Spojrzenie w przeszłość druku


Wydana ponad cztery lata temu książka  "Ucieczka  od Gutenberga" (podtytuł: Wspomnienia pomorskich drukarzy) autorstwa  Kazimierza  Stopy i Pawła  Koniecznego przeszła  praktycznie  bez  echa.  Rzecz jest, jak sam tytuł  wskazuje,  o drukarstwie,  a właściwie  o jego końcu  w tradycyjnym rozumieniu tego słowa.  Autorzy oraz inni drukarze, których  wspomnienia zamieszczają  w książce,  z sentymentem wspominają pracę  przy linotypach i kasztach  z czcionkami.  Przywołują  postacie dawnych mistrzów  sztuki drukarskiej i opowiadają o zawodach, które  bezpowrotnie odchodzą  w cień.  Któż bowiem zatrudni  dzisiaj  zecera, metrampaża,  linotypistę czy tytularza? Na początku lat dziewięćdziesiątych większość z nich wylądowała na zielonej trawce.

W pewnym sensie rozumiem nostalgię przebijającą z tych wspominków,  ale jak wiadomo - postępu  się  nie zatrzyma. Skoro wcześniej  odeszliśmy od lampy  naftowej na rzecz  oświetlenia  elektrycznego, to musimy też  pogodzić  się z ewoluowaniem  technik drukarskich. Warto byłoby  jednak, co zresztą  postulują  autorzy  tej niewielkiej objętościowo  książki,  ocalić  od zapomnienia dawne urządzenia  drukarskie, np. w formie jakiegoś muzeum. Najbliższe jest  bowiem aż w Grębocinie  koło  Torunia

Jednego z autorów, Kazimierza Stopę,  znam od ponad trzydziestu lat. Stąd moje zainteresowanie omawianą książką. Gdyby nie ten fakt,  zapewne nigdy bym o niej nie usłyszał. Skoro już  jednak  trafiła w moje  ręce,  to z zainteresowaniem ją  przeczytałem.  Jeżeli  mógłbym  mieć  jakieś  zastrzeżenia,  do dotyczyłyby one niewielkich błędów  rzeczowych  i niezbyt starannej redakcji.

Na str. 14 jest mowa o Biurze Kontroli Widowisk i Prasy. Otóż  nie było  takiej instytucji. W PRL cenzurą  zajmował  się  Główny Urząd  Kontroli Prasy,  Publikacji  i Widowisk. Lokalnie mógł  to być urząd wojewódzki  lub okręgowy  (od 1981 r).

Nie wiem dlaczego gdański  Plac Wałowy zlokalizowany na obrzeżach  dzielnicy Śródmieście kilkukrotnie sytuowany  jest na pobliskiej  Biskupiej  Górce. Sporo jest  także  powtórzeń,  np. o linotypiście  Józefie Liedtke możemy przeczytać to  samo na stronach 12, 23 i 71. Podobnie o pierwszej  prywatnej stacji (działała w latach 1990-96) telewizyjnej  Sky Orunia.

Książka  została wydana w ramach  stypendium  kulturalnego, jakie przyznawane są  przez Miasto Gdańsk.  Wydaje mi się  jednak, że  oprócz  wyasygnowania  środków,  miasto  powinno też  zaangażować  się  bardziej  w promocję  książki. To tak na przyszłość...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Na pakistańskich drogach i bezdrożach

  Piątek, 11.10.24 Wyruszam dzisiaj   w kolejną podróż, dość ważną, bo Pakistan jest nie tylko ciekawym (a przy tym mało znanym) pod wzg...

Posty