Z "Dzwonkówki" na Dzwonkówkę

Szlak na Bryjarkę

Kolejny dzień z piękną pogodą. Miałem dzisiaj propozycję wyjazdu nad Jezioro Szczyrbskie i do Jaskini Bielskiej. Zrezygnowałem jednak, ponieważ  już tam kiedyś byłem. Zaoszczędziłem tym samym 105 złotych, a wolny czas wykorzystałem na pieszą wędrówkę, dzięki czemu spaliłem prawie półtora tysiąca kalorii.
Z „Dzwonkówki” zszedłem na pl. Dietla i ulicą Języki rozpocząłem wędrówkę w kierunku szczytu Bryjarka (679 m. n.p.m.). Prowadzi tam szlak oznaczony kolorem żółtym. Droga nie jest zbyt stroma, ale zmrożony śnieg jest miejscami bardzo śliski. Wzdłuż trasy rozmieszczono metalowe stacje drogi krzyżowej. Przed szczytem Bryjarki trzeba nieco zejść ze szlaku, żeby dojść do umieszczonego na wierzchołku metalowego krzyża. Z bliska robi on o wiele większe wrażenie niż wtedy, gdy patrzy się na niego z poziomu Parku Górnego.
Po zrobieniu kilku zdjęć krzyża i widocznej spod niego Szczawnicy oraz Palenicy wróciłem na żółty szlak, którym podążyłem do Schroniska Bereśnik. Droga chwilami pięła się ostro w górę, a momentami była płaska. Ze szlaki doskonale widać było masyw Trzech Koron, a w oddali szczyty Gorców. Nieco później otworzyła się tez panorama na nieco bardziej oddalone Tatry.
Za schroniskiem szlak na Dzwonkówkę skręca w lewo i przez jakiś czas biegnie równolegle ze szlakiem czarnym. Im dalej zagłębiałem się w las, tym więcej było śniegu. Na szczęście był ubity, więc szło się przyjemnie, choć w niektórym miejscach na pewno przydałyby się raki. Na szczyt Dzwonkówki (983 m. n.p.m.) dotarłem po dwóch godzinach od opuszczenia sanatorium. Przez chwilę nie mogłem go znaleźć, gdyż zasugerowałem się jakimiś koleinami w głębokim śniegu i w efekcie dwukrotnie okrążyłem wierzchołek góry. Ten zaś oznaczony jest tylko dwoma kamieniami, które łatwo przeoczyć.
Nie chciałem wracać do Szczawnicy tą samą drogą, więc wszedłem na szlak czerwony i podążyłem nim do Krościenka. Droga w dół była z pozoru łatwiejsza, ale o wiele bardziej niebezpieczna ze względu na liczne oblodzenia szlaku. W Krościenku nad Dunajcem znalazłem się po przejściu 14 kilometrów przez leśne dukty. Ostatnie 6 km do Szczawnicy szedłem już drogą utwardzoną wzdłuż Dunajca.
Reasumując, przeszedłem 20,13  km w czasie  trzech godzin i 43 minut. Średnia wyszła niezbyt imponująco, bo 5,42 km/h. Zważywszy jednak na przewyższenie w granicach 540 metrów i  liczne oblodzone podejścia, nie jest najgorzej. Widoki, jakie miałem okazję podziwiać, najlepiej oddadzą zdjęcia.



Krzyż na Bryjarce

Palenica, widok z Bryjarki




Schronisko pod Bereśnikiem



Szczawnica - Potok Biały

Dunajec

Krościenko


Szlak czerwony



Widok na Tatry



Ślad dzisiejszego spaceru :)

Okiem kuracjusza I


Palenica z okna "Dzwonkówki"

Wczoraj wieczorem otrzymaliśmy plan zabiegów. W ciągu całego turnusu będzie ich 54. Mowa oczywiście o tych finansowanych przez NFZ. Jeśli ktoś chciałby  skorzystać z większej ilości zabiegów, to nic nie stoi na przeszkodzie, pod warunkiem pokrycia ich kosztu. Mnie wystarczą w zupełności te gwarantowane, czyli:

- okłady borowinowe na kręgosłup i bark (2 x 9 = 18),

- terapuls  (7),

- gimnastyka zbiorowa (7),

- kąpiel solankowa (7),

- hydro jet (7),

- jonoforeza (8).

Dzisiaj miałem tylko dwa zabiegi: kąpiel solankową i okłady borowinowe. W inne dni będę miał po 3 - 4 zabiegi. Wszystkie przed południem, a zatem będzie czas na poobiednie wycieczki. A propos wycieczek, to zapisałem się dzisiaj  na kilka  wyjazdów organizowanych przez Pienińskie Centrum Turystyki. Pojadę między innymi na baseny siarkowe w Szaflarach i Vrbow, odwiedzę Zakopane, Stary Sącz, sanktuarium w Ludźmierzu, zamek w Niedzicy i Czerwony Klasztor na Słowacji. Wezmę też udział w paru innych imprezach, o których zapewne później napiszę.

Posiłki spożywane są przy sześcioosobowych stolikach. Nasz ma numer siedem i siedzi przy nim jeszcze jedno małżeństwo oraz dwie panie. Dzisiejsze śniadanie składało się z płatków owsianych na mleku, porcji szynki, jajka na miękko, kawałka bryndzy, pomidora, powideł śliwkowych, no i oczywiście pieczywa.

Pogoda idealna: słońce i niewielki mróz. W sam raz na opalanie twarzy na balkonie.

Po obiedzie zwiedzanie uzdrowiska z przewodnikiem. Andrzej Dziedzina-Wiwer, bo o nim mowa, podobnie jak przed siedmioma laty ze swadą opowiadał o okolicznych pasmach górskich (Pieniny i Beskid Sądecki) i o historii uzdrowiska w Szczawnicy. Była więc okazja przypomnieć sobie o dwóch Józefach, którzy odcisnęli piętno na tym miejscu. Myślę tu o Dietlu i Szalayu. Po zmiennych kolejach losu uzdrowisko jest obecnie własnością spółki Uzdrowisko Szczawnica S.A., której głównym udziałowcem są spadkobiercy hrabiego Adama Stadnickiego, niegdysiejszego właściciela.

Wracając do naszego przewodnika, to mogę tylko potwierdzić to co pisałem o nim w 2012 roku. Andrzej Dziedzina-Wiwer, góral ze Szczawnicy to człowiek orkiestra: poeta, regionalista, ratownik GOPR, gawędziarz, przewodnik górski. Mimo zaawansowanego wieku nadal jest w dobrej formie. Zakładam, że podczas tego turnusu jeszcze nie raz będzie nam dane go spotkać.

Wschód słońca zza "Nauczyciela"

Menu w "Dzwonkówce

Szczawnica, choć schody podobne jak w Sacre coeur :)

Zdrój Magdalena

Szczawnica - pijalnia wód mineralnych

Kaplica od lat zamknięta na wszystkie spusty

Andrzej Dziedzina-Wiwer

Krynica-Zdrój i okolice

  Środa, 06.08.25 Do pociągu Intercity „Karpaty” wsiadłem wczoraj o 20.25. Niemal od razu pojawił się konduktor. Sprawdził bilety i obie...

Posty