18 Wielki Przejazd Rowerowy



Cząstka GER
Wziąłem dzisiaj udział w 18 Wielkim Przejeździe Rowerowym. Była to też okazja do spotkania z członkami Gdańskiej Ekipy Rowerowej, z którymi w ostatnich miesiącach nie miałem bliższego kontaktu. Z Darkiem i Heńkiem spotkaliśmy się pod budynkiem Lotu. Do głównej grupy dołączyliśmy na Rajskiej, przed Madisonem. Tu znaleźliśmy Ryśka (przejechał już dzisiaj 80 km). Chwilę poczekaliśmy na rowerzystów z Tczewa i Pruszcza Gdańskiego, po czym ruszyliśmy w stronę Sopotu, gdzie przed Ergo Areną zaplanowany był finał przejazdu.

Na granicy Gdańska i Sopotu spotkaliśmy tzw. grupę północną, czyli cyklistów z Wejherowa, Rumi, Redy i Gdyni. Razem wjechaliśmy na duży parking przed halą sportową. Tutaj uczestniczyliśmy w losowaniu nagród (główna to rower). Mnie się nie poszczęściło, ale Darek wygrał trąbkę do roweru. Zasłużonym dla rozwoju ruchu rowerowego wręczono złote i srebrne szprychy, a dla przeszkadzających przyznano szprychy zardzewiałe. Tradycyjnie też odbył się konkurs na najciekawsze przebranie. W tym wypadku główną nagrodę również stanowił rower.

Jazda rowerem to przyjemność i zdrowie. Niestety, bywa czasem tak, że chwila nieuwagi czy nieszczęśliwy zbieg okoliczności powodują bardzo smutne konsekwencje. Pomyślałem o tym, gdy wśród setek rowerów zauważyłem wózek inwalidzki, a na nim młodego chłopaka w koszulce Gdańskiej Ekipy Rowerowej. Przed dwoma laty Robert jeździł z nami na podmiejskie rajdy i wycieczki. Jeden pechowy upadek sprawił, że został kaleką. Wiem jednak, że ma on ogromną wolę walki o swoje zdrowie. Niestety, rehabilitacja jest kosztowna. Dlatego korzystając z okazji zamieszczam tu link dla chcących przekazać 1 procent podatku da Roberta: http://nordwalking.pl/przekaz-1-podatku-gdanskiemu-rowerzyscie/



Maciej  Lisicki (w środku) odpowiada na pytania rowerzystów



18 Wielki Przejazd Rowerowy

Przejazd Grunwaldzką obok Enel-Medu

Przejazd Drogą Zieloną do Ergo Areny

Ergo Arena


Rowery w górę





Uczestniczka konkursu na najciekawsze przebranie






Bochen razowca

Chleb razowy - 3,5 kg
Lubię czasami poeksperymentować z pieczeniem chleba. Dzisiaj upiekłem największy, jak dotychczas, bochenek razowca na zakwasie. Waży on trzy i pół kilograma, a jego wymiary to 40x28 cm.

Uszanujmy prochy Jaruzelskiego



Długo zastanawiałem się, czy warto zabierać głos w sprawie śmierci i pogrzebu Wojciecha Jaruzelskiego. Nie mam bowiem zamiaru przyłączać się do chóru apologetów generała ani tym bardziej popierać jego zapiekłych wrogów. Uważam, że nie ma nic chwalebnego w pyskówkach nad trumną człowieka, który nikomu już nie odpowie, a którego życie wcale nie było usłane różami. Czy nie można zdobyć się na odrobinę refleksji i uszanowanie majestatu śmierci?

Sorry za zbyt patetyczne określenie, ale chyba lepsze takie niż pogardliwe wypowiedzi niektórych posłów PiS, np. Joachima Brudzińskiego czy Adama Hofmana. Ten pierwszy raczył podzielić się taką oto opinią: (...)przy całym współczuciu dla rodziny, uważam, że odszedł człowiek, który zaparł się swoich korzeni, który nie ma nic wspólnego z pojęciem polskiego bohatera i który powinien być raczej pochowany w Moskwie. 
 Podobnie lekceważąco wypowiadał się rzecznik PiS, który z racji młodego wieku nie może pamiętać czasów rządów Jaruzelskiego, a opinię o generale ukształtował sobie na podstawie niekoniecznie obiektywnych lektur.

O wiele bliższe są mi deklaracje kardynała Nycza i Lecha Wałęsy. Ten ostatni powiedział, że weźmie udział w mszy pogrzebowej a rozliczenie Jaruzelskiego zostawia Bogu, gdyż "ma za mało danych, a wie jak trudne decyzje musieli podejmować ludzie w czasie pokolenia zdrady". Kazimierz Nycz z kolei powiedział: (...)wszelkie dyskusje wokół osoby Jaruzelskiego należy zostawić na czas po pogrzebie, ponieważ dzień między śmiercią a pogrzebem nie jest czasem dobrym na taką dyskusję. Dyskusja na pewno będzie się toczyć, nie tylko wśród historyków. Może wiele rzeczy się wyjaśni, kiedy pootwierają się wszelkie światowe archiwa, także w Moskwie, to wówczas będziemy jeszcze więcej wiedzieć, na czym tragiczność tej postaci polegała.

Od siebie dodam, że skoro przez ostatnie 25 lat Jaruzelskiego nie osądzono i nie skazano, to chyba przez te kilka dni między śmiercią a pogrzebem nie warto  i nie wypada się tym zajmować.

Bułki na zakwasie


Bułka na zakwasie

Dotychczas na zakwasie żytnim piekłem tylko chleb. Tym razem postanowiłem spróbować wypieku bułek. Wieczorem zrobiłem zaczyn, czyli do około stu gramów zakwasu dodałem tyle samo mąki żytniej i wody, po czym wszystko wymieszałem i odstawiłem. Rano przesiałem przez sitko pół kilograma mąki pszennej i wraz z wodą dodałem do zaczynu. Wyrobiłem następnie ciasto, dodając do smaku półtora łyżeczki soli, po czym odstawiłem je do wyrośnięcia. Po upływie dwóch godzin ponownie wymieszałem ciasto i uformowałem je w prostokątny placek, który pociąłem na małe kawałki. Zrobiłem z nich okrągłe kuleczki i ułożyłem na  wyścielonej papierem do pieczenia blasze. Naciąłem każdą z nich tępą stroną noża i zostawiłem na godzinę do wyrośnięcia. Potem nagrzałem piekarnik do temperatury 190 stopni C i wstawiłem blachę z bułkami na 30 m
inut.



Moje bułki nie są tak ładne jak te ze sklepu, co widać na zdjęciach. Zaręczam jednak, że są bardziej pożywne i - śmiem twierdzić - zdrowsze. A poza tym liczy się fakt, że od A do Z wykonane własnoręcznie. Mała rzecz a cieszy...

Na dywaniku u szefa



Większość z nas miała, ma lub będzie miała szefa. Pozostali są szefami dla siebie lub innych. Szefowie mają to do siebie, że lubią wzywać podwładnych na dywanik. Takie ich prawo i nie podlega to żadnej dyskusji, wszak ktoś musi dyscyplinować załogę. Piszę "dyscyplinować", gdyż głównie w tym celu pracownicy są zapraszani  do szefowskich gabinetów. Niezwykle rzadko zdarza się przecież, aby za dyrektorskimi czy prezesowskimi drzwiami czekały na nas pochwały i awanse. Znacznie częściej jest natomiast rozliczanie za mniejsze lub większe uchybienia, brak efektów czy też - w skrajnych przypadkach - wyrzucanie z pracy.



Jak już wyżej nadmieniłem - wezwanie na przysłowiowy dywanik jest czymś jak najbardziej naturalnym i może zdarzyć się każdemu. Jednakże wezwanie wezwaniu nierówne. Pół biedy, jeżeli otrzymamy telefon od sekretarki z poleceniem stawienia się na określoną godzinę w gabinecie szefa i nie koliduje to z naszymi planami. Ostatecznie w godzinach pracy powinniśmy być cały czas dyspozycyjni. Co jednak sądzić o przypadku, gdy szef wzywa nas na godziną ósmą rano w dniu wolnym od pracy? Mało tego, sam spóźnia się o pięćdziesiąt minut i ani słowem nie przeprosi. Jeżeli to ma być metoda na "skruszenie" pracownika, to obawiam się, że nie przyniesie pozytywnych efektów. Pracownik nie skupi się bowiem na meritum sprawy, gdy jego myśli zaprzątać będzie arogancja przełożonego.

Obrazki z Katalonii


Żyjemy ponoć w epoce kultury obrazkowej. Dlatego też mój dzisiejszy post dostosowuję do tego trendu, czyli minimum słów, maksimum obrazu. Mam zresztą nadzieję, że te fotki powiedzą więcej o urokach Katalonii niż ja zdołałbym opisać słowami.

Więcej tutaj





Tańczące fontanny w Barcelonie

Kamienny most w Besalu

Na moście w Besalu

Cadaques

Cadaques

Cap de Creus

Empuriabrava

Empurias

Figueres - Muzeum Salvadora Dali

Girona

Katedra w Gironie

Barcelona - port i hotel

Lloret de Mar

Monells

Montserrat

Port Ligat - dom S. Dalego

Sabadell

Sabadell

Wyspy Medas

Na pakistańskich drogach i bezdrożach

  Piątek, 11.10.24 Wyruszam dzisiaj   w kolejną podróż, dość ważną, bo Pakistan jest nie tylko ciekawym (a przy tym mało znanym) pod wzg...

Posty