Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wspomnienie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wspomnienie. Pokaż wszystkie posty

J-23 nie wróci...



O śmierci Stanisława Mikulskiego informowały wczoraj wszystkie media. Nie była to może najważniejsza wiadomość w poszczególnych serwisach informacyjnych, ale jednak była. Ostatecznie zmarł przecież nie szeregowy aktor, ale odtwórca wielu znaczących  ról teatralnych i filmowych. Dla szerokiej publiczności  znany przede wszystkim jako legendarny Hans Kloss. Serial "Stawka większa niż życie" jest oglądany przez kolejne pokolenia widzów już od ponad 46 lat.



Wydawało mi się, że  odejście tak popularnego i zasłużonego człowieka będzie może nie tyle tematem numer jeden, bo tu zawsze wygrywa polityka, ale że będzie chociaż nieco dłużej komentowane. Tymczasem dzisiaj zauważyłem, że na najbardziej znanych portalach informacyjnych trudno znaleźć jakieś wzmianki o słynnym agencie J 23. Na Wirtualnej Polsce nie było ani śladu, na Onecie znalazłem jedynie wspomnienie Krzysztofa Genczelewskiego (wydawcy biografii Mikulskiego), zaś na Interii w dziale Plotki  informację o tym, że aktor zmagał się z rakiem. W tym ostatnim przypadku  też powoływano się zresztą na wspomnianego Genczelewskiego.



Trochę to smutne, że pamięć o człowieku tak szybko mija. Nie chciałbym tu dokonywać żadnych porównań, ale przecież wszyscy pamiętamy, że niedawna śmierć Anny Przybylskiej wywołała o wiele większy rezonans medialny. Może dlatego, że popularna Marylka ze "Złotopolskich" odeszła tak młodo? A może Mikulskiemu niektórzy nie mogą zapomnieć dawnej aktywności w PZPR?



A tak na marginesie, to osobiście nie poznałem  nigdy Stanisława Mikulskiego, ale miałem przyjemność poznać (w pociągu z Gdańska do Warszawy) Andrzeja Szypulskiego, jednego z dwóch współautorów scenariusza "Stawki większej niż życie".

Powrót ze Szwecji

Postój w okolicy lotniska pod Sztokholmem

Mija dzisiaj rok od chwili, gdy wyruszałem w drogę powrotną z ostatniej podróży po Szwecji.  Przed rokiem nie publikowałem zamieszczonego poniżej fragmentu zapisków. Ponieważ jednak są one obecnie dostępne w mojej książce "Od moroszki po morwę", zamieszczam je także na blogu.





Lycksele

Pierwszego dnia po wyjeździe z kempingu zwiedziliśmy Lycksele, a potem pojechaliśmy w stronę Sztokholmu. Po drodze sprzeczaliśmy się trochę ze Sławkiem na temat odległości dzielących poszczególne miasta, a także o to, ile kilometrów można przejechać na pełnym baku jego samochodu. Nie wyglądało to jednak groźnie, a w każdym razie ja nie traktowałem poważnie tych przekomarzań.
Na noc zatrzymaliśmy się w lesie, około sto kilometrów przed Sztokholmem. Jak zawsze rozpaliłem ognisko, ale siedziałem przy nim sam. Sławek z Danką zamknęli się bowiem w samochodzie i nie wychylali z niego nosa.
Rano zjadłem w namiocie śniadanie, po czym wyciągnąłem przybory toaletowe i wyszedłem na zewnątrz. Ledwo ustawiłem lusterko na dachu samochodu, gdy Sławek wrzasnął:
- Zwijaj namiot, bo zaraz jedziemy!
Popatrzyłem na niego nieco zdziwiony, ale spokojnie odpowiedziałem:
- Ok., tylko się ogolę  i wypiję herbatę. Kilka minut chyba cie nie zbawi?
- Pośpiesz się, bo nie mam zamiaru siedzieć w tej dziurze. Danusia musi skorzystać z toalety! – ponaglał mnie, nie zważając na moje słowa.
Hm, ciekawe – pomyślałem sobie. Przez prawie półtora miesiąca jego partnerka załatwiała się w krzakach, a teraz nagle jej to przeszkadza?
Karlskrona - ostatni nocleg
W dalszej drodze prawie nie odzywaliśmy się do siebie. Dopiero przed Karlskroną poprosiłem, żeby na nocleg zjechać gdzieś nad wodę lub do lasu. Danka też mu to sugerowała. Sławek jednak puścił mimo uszu nasze uwagi i zajechał prosto na terminal promowy. W efekcie musiałem rozbić namiot na betonie i spędzić noc wśród warkotu silników licznych ciężarówek i samochodów osobowych.
P.S. W tym roku Sławek wraca ze Szwecji tylko ze swoją przyjaciółką.  Więcej zdjęć z ubiegłorocznej podróży po Szwecji tutaj

Wspomnienie o Edwardzie Wresiło



Jedno z naszych spotkań w Gdańsku

Trzy dni temu zmarł Edward Wresiło. Wiadomość o jego śmierci przekazał  mi  nasz wspólny kolega Jacek Komoń. Edek był postacią znaną i szanowaną w Gorlicach i okolicznych miejscowościach. Od wielu lat fotografował i filmował wszelkie lokalne uroczystości. Był też współtwórcą i producentem Regionalnej Telewizji Gorlice.

Łukasz Augustyn z portalu Bobowa 24 pisze o nim tak: Był człowiekiem zawsze uśmiechniętym, pełnym humoru. Nigdy się przed nikim nie zamykał, chętnie pomagał wszystkim którzy pomocy potrzebowali. Obiektyw jego kamery rejestrował zawsze ważne dla naszego regionu wydarzenia.

Ja również tak go zapamiętałem. Przyjaźniliśmy się w latach osiemdziesiątych. Wspólnie organizowaliśmy w Gorlicach Robotnicze Stowarzyszenie Twórców Kultury. Potem, gdy przeprowadziłem się nad morze, Edek był świadkiem na moim ślubie. Z biegiem lat nasze kontakty nieco się rozluźniły. Dzieliła nas odległość z Gorlic do Gdańska, no i każdy z nas miał swoje codzienne troski i radości. Nigdy jednak o nim nie zapomniałem.

W jednym z moich wczesnych tomików (Monolog małomównego mężczyzny) opisałem naszą wizytę w jednostce wojskowej w Nowym Sączu. Pozwolę sobie teraz ją przytoczyć...

Edward Wresiło również rzeźbił
Pamiętam, że do koszar wpadliśmy niejako przy okazji. Akurat przebywaliśmy w stolicy naszego województwa, w której Edek odbywał zasadniczą służbę wojskową. Mówiąc na marginesie, musiał się dobrze sprawować, gdyż wyszedł w stopniu kaprala. Weszliśmy do pokoju, w którym urzędował dawny dowódca Edka i po krótkim przywitaniu rozsiedliśmy się wygodnie przy niewielkim biurku. Rzecz jasna, najpierw popłynęły wspomnienia.
Potem kapitan zaparzył nam herbatę, a Edek wyciągnął butelkę żytniej. Na ten widok oficer pokręcił przecząco głową, jakby chciał powiedzieć: "Nie wygłupiaj się, jeszcze ktoś wejdzie i będzie chryja" Widziałem jednak, że grdyka poruszyła mu się niedwuznacznie.


- Otworzymy drzwi i napijemy się po góralsku - oznajmił Edek.

Kapitan znów pokiwał głową, ale tym razem aprobująco. Polecił mi też, abym szybko wypił herbatę z połowy szklanki. Nie wiedziałem, dlaczego mam to zrobić, ale skoro znajdowałem się w koszarach, to polecenie wykonałem bez szemrania. Zauważyłem zresztą, że tamci dwaj zrobili to samo. Rozjaśniło mi się w głowie dopiero wtedy, gdy mój kolega dopełnił szklanki wódką i poszedł otworzyć drzwi. Korytarzem przechodzili żołnierze i oficerowie, a my, jakby nigdy nic, siedzieliśmy sobie przy herbatce. Szklanki mieliśmy prawie cały czas pełne, gdyż Edek stale uzupełniał ich zawartość. Pod koniec naszego spotkania kolor herbaty był już cokolwiek przeźroczysty, ale poradziliśmy sobie z tym. Po prostu wypiliśmy ją do dna.

Edek był starszy ode mnie zaledwie o rok. No cóż, skoro z naszej półki już biorą, to trzeba być przygotowanym. Póki jednak żyjemy, to starajmy się pracować na to, aby nas wspominano dobrze. Edek całym swoim życiem zapracował na jak najlepsze wspomnienia. Spoczywaj w spokoju, kolego...

Esencja Cejlonu

  Poniedziałek, 05.02.24 W niedzielę czwartego lutego wylatujemy z Okęcia zgodnie z planem, czyli o 15.05.   Boeing 347,   należący do...

Posty