Bodo |
Rano
trochę przestało padać, ale nadal jest pochmurno. Nawala zawór od kuchenki.
Naprawiłem. Jedziemy w deszczu do Mo I Rana. Tam zwiedzanie. Zmieniam
Krzysztofa za kierownicą. Po południu pogoda poprawia się. Biwakujemy ok. 90 km
przed Bodo nad jeziorem. Pijemy whisky z okazji moich imienin. Zmieniające się
krajobrazy: góry, pola, lasy, rzeki, jeziora, kolej wzdłuż E6. Sporo tuneli,
kilka płatnych odcinków tak jak wczoraj i przedwczoraj.
Płatne odcinki drogi E6 towarzyszyły nam od
Lillehammer praktycznie aż do Narviku (za wyjątkiem Lofotów). Komunikaty o
pobieraniu opłat oraz stosowne kratownice z kamerami pojawiały się nie tylko
przy drodze, ale też przed tunelami. Tych ostatnich było zresztą bardzo wiele.
Wysokość opłat na poszczególnych odcinkach oscylowała od 15 - 42 koron
norweskich. Łącznie "zarobiliśmy" - według pobieżnych wyliczeń 459
NOK. Na weryfikację przyjdzie poczekać kilka miesięcy, aż nadejdzie faktura z
londyńskiej firmy, której zlecono rozliczenia.
Mo I Rana warta jest wspomnienia choćby
dlatego, że przebiega przez nią umowny krąg polarny, czyli koło podbiegunowe.
Poza tym jest to dość sympatyczne miasto, trzecie największe w północnej
Norwegii. A propos kręgu polarnego, to drugi raz podczas tej podróży
przekraczaliśmy go w legendarnej siedzibie św. Mikołaja, czyli w Rovaniemi, do
czego zresztą jeszcze później wrócę. W Mo I Rana spędziliśmy prawie dwie godziny. Miłym akcentem była
darmowa kawa w jednym z tutejszych supermarketów.
Wstajemy
o 6.30. W nocy i rano padało. Krzysiek trochę spanikowany, że nie będzie miał okazji
do zrobienia dobrych zdjęć. Po krótkiej dyskusji decydujemy się jednak jechać
do Bodo i dalej promem do Moskenes na Lofotach. Wypływamy o godzinie 11. Cena
biletu za samochód i dwie osoby - 1013 NOK. Płacę kartą. Pochmurno i wietrznie.
Dokuczają mi korzonki. Prom płynie trzy godziny.
W
podróży nie cel jest najważniejszy, lecz droga do celu - jak przekonuje znany
podróżnik i polarnik Marek Kamiński. Tak więc wybierając się na Nordkapp,
staram się zobaczyć po drodze jak najwięcej ciekawych miejsc i - jeśli to będzie możliwe - przeżyć wiele
przygód oraz zdobyć nowe pożyteczne doświadczenia.
Zaczynamy
zwiedzanie Lofotów od miejscowości Å. Wszędzie widać suszące się na stojakach głowy
dorszy oraz całych tuszy. Jest ich naprawdę bardzo dużo. Prowadzę auto przez
prawie całe Lofoty
Kasia
Ch. - znawczyni i pasjonatka norweskich klimatów - podpowiada mi dobre
miejsce na nocleg przy plaży Uttakleiv. Wcześniej znajduję jednak dziki
kemping w Haukland. Tuż przy plaży. Wieczorem
odbywam jednak spacer (7,5 km) do Uttakleiv. Powrót przez tunel 880 m. W nocy
zimno, ale bez deszczu.
Wieś Å to południowy kraniec Lofotów. Tutaj
kończy się droga E10, która przebiega przez cały archipelag. Nic dziwnego więc,
że jest tu bardzo tłoczno. Znak informacyjny z najkrótszą na świecie nazwą miejscowości cieszy się dużym
powodzeniem. Zainteresowanie turystów budzą też sztokfisze, czyli suszące się
dorsze. W trakcie procesu suszenia nie pachną one apetycznie, ale co szkodzi
zrobić sobie przy nich selfie... Oczywiście, dla chętnych dostępne są także
świeże ryby, filetowane przez fachowców na świeżym powietrzu. Co jeszcze można
zobaczyć we wsi Å? Jeśli pogoda dopisze, to wspaniałe plenery. W najgorszym
razie można zajrzeć do któregoś z muzeów. Jednak Lofoty to nie tylko Å.
Archipelag niezwykle widowiskowych wysp ciągnie się przecież przez ponad sto
kilometrów. Wspomniana droga E10 to tylko szkielet, z którego odbiegają liczne
odgałęzienia. Stosownie do zainteresowań, można skupić się tutaj na trekkingu
po górach, wycieczkach po fiordach lub na rybołówstwie. Ba, można nic nie robić
i godzinami gapić się w fantastyczny krajobraz. Nie sądzę, żeby znalazł się
ktoś, komu nie podobałyby się Lofoty, zwłaszcza w sezonie letnim (zimą nie
byłem, więc nie zabieram głosu).
Wspomniane w notatce przejście przez tunel
nie było tak niebezpieczne, jak mogłoby się wydawać. Przede wszystkim było
tutaj - wąskie, bo wąskie - ale jednak pobocze. A poza tym ruch samochodowy był
niewielki. Niemniej jednak, nie polecam tego przejścia dla osób z
klaustrofobią.
Rano
pochmurno. Po śniadaniu jedziemy na północną stronę Lofotów. Od pobudki do
wyjazdu mija półtorej godziny. No cóż, nie każdy potrafi szybko i sprawnie
poradzić sobie z porannymi czynnościami...
Prowadzę
auto. Często zatrzymujemy się na zdjęcia. Przed osiemnastą dojeżdżamy do
Narviku. Pogoda znacznie się poprawia.
Umówiliśmy się na dwugodzinne zwiedzanie, ale komuś zabrakło czasu...
Wieczorem
świetna miejscówka do spania nad fiordem. Skrzydełka z grilla i piwo. Siedzimy
do północy w miłych nastrojach.
Zanim dojechaliśmy do Narviku zwiedziliśmy
dość gruntownie największe miasteczko Lofotów, czyli Svolvær. Mieliśmy tutaj
szczęście do chwilowych przejaśnień. Nie
było jednak na tyle czasu, żeby wybrać się na wycieczkę łodzią motorową na
Trollfiord. A byłoby warto! Dwugodzinny rejs po wodach fiordu w specjalnych
kombinezonach dostarczanych przez tutejsze biuro turystyczne to prawdziwa
gratka dla miłośników pięknych widoków.
W drodze do Narviku mijaliśmy jeszcze wiele ciekawych
miejsc. Nie tylko pod względem widokowym. Zatrzymaliśmy się np. w miejscu
upamiętniającym katastrofę samolotu
pasażerskiego z 1947 roku (leciał z Tromsø do Oslo). Zginęło wówczas 35
osób. Dziewięć lat temu na cokole z listą ofiar umieszczono fragment silnika
pechowego samolotu.
W samym Narviku zaparkowaliśmy w pobliżu
muzeum ruchu oporu z czasów II wojny światowej i pobliskiego obelisku pokoju.
Niedaleko stąd znajduje się tablica z zaznaczonymi odległościami do
poszczególnych miejsc. I tak do Warszawy jest stąd 2 326 km, a na Nordkapp
tylko 740 kilometrów. Na cmentarz z grobami żołnierzy poległych w bitwie o
Narvik (w tym polskimi) nie docieramy, gdyż znajduje się on kilkanaście
kilometrów od miasta, w kierunku przeciwnym do naszej trasy. Na miejsca
upamiętniające walki z 1940 roku natrafiamy jednak jeszcze dwukrotnie na północ
od Narviku. Znajdują się tam obeliski, pamiątkowe tablice i działa. Szczególnie
dużo uwagi poświęca się tu generałowi Carlowi Gustavowi Fleischerowi (gen.
Władysław Sikorski odznaczył go krzyżem Virtuti Militari).
Słoneczny
poranek. Wyjazd o 8.30. Piękna pogoda utrzymuje się cały dzień. Kolejny dzień
prowadzę auto. W drodze do Alta mijamy z lewej ładnie ośnieżone góry i długi,
bajecznie uroczy Langfiord. Trasa E6
pełna jest na tym odcinku malowniczych, ale i często niebezpiecznych zakrętów.
Nadal
spotykamy sporo Polaków. Mieliśmy dziś zamiar dotrzeć na Nordkapp, ale
zanocowaliśmy 103 km przed. Nad fiordem
pod skałami z wodospadem. Prowadziłem z
krótkimi przerwami prawie 13 godzin. Nie czuję jednak zmęczenia. Po raz kolejny
trafia się nam miejsce postojowe z WC. Pełno komarów. Wcześniej ich nie
spotkaliśmy.
Mieliśmy zamiar odwiedzić Polar Park w Bonesveien
niedaleko Narviku. Na jego otwarcie trzeba było jednak czekać ponad pół godziny,
a na to szkoda nam było czasu. Popatrzyliśmy więc tylko na spacerujące wzdłuż ogrodzenia
świnki i owieczki, rezygnując z teoretycznej możliwości zobaczenia łosi, rysi, niedźwiedzi
i wilków. Podobnie postąpiła szóstka Polaków
podróżujących dwoma autami.
Biwakowaliśmy w zakolu Porsangerfiorden. Rano
wybraliśmy się pod widoczny z daleka wodospad. Do miejsca, w którym z hukiem
spadała woda z wysokości ponad stu metrów, szedłem prawie pół godziny. Ostatni
odcinek piął się bowiem stromo pod górę wzdłuż kamienistego koryta rzeczki. W
obie strony było to jednak zaledwie 3,5 kilometra. U czoła wodospadu w
rozpylonych kroplach wody igrały promienie słoneczne, tworząc fantastyczną tęczę.
Coraz lepiej poznajemy się z
Krzysztofem. Mojego partnera w podróży znałem bowiem wcześniej jedynie z przelotnego
spotkania i paru rozmów za pośrednictwem internetowych komunikatorów. Było więc
oczywiste, że wcześniej czy później ujawnią się te cechy naszych charakterów, które
nie będą podobać się drugiej stronie. Żeby nie drążyć niepotrzebnie tematu, powiem
tylko, że poradziliśmy sobie doskonale z wszelkimi konfliktogennymi sytuacjami.
A siłą rzeczy - spędzając ze sobą 11 dni w dość ekstremalnych warunkach - trudno
takich uniknąć.
Mo I Rana |
Mo I Rana |
Mo I Rana |
Krąg polarny w Mo I Rana |
Moskenes |
Lofoty |
Na promie z Bodo |
Lofoty |
Sztokfisz |
Uttakleiv |
Svolvaer |
Narvik |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz