Do osiągnięcia liczby stu chorych trzeba było w
Polsce dziesięć dni od pierwszego oficjalnie stwierdzonego przypadku
koronawirusa. Kolejne dziesięć dni zwiększyły liczbę zakażonych do tysiąca.
Następny tysiąc przybył już tylko w
sześć dni (zakładam, że nastąpi to dzisiaj). Pierwszy zgon nastąpił osiem dni od ogłoszenia pierwszego przypadku,
a do dzisiaj (godz. 12.20) zmarło już 26 osób. To w Polsce. Na świecie
liczba zakażonych przekroczyła już 700 tysięcy w 199 krajach. Zmarło zaś ponad
34 tysiące. Najwięcej we Włoszech (10779) i w Hiszpanii (prawie 7 tysięcy). O
dziwo, w Chinach, skąd rozprzestrzenił się koronawirus, liczba zmarłych jest
stosunkowo niewielka, bo 3295 (o ile te dane są uczciwe). Pocieszający jest
fakt, że już 156 tysięcy chorych zwalczyło tę chorobę.
Przypomina mi się stare porzekadło, a właściwie
przekleństwo: „Obyś żył w ciekawych
czasach”. Chyba właśnie żyjemy w takich czasach… Pytanie tylko, ile one
potrwają? Tego akurat nikt nie wie, choć niektórzy eksperci lub osoby uważające
się za takowych podają różne terminy szczytu bądź też schyłku pandemii. Nawet
znany polski jasnowidz Krzysztof Jackowski nie jest do końca pewien swoich
wizji. Wcześniej wspominał coś o końcu pandemii mającym nastąpić 17 marca, a
teraz mówi, że (cytuję za „Super Expressem”): „Zniknie wraz z pierwszymi
promieniami wiosennego słońca, a kiedy już naprawdę się ociepli, będzie po
wszystkim”. Ma to być w połowie kwietnia. Byłoby dobrze, ale jakoś w to nie
wierzę…