu pokazałem kierowcy korony norweskie. Machnął ręką i polecił mi, żebym wchodził. Tak więc całą drogę z lotniska do parkingu przed szlakiem na Preikestolen udało mi się pokonać za darmo. Żeby jednak nie było tak różowo, wspomnę od razu o kosztach drogi powrotnej. Tym razem kierowca autobusu  jadącego do Tau chętnie przyjął 100 NOK, ale o wydaniu biletu chyba zapomniał. Na promie "Stord", którym płynąłem do Stavanger było aż trzech konduktorów, więc nic dziwnego, że jeden z nich podszedł także do mnie. Bilet kosztował  52 korony. Z kolei za  przejazd autobusem linii 9 na lotnisko  zapłaciłem 53 koron (tym razem upomniałem się o bilet i resztę ze stu koron).
W zasadzie były to jedyne moje wydatki na terytorium Norwegii (kupiłem jeszcze na lotnisku otwieracz do mojej kolekcji).

Przejazd z Tau przez JØrpeland do parkingu, z którego rozpoczyna się właściwa trasa na Preikestolen, trwa 25 minut. Na miejscu jest sklep z pamiątkami, restauracja i darmowe WC. To z tego miejsca ruszają istne pielgrzymki na kawałek skały zawieszony 604 metry nad poziomem morza. Odległość do pokonania wynosi 3,8 km, a różnica poziomów wynosi 350 metrów. Jest coś niesamowitego w tym niewielkim w sumie klifie, gdyż wędrują tam młodzi i starzy. Spotkać można nawet dzieci (te najmniejsze niesione w specjalnych nosidełkach). Trasa nie jest specjalnie trudna, ale wymaga nieco kondycji. Chwilami idzie się ostro pod górę, czasami po płaskim terenie, a bywa nawet tak, że w dół. Podłoże w większości nie jest już naturalne. Szutrowe ścieżki, duże kamienne stopnie, drewniane pomosty nad podmokłymi odcinkami i pomost ogrodzony łańcuchami to dzieło rąk ludzkich. Jedynie niewielkie odcinki szlaku to naturalne skały czy ich popękane odłamki.

Różne przewodniki podają, że czas dojścia do skalnej półki wynosi od 1,5 do 2 godzin. Mnie udało się wejść na Preikestolen w ciągu 74 minut (droga powrotna zajęła mi godzinę). Nie spieszyłem się specjalnie. Szedłem swoim tempem, choć nie zawsze było to łatwe, gdyż trzeba było przepuszczać turystów wracających z Pulpit Rock, jak inaczej nazywa się Preikestolen. Słońce nieźle przygrzewało. Nie ukrywam więc, że trochę się spociłem.

Na skalnej półce o wymiarach mniej więcej 25 x 25 metrów (zwanej też amboną) kłębiły się różnojęzyczne grupki amatorów mocnych wrażeń. Obok norweskiego najczęściej można było usłyszeć język polski, angielski, francuski i japoński. Niektórzy turyści siadali na brzegu skały i podziwiali wijącą się ponad pół tysiąca metrów niżej wstęgę Lysefjordu. Ja wybrałem inny sposób upamiętnienia swojej wizyty w tym miejscu. Położyłem się mianowicie  na plecach na skraju klifu, wystawiając przy tym głowę nad przepaść. W tej pozycji zrobiłem sobie klasyczne selfie. Potem przyszedł czas na krótki odpoczynek i podziwianie majestatycznego fiordu i sąsiednich gór. A jest na co popatrzeć! Preikestolen w rankingu Lonely Planet znajduje się wśród dziesięciu najwspanialszych punktów widokowych na świecie.

Charakterystyczne dla Preikestolen jest to, że nie ma tu żadnych zabezpieczeń w rodzaju barierek czy też łańcuchów. Nikt też nie ingeruje w zachowania turystów, niekiedy zresztą  bardzo ryzykowne. Każdy odpowiada tu sam za siebie. Miejsce to odwiedza co roku około dwustu tysięcy turystów. Mimo to nie słyszy się o wypadkach, nie licząc jednego Hiszpana, który przed prawie trzema laty spadł w przepaść. Na pewno nie mają tu czego szukać osoby z lękiem przestrzeni czy wysokości. Na pierwszy rzut oka nie widać ogromu klifu. Może się nawet wydawać, że lustro wody jest bliżej niż w rzeczywistości. Wystarczy jednak popatrzeć na przepływający przez Lysefjord statek wycieczkowy, który z tej wysokości wygląda jak łupinka.

Droga powrotna, wbrew pozorom, wcale nie jest łatwiejsza. Pokonywanie wysokich kamiennych stopni (budowali je kilka lat temu Szerpowie) daje nieco w kość. Odczuwam to szczególnie w kolanach. Kiedy schodzę na parking pojawiają się chmury i spada trochę deszczu. Uświadamiam sobie, że miałem szczęście do dobrej pogody.

Wracam do Stavanger, gdzie spędzam popołudnie. Zwiedzam dzielnicę Holmen, stare miasto i okolice jeziorka Breiavatnet, wokół którego znajdują się przystanki autobusowe. Z zadowoleniem odnotowuję, że mimo niedzieli czynna jest informacja turystyczna. Wieczorem udaję się na lotnisko, gdzie spędzam noc. Można tu całkiem wygodnie przespać się na miękkich sofach. Do dyspozycji pasażerów ustawiono automaty z wodą oraz ... urządzenia do czyszczenia butów.
Stavanger

Szlak na Preikestolen















Preikestolen



Lysefjord

Poniżej przepaść - 604 m



















Norwegia - widok z samolotu


Esencja Cejlonu

  Poniedziałek, 05.02.24 W niedzielę czwartego lutego wylatujemy z Okęcia zgodnie z planem, czyli o 15.05.   Boeing 347,   należący do...

Posty