Najpierw dwa głuche
telefony z mBank, potem telefon z automatyczną ankietą na temat zadowolenia
bądź nie z „rozmowy” z konsultantem. To reakcja na moje wcześniejsze
reklamacje. Znowu więc musiałem skrobnąć maila z pretensjami. Owszem, przyjęto
moje zastrzeżenia, ale w sprawie braku obiecanej premii na moim koncie nic się nie
zmieniło. Zadzwoniła natomiast kolejna konsultantka z sugestią, abym nie
rezygnował pochopnie z rachunku w mBank, gdyż jego prowadzenie jest bezpłatne.
Odpowiedziałem, że mogę jeszcze trochę się powstrzymać z ostateczną rezygnacją,
ale uważam, że bank, który nie dotrzymuje składanych przez siebie obietnic, nie
jest godny zaufania.
Od ładnych paru lat
nie czytam tygodnika „Nie”. Pewnie więc nie dowiedziałbym się o domniemanym romansie
Jacka Kurskiego, gdyby on sam nie spowodował rozgłosu wokół tej sprawy. Otóż euro
deputowany, na wieść o tym, że pismo Urbana zamierza wyciągać na światło
dzienne wątki z jego życia osobistego, skorzystał z pomocy prawnej i uzyskał
sądowy zakaz publikacji materiału na temat jego prywatnych problemów. I ten właśnie zakaz spowodował, ze o sprawie
dowiedziała się cała Polska. Nie jestem
pewien, czy dokładnie o to chodziło Jackowi
Kurskiemu…
Wyobrażam sobie
rechot Jerzego Urbana, który praktycznie
za darmo uzyskał reklamę swojego pisma. Dziesiątki gazet i portali internetowych
informuje bowiem o tej, nie ma co ukrywać, pikantnej sprawie. Założę się, że
kolejne numery „Nie” sprzedadzą się w o wiele większym nakładzie niż dotychczas.
Co do samego romansu Jacka
Kurskiego nie mogę się wypowiadać, gdyż nie mam ku temu żadnych podstaw. Jeżeli
jednak rzeczywiście miał on miejsce, to wiarygodność posła Kurskiego bardzo na
tym ucierpi. Wszak nie kto inny, tylko on sam ma zawsze pełne usta frazesów o świętości rodziny, trwałości związków małżeńskich
i tp.
A już tak całkiem na
marginesie, to jest sporo prawdy w powiedzeniu o tym, że „Jeżeli mieczem wojujesz,
to od miecza zginiesz”. Pamiętamy przecież „dziadka z Wehrmachtu”….
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz