Cudowne rozmnożenie


Na dzisiejszej konwencji wyborczej Jarosław Kaczyński zaskoczył wielu. Przede wszystkim zmartwił przeciwników, ucieszył obecnych zwolenników i  zapewne pozyskał serca niektórych niezdecydowanych wyborców. Obiecał bowiem wprowadzenie dodatku 500 plus już na każde pierwsze dziecko, zwolnienie z podatków osób do 26 roku życia, tzw. trzynastkę dla każdego emeryta w wysokości 1100 zł i przywrócenie zlikwidowanych połączeń autobusowych. Ponadto nieco mgliście wspomniał o obniżeniu kosztów pracy. Może chodzić tu o zwiększenie kwoty wolnej od podatku lub o zmniejszenie stawki PIT.

Wszystko to brzmi bardzo pięknie i zapewne spodoba się nie tylko obecnym wyborcom PiS. Dla mnie jednak aż za mocno pachnie tu kiełbasą wyborczą. Prezes Kaczyński chyba bardzo niepokoi się o wynik wiosennych wyborów do europarlamentu i jesiennych do rodzimego parlamentu, skoro akurat teraz wyciąga takie mocne działa. Czy to nie dziwne bowiem, że jeszcze nie tak dawno obserwowaliśmy protesty niepełnosprawnych, nauczycieli, pielęgniarek, pracowników administracji sądowej  i przedstawicieli służb mundurowych, dla których nie było pieniędzy na podwyżki? Jeżeli teraz się znalazły, to gdzie były wcześniej? Specjalnie je odkładano na wybory przez trzy lata, a może nastąpiło jakieś cudowne rozmnożenie?

Norweskie klimaty

Wakacje w Norwegii

Z zainteresowaniem sięgnąłem po ładnie wydaną książkę Olgi Morawskiej  (aktualnie Puncewicz) „Wakacje w Norwegii”. Skandynawskie klimaty są mi bowiem bliskie już od osiemnastu lat, kiedy to po raz pierwszy popłynąłem na drugą stronę Bałtyku. Niestety, po  przeczytaniu tej pozycji odczułem spory niedosyt. W liczącej zaledwie 95 stron tekstu książce (plus 64 strony  zdjęć, notabene ciekawych) na pięciu zamieszczone są podziękowania, bibliografia i spis treści. Na kolejnych dziesięciu stronach zawarty jest ogólny rys historyczny i wskazówki praktyczne poświęcone Norwegii. Jak wdać, na opis samej podróży i związanych z nią atrakcji nie pozostało już wiele miejsca. Pozwolę sobie zatem na parę  uwag i uzupełnień.
W górnej części tytułowej okładki książki widzimy charakterystyczną skałę w kształcie wysuniętego jęzora, sterczącą wysoko nad wodami Sørfjorden. Jest to Troltunga, czyli właśnie Jęzor Trolla. Niestety, na kartach książki nie znajdziemy ani jednego słowa na temat tej atrakcji turystycznej.
Jedźmy dalej. Na stronie dziewiątej autorka wymienia możliwości dojazdu do Szwecji powietrzem, lądem i morzem. Bardzo ładnie, ale dlaczego pomija przy tym prom z Gdańska do Nynashamn? Na tej samej stronie twierdzi, że w Norwegii sklepy w niedziele są nieczynne (poza miejscowościami turystycznymi, gdzie bywają otwarte od 11.00 do 15.00). Zapomina przy tym o sieci 7-Eleven, której placówki – jak nazwa wskazuje – czynne są przez jedenaście godzin. Wiele z nich zresztą otwartych jest przez całą dobę.
Na stronie 56 Olga Morawska poświęca parę akapitów  drewnianym kościołom słupowym (inaczej klepkowym lub masztowym). Ani razu nie wymienia jednak ich oryginalnej nazwy, czyli stavkirke. W przypadku Urnes narzeka, że prom jest tak mały, że mieści tylko 7 samochodów. A można przecież zostawić auto na parkingu w Solvorn, przepłynąć fiord i podejść do stavkirke na piechotę.
Wyjazd z Geiranger pani Olga kwituje jednym zdaniem: „Krętymi ścieżkami wspięliśmy się na płaskowyż”. Czyżby nie wiedziała, że owe „ścieżki” to serpentyny słynnej Drogi Orłów? Może to tylko przeoczenie, bo o bliźniaczej Drabinie Trolli (Trollstigen) napisała znacznie więcej.
Na stronie 74 dowiadujemy się, że z Bodo na Lofoty można dostać się łodzią lub katamaranem. Pewnie można. Lepiej jednak załadować samochód na prom i popłynąć np. do Moskenes… A skoro mowa o Lofotach, to autorka wspomina o tutejszym smakołyku, czyli suszonym dorszu. Ani razu nie wymienia jednak miejscowej nazwy „sztokfisz”. Wspomina też o problemach ze znalezieniem noclegu na dziko. Czyżby nie dotarła np. do plaży Haukland?
Ogólnie rzecz biorąc, to są drobiazgi, nie ujmujące niczego tej książce. Dla czytelnika, który nie był jeszcze w Norwegii to i tak prawdziwa kopalnia wiedzy. Ja pewnie mam większe wymagania z racji wielokrotnego pobytu na norweskiej ziemi…
Poniżej parę moich zdjęć z podróży po Norwegii:








 

Piechotą do Pszczółek


Dzisiaj od samego rana mamy wymarzoną pogodę do wszelkiego rodzaju aktywności na świeżym powietrzu. Ja z kolegą Arturem wybrałem wariant mieszany, czyli kolejowo-muzealno-pieszy. A to co za dziwo? – może ktoś zapytać. Już wyjaśniam.

Z Gdańska Wrzeszcza udaliśmy się pociągiem  do Tczewa. Skład Regio pokonuje tę trasę w pół godziny. Strefowy bilet czasowy kosztuje w tej strefie 13 zł i ważny jest 6 godzin. Ja o tym nie wiedziałem i kupiłem bilety zwykłe. Zapłaciłem więc 14.10 zł mimo uwzględnionej zniżki senioralnej.

Z dworca kolejowego w Tczewie poszliśmy do Muzeum Wisły i Fabryki Sztuk. Tu okazało się, że dzisiaj obowiązują bezpłatne bilety wstępu (podobnie było w sąsiadującym z muzeum Centrum Konserwacji Wraków Statków). Zanim jednak zaczęliśmy zwiedzanie skorzystaliśmy z również bezpłatnej oferty zrobienia sobie pamiątkowego zdjęcia, które natychmiast po wykonaniu przesyłane jest na wskazany adres mailowy.

Muzeum Wisły jest filią Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku. Mieści się w dziewiętnastowiecznym budynku, w którym najpierw istniała Fabryka Wyrobów Metalowych Emila Kelcha, a w okresie międzywojennym działała tu Wytwórnia Wyrobów Metalowych Towarzystwa Akcyjnego "Arkona". Przed przekazaniem obiektu dla muzeum (w 1980 roku) funkcjonowała tu fabryka gazomierzy i sprzętu gospodarstwa domowego. Inną ciekawostką jest fakt, że Muzeum Wisły jest największym w Polsce muzeum poświęconym rzece.

We wspomnianym Centrum Konserwacji Wraków Statków moją uwagę zwrócił zwłaszcza jacht  „Opty”, na którym  Leonid Teliga jako pierwszy Polak opłynął w  latach 1967-1969 kulę ziemską. Pamiętam do dziś jedną z pierwszych książek Leonida Teligi „Opty – od Gdyni do Fidżi”. A swoją drogą w tym roku mija pół wieku od zakończenia tego rejsu.

Od muzealnych obiektów niedaleko już do Wisły. Nadwiślańską promenadą przeszliśmy więc w stronę żelaznego mostu, a właściwie dwóch. Pierwszy oddano  do użytku w 1857 roku. Stanowił on wtedy element Kolei Wschodniej łączącej Berlin z Prusami Wschodnimi. Ponieważ jednak był to most z jednym tylko torem, wkrótce przestał spełniać wymagania. W latach 1888-1891 wybudowano więc drugi, a ten starszy zamieniono na drogowy.

Po ogólnym zwiedzeniu Tczewa w planach mieliśmy spacer do Pszczółek. Kolega obawiał się jednak, że nie zdąży na pociąg. Zrezygnował więc z wędrówki. Ja zaryzykowałem i ruszyłem poboczem drogi nr 91. Przeszedłem przez Zajączkowo, Miłobądz, Kolnik i doszedłem do Pszczółek. Rozpędziłem się do tego stopnia, że minąłem nawet stację kolejową, co uświadomiła mi zapytana o drogę Ukrainka… Mimo to na peronie zjawiłem się dziesięć minut przed odjazdem pociągu. A żeby było śmieszniej, to pociąg spóźnił się o 20 minut. Łącznie przeszedłem 16,5 kilometra. Przy okazji Endomondo odnotowało mój tegoroczny rekord: 10 kilometrów w ciągu jednej godziny i 29 minut.
Skwer Tczewskich Kolejarzy

Tczew - Centrum Kultury i Sztuki


Muzeum Wisły w Tczewie





Jacht "Opty"





Pszczółki

Pszczółki

Pszczółki

W Muzeum Wisły w Tczewie

Na pakistańskich drogach i bezdrożach

  Piątek, 11.10.24 Wyruszam dzisiaj   w kolejną podróż, dość ważną, bo Pakistan jest nie tylko ciekawym (a przy tym mało znanym) pod wzg...

Posty