Przeczytałem niedawno fascynującą opowieść
Romualda Koperskiego o jego spływie pontonem przez Lenę, od jej źródła aż po
ujście. Bagatela, tylko 4500 km. Książka jest zatytułowana „Przez Syberię na gapę”, a
jej autora nie trzeba chyba bliżej przedstawiać. Gdyby jednak ktoś chciał
wiedzieć o nim nieco więcej, to na początek polecam notkę w Wikipedii.
Wracając do wspomnianej książki, to wśród
wielu innych ciekawych wątków, znajduje się tam zabawna scena z niedźwiedziem. W ogromnym
skrócie wyglądało to tak, że autor spotkał w tajdze misia, który cały czas
szedł za nim i od czasu do czasu pomrukiwał. A że syberyjskie niedźwiedzie są
groźne i raczej brak im poczucia humoru, łatwo sobie wyobrazić co przeżywał.
Dopiero wiele godzin później okazało się, że tym razem był to oswojony miś.
Dzisiaj osobiście przeżyłem równie zabawną,
choć zupełnie niegroźną przygodę związaną z Romualdem Koperskim. Otóż
przeczytałem gdzieś, że 16 listopada o godzinie 18-ej odbędzie się w gdańskim
ratuszu uroczyste otwarcie wystawy fotograficznej „Syberia wzdłuż i wszerz”. W
programie zapowiadano prelekcję na temat Syberii oraz koncert muzyki rosyjskiej
w wykonaniu autora. Pomyślałem sobie więc, że warto tam zajść, popatrzeć,
posłuchać, a przy okazji poprosić o autograf. Zamierzałem też zapytać Romualda
Koperskiego, w jaki sposób wrócił z pontonem do Polski, skoro nie miał już ani
grosza przy duszy.
Wsiadłem zatem w tramwaj i pojechałem.
Tymczasem ratusz był zamknięty na głucho i nic nie wskazywało na to, że będzie
tu jakaś wystawa. Hm, pewnie chodzi o ratusz staromiejski – pomyślałem i
truchtem pobiegłem na ul. Korzenną. Jednak tam również nie było śladu wystawy.
Po powrocie do domu sprawdziłem jeszcze raz
informację o wystawie Romualda Koperskiego. Wszystko się zgadzało, tyle że
chodziło o 16 listopada 2010 roku…