Przed ósmą wpływamy do portu Rouen na Sekwanie.
Zapowiada się świetna pogoda. Do centrum stolicy Normandii jest niespełna 4
kilometry, ale mimo to Magellan zapewnił transport busami. Zaczynamy zwiedzanie
od ogromnej gotyckiej katedry Notre Dame. Jej iglica ma 150 metrów wysokości. Uwielbiał
ją malować Claude Monet. W okolicy żołnierze z długą bronią. Widać zagrożenie
atakami terrorystycznymi we Francji nie słabnie. Potem przy punkcie informacji
turystycznej W. Dąbrowski tradycyjnie już korzysta z Wi-Fi, a ja udaję się na
samotny spacer. Miasto sprawia pozytywne wrażenie. Jest tu sporo drzew i
kwiatów. Nie brakuje też kościołów. Oglądam po kolei kościół Eglise St-Maclou,
St. Ouen i St. Marc.
Następnie idę na miejscowy cmentarz. Jak wszędzie we
Francji nie widać żadnych zniczy. Nie ma też ławeczek przy grobach. Na
nagrobkach oprócz kwiatów ustawiane są często różne ozdoby.
Schodzę nad brzeg Sekwany i maszeruję długim bulwarem,
od czasu do czasu skręcając w którąś z uliczek lub wchodząc na kolejny most.
Słońce przypieka, a ja jak zwykle bez czapki. Przypiekana łysina aż skwierczy w
promieniach UV.
Po pięciu godzinach mam dość. Kupuję w Auchan piwo
Grimbergen (1,65 euro puszka) i wracam na statek. Endomondo pokazuje, że
przeszedłem 19 kilometrów. Jest to niewątpliwie najdłuższy dystans pokonany na
nogach podczas tej podróży. Do rekordowych zalicza się zresztą również
przepłynięta w ostatnim etapie ilość mil morskich - 462 (ponad 855 km).
Odpływamy kwadrans po dwudziestej. Mijamy przedmieścia
Rouen. Z jednej strony Sekwany płaski teren, z drugiej zalesione wzgórza
opadające stromymi, wyciosanymi w wapiennej skale klifami. Pod nimi ładne
kolorowe domy, ulica i biegnące równolegle do niej tory kolejowe.
Wieczorem pożegnalny koncert Rock&Roll.
Pożegnanie załogi. W teatrze kelnerzy serwują bezpłatnie szampana. Uroczy
wieczór.
Środa,
18.04.18
Ostatniej nocy przepłynęliśmy zaledwie 60 mil, czyli
około 111 km. Magellan zacumował na terminalu w Honfleur o trzeciej rano. Na
miasto wyszedłem o dziewiątej. Odwiedziłem najpierw kościół św. Leonarda.
Przeszedłem nad Vieux Bassin, w którego wodach pięknie odbijają się kamienice.
Przed drewnianym kościołem św. Katarzyny liczne
stoiska z owocami, sokami i warzywami. Dużo sklepów z pamiątkami. Sam
kościół wybudowany został w XVI wieku z
drewna pozyskanego z rozbitych statków. Jest to największa drewniana świątynia
we Francji. W dobudowanej wolno stojącej dzwonnicy znajduje się Muzeum Sztuki
Sakralnej
Honfleur to rybackie miasteczko u ujścia Sekwany, tuż
obok Hawru. Charakteryzują je wąskie domy z muru pruskiego, brukowane uliczki i
urokliwy stary port. Miasto ocalało w czasie wojny od bombardowań.
Nietypowa toaleta publiczna na otwartym powietrzu. W
środku półokrągłe niby pisuary, na zewnątrz zaś metalowa ścianka rozpoczynająca
się jakieś 40 cm nad ziemią.
Przez trzy godziny przeszedłem 9,5 km. Niewiele, ale i
Honfleur małe, bo liczące niespełna 8,5 tysiąca ludności. W bocznych wąskich
uliczkach uwagę zwracają wysokie na minimum 2,5 metra mury oddzielające posesje
od jezdni i mikroskopijnych chodników. Te charakterystyczne i solidne
ogrodzenia widziałem już w wielu francuskich miastach.
Przy powrocie na statek nieco dziwna kontrola w
wykonaniu francuskich służb. Trzeba było odstawić do pojemnika aparaty plecaki,
telefony, portfele i pasy, a potem przejść przez bramkę wykrywającą metal.
Miałoby to sens, gdyby odłożone przedmioty przechodziły przez skaner. Nic
takiego nie miało jednak miejsca.
Dzisiaj wypływamy wcześniej, bo już o 15.30.
Lejkowatym ujściem Sekwany przedostajemy
się na wody Kanału La Manche. Mijamy port i miasto Hawr kończące się
wysokim klifem. Pogoda świetna. Wymieniany pozdrowienia z Pawłem Krzykiem,
który odbywa właśnie podróż po Afryce. Dzisiaj udał się z Sudanu do Nigru.
Czwartek,
19.04.18
O ósmej rano Magellan zawinął do portu w Tilbury.
Wyokrętowała się tu większość pasażerów. My postanowiliśmy jechać do Londynu (w
tym miesiącu mija równo 10 lat od mojego przejazdu przez to miasto). Do stacji
kolejowej idziemy prawie dwa kilometry. Bilet powrotny do Londynu kosztuje
12,10 funta. Jedziemy 35 km przez 38 minut.
W Londynie piękna pogoda. Bezchmurne niebo i 25 stopni
w cieniu. Zaczynamy zwiedzanie od Tower Bridge na Tamizie. Idziemy następnie do
katedry św. Pawła, przechodzimy przez most milenijny przeznaczony tylko dla
pieszych. Dochodzimy do wielkiego koła zwanego Londyńskim Okiem lub Kołem
Milenijnym. Obserwujemy wolno przesuwające się gondole. Wchodzimy na most
westminsterski i przedostajemy się na północną stronę Tamizy. Mijamy
Westminster i Big Bena szczelnie (z wyjątkiem zegara) zasłoniętego rusztowaniami.
Jego remont trwa już prawie rok, a potrwa kolejne trzy lata.
Podążamy potem skrajem St. James,s Parku do pałacu Buckingham. Spóźniamy się pół godziny na uroczystą zmianę
warty. Nie wiadomo dlaczego odbywa się ona o 11.30 zamiast równo w południe.
Widzimy tylko wracające w defiladowym
szyku oddziały wojska, policji konnej i towarzyszącą im orkiestrę.
Chwilę stajemy przed zwieńczonym złocistymi postaciami symbolizującymi pokój i
zwycięstwo Victoria Memoriał. Następnie idziemy do pobliskiego Green Parku,
gdzie robimy sobie małą przerwę na lunch. Podobnie jak setki innych turystów i
miejscowych rozsiadamy się beztrosko na trawie i wyjmujemy swoje wiktuały.
Dalej maszerujemy przez klasyczne punkty Londynu,
czyli ulicą Piccadilly do Piccadilly Circus, gdzie w centralnym punkcie
skrzyżowania znajduje się fontanna z figurką Anterosa. Na schodkach fontanny
pełno młodzieży. Dalej podążamy przez Haymarket i Pall Mall, by dotrzeć wkrótce
do Galerii Narodowej i słynnego Trafalgar Square z kolumną Nelsona pośrodku.
Obok jest duża fontanna, a dookoła cztery ogromne lwy wykonane z brązu. Ulicą
Strand i Lutgate Hill ponownie dochodzimy do katedry świętego Pawła. Jeszcze raz oglądamy
też Tower Bridge, tym razem z lepszym
światłem do zdjęć.
O 15.11 wsiadamy w pociąg a o szesnastej jesteśmy już
na statku. Nasz kolejowy bilet uprawniał bowiem, jak się okazało, także do
przejazdu busem na terminal. Przeszedłem dzisiaj łącznie prawie 22 km.
W Tilbury piwo Tyskie kosztuje 1,20 funta za puszkę, a
więc taniej niż w Szkocji.
W ostatni etap rejsu, do Amsterdamu, wypływamy o
osiemnastej. Piękny zachód słońca. Krwawa czerwień.
Piątek, 20.04.18
O godzinie jedenastej opuszczamy kabinę. W południe spożywamy
ostatni lunch, a o 13.30 po raz ostatni schodzimy z Magellana. Idziemy na
dworzec kolejowy. Zostawiamy bagaże w przechowalni (koszt dobowego przechowania
wynosi 10 euro) i idziemy na miasto. Wędrujemy wzdłuż kanałów, które jak zwykle
pełne są łódek i barek wypełnionych turystami. Na nabrzeżach zielenią się
drzewa i bujnie rozkwitają tulipany. Wkrótce dochodzimy do słynnej dzielnicy
czerwonych latarni. W przeszklonych witrynach stoją panie w wyzywających
strojach i takich samych pozach. Niespecjalnie atrakcyjne, czasami wręcz o
odstręczającym wyglądzie. Jedna z nich pokazała mi środkowy palec, gdy
taksowałem ją krytycznym wzrokiem. Dalej idziemy na plac Dam ze strzelistym
monumentem pośrodku. Mijamy muzeum figur woskowych Madame Tussauds i wchodzimy
na brukowany wąski deptak Kalverstraat. Jest tutaj niezwykle tłoczno i gwarno. Wokół
pełno muzeów, ale tym razem czas nie pozwala na ich odwiedzenie.
Przeszliśmy sześć kilometrów (razem podczas całej
wycieczki przeszedłem 131 km). A skoro już mowa o liczbach, to przepłynęliśmy 2409
mil, czyli około 4461 km w ciągu 150 godzin, płynąc ze średnią prędkością szesnastu
węzłów (knotów - jak mówią fachowcy) na godzinę.
Kolejna przygoda dobiegła końca.
Wnętrze Notre Dame w Rouen |
Przed Notre Dame |
Kościół St. Ouen |
Cmentarz w Rouen |
Magellan |
Kośćiół św. Leonarda |
Honfleur |
Honfleur |
Wnętrze kościoła św. Katarzyny |
kościół św. Katarzyny |
Toaleta w Honfleur |
Klify Hawru |
Katedra św. Pawłą w Londynie |
Westminster |
Big Ben |
Na moście westminsterskim |
Victoria Memorial |
Green Park |
Trafalgar Square |
Tower Bridge |
Amsterdam |
Dzielnica czerwonych latarni |
Amsterdam |
Londyn, Trafalgar Square |