Józefa Ślusarczyk-Latos |
Od dawna
wiedziałem, że Józefa Ślusarczyk-Latos jest poetką. Od wielu lat nie miałem
jednak z nią żadnego kontaktu. Dlaczego o tym wspominam? Ano dlatego, że Józia
chodziła do tej samej szkoły podstawowej co ja, tylko dwie klasy wyżej.
Mieszkała w tej samej pod kieleckiej wsi (Pępice) i na tym samym przysiółku
(Wilcza Góra). A teraz najciekawsze: jej mama była rodzoną siostrą mojej babki
Katarzyny Drogosz. A zatem jako kuzynka mojej mamy jest moją dalszą ciocią.
Z dzieciństwa zapamiętałem
ją jako wysoką i wysportowaną dziewczynę. Czynnie uprawiała wtedy lekkoatletykę.
Ja i inne dzieciaki wołaliśmy czasem na nią
"Ej, sportowiec!". W tamtych czasach mało kto z naszej rodzinnej wioski
wybijał się ponad przeciętność. Józefa była wyjątkiem od reguły. Bodajże w 1973
roku wyjechała do Krakowa, ja zaś na dobre opuściłem Pępice rok później. Można zatem
założyć, że nie mieliśmy ze sobą kontaktu aż przez 44 lata. Aż do wczoraj, kiedy
to przypadkowo natknąłem się na znanym portalu społecznościowym na jej nazwisko.
Oczywiście od razu przypomniałem się jej. O dziwo, skojarzyła mnie, choć od tamtych
czasów upłynęło mnóstwo wody w Ciemnicy i w Bobrzy (rzeki naszego dzieciństwa),
a poza tym wówczas nosiłem inne nazwisko. Napisała: Proszę, proszę! - znalezieni po latach... I gdzie Ty się chłopaku
zapodziałeś?! Odzywaj się czasem. Życzę Radosnych i Spokojnych Świąt B. Narodzenia
Tobie i Rodzinie (komentarz był publiczny, więc nie popełniam chyba niezręczności, cytując go in extenso).
O twórczym dorobku Józefy,
a jest on naprawdę olbrzymi, nie będę pisał. Zainteresowani mogą bowiem i powinni
sami się z nim zapoznać.