Konstytucja Zarzecza |
Drugi dzień pobytu w Wilnie jest znacznie
mniej intensywny od pierwszego. Przed wszystkim odsypiam bowiem zaległości. Z
hostelu wychodzę grubo po dziesiątej. Przed katedrą zaczepia mnie miła
dziewczyna i oferuje przejazd po mieście odkrytym busem wycieczkowym. Spoglądam
na kolorowy folder Vilnius City Tour i
widzę, że audioprzewodnik oferowany jest
także w języku polskim. Daję się skusić. Płacę 12 Euro za trwający godzinę i 10
minut objazd i zajmuję miejsce. Niestety, później tego żałuję. W praktyce nie
zobaczyłem bowiem prawie nic nowego za wyjątkiem Zwierzyńca. Poza tym takie
zwiedzanie jest bardzo powierzchowne. Owszem, informacje płynące ze słuchawek
audioprzewodnika są konkretne i przydatne, ale cóż z tego, jeżeli nie widzi się
wnętrz mijanych obiektów, nie czuje atmosfery tego czy innego kościoła lub
muzeum. Jest to takie przysłowiowe lizanie cukierka przez szybę. Tak więc
zdecydowanie nie polecam!
Po opuszczeniu busa kontynuuję zwiedzanie na
piechotę. Przed białym gmachem
ministerstwa obrony zaintrygował mnie czarny pomnik. Na jego kolumnie widoczne
było popiersie generała Jonasa Żemaitis-Wytautasa. Jak można było dowiedzieć
się z tablicy informacyjnej - był on pełniącym obowiązki prezydenta Litwy w
latach 1949-1954 i działaczem niepodległościowym. Został jednak zdradzony i
wywieziony do Moskwy, gdzie po długim śledztwie prowadzonym przez samego Berię,
rozstrzelano go w więzieniu w Butyrkach.
Ponownie zachodzę do kościoła św. Kazimierza.
Tym razem jest otwarty. Szczęście mi dopisuje i mam możność posłuchania muzyki
organowej. Sam kościół jest przestronny, jasny i ...pusty. To ostatnie
określenie dotyczy praktycznie wszystkich kościołów, jakie widziałem w Wilnie.
Czasami można zauważyć pojedyncze modlące się osoby, częściej jednak widać
mniejsze lub większe grupy turystów. Być może inaczej jest podczas świątecznych
nabożeństw, ale moja trzydniowa wizyta w tym mieście przypadła na dni
powszednie.
Z ulicy Zamkowej skręcam w jakieś podwórko i
całkiem przypadkowo natrafiam na umieszczone na ścianie pierwszego piętra
popiersie Juliusza Słowackiego. W niewielkiej podłużnej wnęce poniżej widać
wyżłobiony napis: "TU MIESZKAŁ JULJUSZ SŁOWACKI". Lista polskich poetów, pisarzy i artystów
związanych z Wilnem na którymś z etapów życia jest zresztą bardzo długa. Oprócz
tych najbardziej znanych, jak Mickiewicz, Słowacki, Kraszewski czy Miłosz,
mieszkał tu także K. I. Gałczyński, St. Cat-Mackiewicz, T. Konwicki, E.
Karewicz, Z. Kęstowicz i wielu innych.
Przed Church Heritage Museum oglądam
pobieżnie wystawione na dziedzińcu dwa dzwony z 1773 roku. Rzucam okiem na
wiszący na murze obraz podpisany Salvator Mundi (Zbawiciel świata). Nawet
podobny do tego namalowanego przez Leonarda da Vinci na początku XVI wieku...
Obok niego kilka drewnianych rzeźb przedstawiających jakichś świętych.
Wchodzę do kościoła św. Anny, który wczoraj
był zamknięty. Uwagę zwraca ołtarz główny z obrazem św. Anny Samotrzeć, ciemne
niemal czarne ławki i takaż ambona. Po prawej stronie ołtarza zauważam portret
biskupa Teofiliusa Matulionisa.
Przypominam sobie, że widziałem tę postać także w innych wileńskich
świątyniach. Nie bez kozery. Biskup Matulionis podczas uroczystej mszy przed
katedrą w Wilnie 25 czerwca tego roku (dwa dni przed moim przyjazdem) został
ogłoszony przez kardynała Angelo Amato błogosławionym. Proces beatyfikacyjny
trwał 26 lat. O rok więcej niż biskup spędził w sowieckich łagrach. Dla
Litwinów ta beatyfikacja ma ogromne znaczenie, gdyż jest pierwszą ogłoszoną na
terenie Litwy.
Po drodze do
Zarzecza (Użupis) zaglądam na chwilę do Soboru Przeczystej Bogurodzicy. Ta
katedralna cerkiew prawosławna wybudowana jest w stylu gruzińskim. Szczególnie
pięknie prezentuje się od strony rzeki Wilejki. Białe ściany ładnie kontrastują
z pokrytymi czerwonym dachem wieżyczkami, na szczytach których złocą się
charakterystyczne dla obrządku prawosławnego krzyże.
Poprzedniego dnia
tylko pobieżnie poznałem słynną Republikę Zarzecza. Panujący tu klimat
porównywany jest do kopenhaskiej Christianii i paryskiego Montmartru. Przed
wojną mieszkał tu Bernard Ładysz i wspomniany wcześniej Gałczyński z żoną.
Dzielnica nad brzegiem Wilejki rzeczywiście jest urokliwa. Wąskie uliczki,
liczne mostki obwieszone kłódkami i kolorowe elewacje domów. Widać też trochę
elementów artystycznych, ale nie tyle, ile spodziewałem się po wcześniejszej
lekturze materiałów na temat tego miejsca. Kilka galerii było zamkniętych na
głucho. Bez trudu znalazłem ulicę Paupio, przy której wywieszone są tablice z
Konstytucją Zarzecza przetłumaczoną na kilkanaście języków. Oto co ciekawsze
albo - jak kto woli - śmieszniejsze z jej 38 punktów:
Człowiek ma
prawo mieszkać nad Wilenką, a Wilenka przepływać obok człowieka.
Człowiek ma
prawo do ciepłej wody, ogrzewania w zimie i do dachu z dachówek.
Człowiek ma
prawo umrzeć, ale nie jest to jego obowiązkiem.
Człowiek ma
prawo być nieznany i niewybitny.
Człowiek ma
prawo do lenistwa i nicnierobienia.
Człowiek ma
prawo kochać kota i opiekować się nim.
Kot nie ma
obowiązku kochać swego pana, ale powinien
pomóc mu w trudnej chwili.
Człowiek nie
może się dzielić tym, czego nie ma.
Człowiek ma
prawo płakać.
Człowiek ma
prawo być niezrozumianym.
Człowiek ma
prawo się nie bać.
A żeby wszystko
wyglądało jak w każdym normalnym państwie, Republika Zarzecza chlubi się
posiadaniem swojej flagi, prezydenta, hymnu, waluty, a nawet biskupa i gazety.
Podobno posiada też swoją armię...
Po południu zdecydowałem się pojechać do
dzielnicy Karolinka, gdzie znajduje się najwyższy obiekt na Litwie, czyli wieża
telewizyjna. Jej wysokość wynosi 326,5 metra. Dla zwiedzających dostępny jest
jednak tylko pułap 165 metrów. Zlokalizowano tu obrotowy taras z restauracją w
środku. Pełny obrót trwa 45 minut. Nie czekałem aż tyle. Przeszedłem się po
prostu dookoła i sfotografowałem interesujące mnie fragmenty panoramy Wilna.
Wieżę widać co prawda z daleka, ale z jej tarasu widokowego można zobaczyć
jeszcze więcej - przy dobrej pogodzie widoczność sięga 50 km. Z jednej strony
sypialniane blokowiska, z innej zaś zalesione tereny. Przede wszystkim jednak
Stare Miasto ze Wzgórzem Giedymina. A jakby ktoś poszukiwał silniejszych
wrażeń, to z dachu tarasu możliwe jest wykonanie skoku na bungee.
Wieża otwarta
została w 1981 roku. W jej stosunkowo krótkiej historii występuje dramatyczny
element. Myślę tu o wydarzeniach z 13 stycznia 1991 roku, kiedy to podczas
protestu przeciw zajęciu wieży przez armię ZSRR zginęło 14 osób a 700 zostało
rannych. Ofiary upamiętnia ekspozycja na parterze wieży.
Z centrum można tu
dojechać m.in. trolejbusem linii 1 i 3. Jednorazowy bilet kosztuje 1 Euro.
Wstęp na wieżę to wydatek 7 Euro.
Do Muzeum
Holokaustu nie zdążyłem, gdyż czynne jest tylko do godz. 17.00. Obejrzałem więc
tylko z zewnątrz pomalowany na zielono budynek. Przed nim zaś tablicę
poświęconą konsulowi Japonii, który po zajęciu Litwy przez ZSRR w 1940 roku
pomógł paru tysiącom Żydów wyjechać do Japonii. Chiune Sugihara jest jedynym
Japończykiem odznaczonym medalem "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata". Taki
japoński Schindler...
Obok Centrum
Kultury Hiszpanii podziwiam przez chwilę zajęcia jogi na świeżym powietrzu.
Następnie schodzę w dół i maszeruję prospektem Giedymina w stronę katedry.
Mijam pomnik poetki Żemajtes, słucham młodych skrzypaczek przed gmachem Teatru
Dramatycznego i jakiegoś rockowego zespołu pod pomnikiem Vincasa Kudirki.
Przechodzę obok katedry i słyszę nagle dźwięk trąbki. Podchodzę bliżej i widzę,
że hejnalista stoi w oknie pobliskiego Pałacu Wielkich Książąt Litewskich
(Zamek Dolny). Zasiadam w pobliskim Grill Terrace i delektuję się piwem Svyturys
(tym razem 2,80 Euro). Następnie krótki spacer po Zamkowej. Jest późne
popołudnie. Przy wystawionych przed lokale stolikach pełno turystów. Co
kilkadziesiąt metrów ustawiają się akordeoniści i inni instrumentaliści.
Niektórzy nawet śpiewają. Ot, standard deptaków wszystkich miast.
Trzeci dzień pobytu
w Wilnie rozpoczyna się od potężnej ulewy. Jak przeczytałem w Wilnotece
(lokalnym polskim portalu) była to największa ulewa od 1993 roku. Wówczas
spadło 48 milimetrów wody na metr kwadratowy. Teraz tylko milimetr mniej. Wiele
ulic zostało podtopionych. Wstałem około godziny dziewiątej i kiedy usłyszałem
grzmoty oraz intensywny szum deszczu na szybach poddasza, pomyślałem sobie, że
ten dzień będzie stracony. Mimo to po śniadaniu założyłem płaszcz przeciwdeszczowy
i wyruszyłem na miasto. Bez żadnej koncepcji co do trasy. Znowu zadecydował
przypadek. Natrafiłem na ofertę przejazdu w tę i z powrotem do Trok. Tym razem
nie było audioprzewodnika po polsku, ale rosyjski w zupełności mi wystarczył.
Całkowity koszt 20 Euro.
Troki oddalone są
od Wilna o 28 kilometrów. Jedzie się tam niewiele ponad pół godziny. W busie
jestem jedynym Polakiem. Towarzyszą mi Rosjanki i Włoszki. Przyjeżdżamy przed
południem. Deszcz nadal pada. Czerwony zamek na wyspie Galwe ledwie widać spoza
ściany wody. Mimo to turyści tłumnie zmierzają do środka. Na drewnianym
pomoście zaplątuję się w jakąś japońską wycieczkę i wraz z nią przechodzę przez
bramę. Wtedy uświadamiam sobie, że wszedłem bez biletu. Tym samym muszę
przyznać, że naraziłem państwo litewskie na stratę 7 Euro.
Troki były kiedyś
(do XIV w.) - w co trudno uwierzyć, patrząc na wielkość miejscowości - stolicą
Litwy. Mieszka tu bowiem zaledwie 6 tysięcy osób. Ponad 20% to Polacy. Poza
Litwinami zamieszkują tu także sprowadzeni z Krymu Karaimowie. Ich domy do
dzisiaj wyróżniają się spośród innych: kolorowe, z kwiatami w oknach.
Po godzinie zaczyna
się przejaśniać. Wtedy akurat opuszczam zamek, w którym tak naprawdę mało
zostało z dawnych czasów. Praktycznie cały odrestaurowany był bowiem w XX
wieku. Jego atutem jest jednak położenie. W ogóle Troki są wspaniałym miejscem
na wypoczynek. Porównałbym je do naszych Mazur. Mnóstwo jezior, lasów. No i
bliskość Wilna.
Po powrocie do
Wilna odwiedzam jeszcze kościół Wszystkich Świętych. Uwagę zwracają tu bogato
zdobione i pokryte obrazami pilastry
głównej nawy. Sam kościół, podobnie jak wiele innych za czasów sowieckich,
spełniał funkcję obiektu użytkowego. W latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku
było tu Muzeum Litewskiej Sztuki
Ludowej.
Sporym zdziwieniem
zareagowałem na widok pomnika Tarasa Szewczenki. Ten ukraiński poeta spędził w
Wilnie zaledwie dwa lata i to jako młody chłopak (15 - 17 lat). Wtedy jeszcze
nikomu nie śniło się, że w przyszłości będzie on filarem literatury rosyjskiej
i ukraińskiej. Mimo to 6 lat temu wileńskie władze uhonorowały go posągiem w
pobliżu hali targowej. A propos hali: nabyłem w niej pysznego kindziuka i
równie smaczną wędzoną słoninę. Sprzedawczynią była Polka.
Ostatnim akcentem
mojego wileńskiego wypadu była konsumpcja czebureki z mięsem (1,6 Euro)
popijanego piwem Tauras (1,5 Euro) w
przydworcowym barze.
Filmy: Wilno
Dom, w którym mieszkał J. Słowacki |
Kościół św. Anny |
Sobór prawosławny w Wilnie |
Zarzecze - Wilejka |
Taras wieży widokowej w Wilnie |
Widok z wieży telewizyjnej w Wilnie |
Wnętrze wieży telewizyjnej w Wilnie |
Ofiary obrony wieży |
Upamiętnienie obrońców wieży w Wilnie |
Katedra w Wilnie |
Grajkowie na Zamkowej w Wilnie |
Na zamku w Trokach |
Domek w Trokach |
Zamek w Trokach |
Czeburaki |
Przy Zamkowej (Pilis) w Wilnie |
Troki - dziewczynka z poziomkami |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz