Guzikiewicz kontra radni


No i stało się! Rada Miasta Gdańska zdecydowała o odebraniu honorowego obywatelstwa księdzu Henrykowi Jankowskiemu, rozebraniu  poświęconego mu pomnika i zmianie nazwy skweru jego imienia. Radni PiS nie wzięli udziału w głosowaniu. Szybko  zareagował natomiast Karol Guzikiewicz, wiceszef stoczniowej Solidarności, który zapowiedział, że od tej pory  radnym  PO i Koalicji Obywatelskiej ze szczególnym uwzględnieniem  prezydent Aleksandry Dulkiewicz, wstęp na uroczystości do bazyliki św. Brygidy będzie zabroniony.
Hm, czegoś tu nie rozumiem… O ile rada miasta jest władna podejmować uchwały o nadawaniu bądź odbieraniu komuś obywatelstwa, o tyle o wstępie do tego czy innego kościoła powinna decydować wyłącznie wewnętrzna potrzeba danej osoby. Kościół, jako taki, w wyjątkowych przypadkach może kogoś ekskomunikować, ale żeby przedstawiciel związku zawodowego uzurpował sobie prawo do decydowania, kto może wejść do świątyni a kto nie - przechodzi ludzkie pojęcie!
Fakt, że pana Guzikiewicza jako ministranta były proboszcz parafii pw. św. Brygidy głaskał i przytulał, a on odbierał to jako ojcowskie pieszczoty, na pewno nie uprawnia go do decydowania o tym, kto może  przekraczać bramy świątyni przy ul. Profesorskiej w Gdańsku.
Co do samego księdza Jankowskiego - to prawda, że odbudował kościół i przez wiele lat dobrze nim  administrował. W trudnych latach stanu wojennego stworzył ostoję podziemnej Solidarności i nieoficjalne centrum pomocy prześladowanym. Tych zasług nikt prałatowi nie odbiera. Jednakże, jak każdy z nas, był grzeszny. Nie mnie oceniać, jak bardzo. Powtórzę jednak to co pisałem wcześniej: radni mają prawo nadawać i odbierać obywatelstwo. Dlatego upolitycznianie tej sprawy uważam za  błąd.

Tropem wieszaka

Breitgasse 16

Tak się złożyło, że od ponad dziesięciu lat mieszkam w jednej z przedwojennych gdańskich kamienic. Nie ma w tym nic dziwnego, bo mimo wojennych zniszczeń, sporo ich jednak ocalało. Bardziej dziwi mnie fakt, że dopiero teraz odnalazłem w swojej szafie wieszak z napisem: BEGEDA Bekleidungs-Gesellschaft fur Danziger Beamte GMBH - Danzig - Breitgasse 16 (Firma odzieżowa BEGEDA dla gdańskich urzędników GMBH - Gdańsk - Breitgasse 16).  Zaintrygowało mnie to na tyle, że zacząłem szukać bliższych informacji. Szybko odkryłem, że  dawna ulica Breitgasse to obecna Szeroka i że pod numerem 16 mieścił się niegdyś duży dom towarowy. I w zasadzie na tym zakończyły się moje poszukiwania.
Może ktoś ma większą wiedzę na ten temat?



Breitgasse - pocztówka, kolekcja Mirosław Baska
Begeda - wieszak w moim posiadaniu

Spojrzenie w przeszłość druku


Wydana ponad cztery lata temu książka  "Ucieczka  od Gutenberga" (podtytuł: Wspomnienia pomorskich drukarzy) autorstwa  Kazimierza  Stopy i Pawła  Koniecznego przeszła  praktycznie  bez  echa.  Rzecz jest, jak sam tytuł  wskazuje,  o drukarstwie,  a właściwie  o jego końcu  w tradycyjnym rozumieniu tego słowa.  Autorzy oraz inni drukarze, których  wspomnienia zamieszczają  w książce,  z sentymentem wspominają pracę  przy linotypach i kasztach  z czcionkami.  Przywołują  postacie dawnych mistrzów  sztuki drukarskiej i opowiadają o zawodach, które  bezpowrotnie odchodzą  w cień.  Któż bowiem zatrudni  dzisiaj  zecera, metrampaża,  linotypistę czy tytularza? Na początku lat dziewięćdziesiątych większość z nich wylądowała na zielonej trawce.

W pewnym sensie rozumiem nostalgię przebijającą z tych wspominków,  ale jak wiadomo - postępu  się  nie zatrzyma. Skoro wcześniej  odeszliśmy od lampy  naftowej na rzecz  oświetlenia  elektrycznego, to musimy też  pogodzić  się z ewoluowaniem  technik drukarskich. Warto byłoby  jednak, co zresztą  postulują  autorzy  tej niewielkiej objętościowo  książki,  ocalić  od zapomnienia dawne urządzenia  drukarskie, np. w formie jakiegoś muzeum. Najbliższe jest  bowiem aż w Grębocinie  koło  Torunia

Jednego z autorów, Kazimierza Stopę,  znam od ponad trzydziestu lat. Stąd moje zainteresowanie omawianą książką. Gdyby nie ten fakt,  zapewne nigdy bym o niej nie usłyszał. Skoro już  jednak  trafiła w moje  ręce,  to z zainteresowaniem ją  przeczytałem.  Jeżeli  mógłbym  mieć  jakieś  zastrzeżenia,  do dotyczyłyby one niewielkich błędów  rzeczowych  i niezbyt starannej redakcji.

Na str. 14 jest mowa o Biurze Kontroli Widowisk i Prasy. Otóż  nie było  takiej instytucji. W PRL cenzurą  zajmował  się  Główny Urząd  Kontroli Prasy,  Publikacji  i Widowisk. Lokalnie mógł  to być urząd wojewódzki  lub okręgowy  (od 1981 r).

Nie wiem dlaczego gdański  Plac Wałowy zlokalizowany na obrzeżach  dzielnicy Śródmieście kilkukrotnie sytuowany  jest na pobliskiej  Biskupiej  Górce. Sporo jest  także  powtórzeń,  np. o linotypiście  Józefie Liedtke możemy przeczytać to  samo na stronach 12, 23 i 71. Podobnie o pierwszej  prywatnej stacji (działała w latach 1990-96) telewizyjnej  Sky Orunia.

Książka  została wydana w ramach  stypendium  kulturalnego, jakie przyznawane są  przez Miasto Gdańsk.  Wydaje mi się  jednak, że  oprócz  wyasygnowania  środków,  miasto  powinno też  zaangażować  się  bardziej  w promocję  książki. To tak na przyszłość...

Na pakistańskich drogach i bezdrożach

  Piątek, 11.10.24 Wyruszam dzisiaj   w kolejną podróż, dość ważną, bo Pakistan jest nie tylko ciekawym (a przy tym mało znanym) pod wzg...

Posty