Pokazywanie postów oznaczonych etykietą grabiny zameczek. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą grabiny zameczek. Pokaż wszystkie posty

Grabiny Zameczek z TIR



Wziąłem dzisiaj udział w wycieczce rowerowej zorganizowanej przez Trójmiejską Inicjatywę Rowerową. Był to mój pierwszy w tym roku grupowy wyjazd poza miasto oraz pierwsze zetknięcie z TIR. A tak na marginesie, jest to już czwarta grupa rowerowa, z którą miałem przyjemność jeździć w ostatnich dwóch latach (w Trójmieście jest ich znacznie więcej).

Lędowo



Kościół we Wróblewie
Celem dzisiejszej wycieczki było – jak to określili organizatorzy -  szukanie wiosny. Szukaliśmy więc jej oznak na Żuławach, a konkretnie na trasie do miejscowości Grabiny Zameczek. Spod Urzędu Wojewódzkiego w Gdańsku wyjechaliśmy kilka minut po dziewiątej. Grupa amatorów rowerowej rekreacji liczyła trzydzieści osób, z czego blisko połowę stanowiły panie, a już absolutnym rodzynkiem była ośmioletnia Ala. Tempo jazdy, zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, było spokojne, a czasami nawet wręcz powolne. Dzięki temu mogliśmy dokładniej obejrzeć mijane tereny i obiekty. Jechaliśmy przez Olszynkę, Krępiec, Mokry Dwór,  Wiślinę (zabytkowa dzwonnica), Lędowo (dom podcieniowy) i Wróblewo (kościół).
W Grabinach Zameczku niewiele zostało do oglądania. Ruiny krzyżackiego zamku znajdują się w stanie szczątkowym, podobnie jak i otaczająca je fosa oraz park. Jedynie na zwieńczeniu bramy zachował się herb Gdańska.
Grabiny Zameczek - park
Po krótkim odpoczynku wyruszyliśmy w drogę powrotną. Tym razem nieco inną trasą, przez Pruszcz Gdański. Teraz tempo jazdy było nieco szybsze, gdyż przez kilka kilometrów jechaliśmy drogą asfaltową.  Zaraz za Roszkowem, tuż przy giełdzie samochodowej, skręciliśmy w boczną drogę do Radunicy. Potem już aż do Oruni jechaliśmy po betonowych płytach. Ulicami Żuławską i Sandomierską dojechaliśmy do Olszynki, a po paru minutach znowu znaleźliśmy się przed gmachem UW. Tutaj wycieczka się zakończyła. Przejechaliśmy wspólnie 43 kilometry (z dojazdem do domu wyszło mi prawie 58 km).
Więcej zdjęć w prezentacji filmowej:
 

Żuławskie ścieżki

Pogoda fatalna: pochmurno i zimno. Do tego przenikliwy wiatr. Mimo to zdecydowałem się wziąć udział w rajdzie GER po żuławskich równinach. Podobną trasę przejechaliśmy w ubiegłym roku. Wydawało mi się więc, że będzie to lajtowa przejażdżka. Niestety, jak się później okazało, nie była  to wcale taka bułka z masłem. Warunki pogodowe odgrywają jednak kolosalne znaczenie przy tego typu eskapadach.
Spod budynku LOT wyjechaliśmy jak zwykle o dziesiątej. Zebrało się łącznie jedenaście osób, w tym dwie panie. Najpierw udaliśmy się bocznymi dróżkami do Wiśliny. Tutaj obejrzeliśmy znajdującą się na dawnym cmentarzu menonickim (obecnie katolicki) drewnianą dzwonnicę z końca XVIII w.
Następnie przez Lędowo pojechaliśmy do Wróblewa. Zatrzymaliśmy  się przy małym kościółku z XVI wieku, zlokalizowanym tuż nad Motławą. Niedaleko stąd położona jest miejscowość Grabiny Zameczek. Niestety, będący kiedyś jej chlubą krzyżacki zamek znajduje się w kompletnej ruinie. Jeszcze przed rokiem można tam było co nieco pozwiedzać. Teraz teren jest zamknięty.
Kolejny krótki postój wypadł przed domem podcieniowym w Trutnowach. Dojechaliśmy tam ścieżką rowerową. Trzeba tu wspomnieć, że tych ostatnich  na terenie Żuław Gdańskich jest coraz więcej.  Wspomniany dom widziałem już w roku ubiegłym, ale wówczas nie było tam bocianów. Tym razem mogliśmy podziwiać boćka dostojnie zerkającego na nas z kalenicy ponad dwustu dziewięćdziesięcioletniego domostwa.

W Cedrach Wielkich zatrzymaliśmy się na chwilę przed czternastowiecznym ceglanym gotyckim kościołem. Stąd pojechaliśmy do wsi Leszkowy, gdzie zrobiliśmy sobie przerwę na posiłek. Mniej więcej od tego momentu zaczęła się jazda pod wiatr, który nieustannie się wzmagał.
Ostatnim miejscem, które obejrzeliśmy, była strażnica wałowa w Kiezmarku nad Wisłą. Stąd ruszyliśmy w drogę powrotną przez  Błotnik, Trzcinisko i Wiślinkę. Wiejący w twarz wiatr wydatnie utrudniał posuwanie się do przodu. Nasza grupa wkrótce rozerwała się na trzy mniejsze. Ja sam znalazłem w tej środkowej (notabene jednoosobowej).  Przekonałem się przy okazji, że muszę jeszcze trochę popracować nad wydolnością mięśni nóg.
Łącznie przejechałem 80 km, a na siodełku spędziłem cztery i pół godziny.  Nieco fotek z tej wycieczki zamieściłem tutaj natomiast z prezentacją dźwiękową można zapoznać się tu

Esencja Cejlonu

  Poniedziałek, 05.02.24 W niedzielę czwartego lutego wylatujemy z Okęcia zgodnie z planem, czyli o 15.05.   Boeing 347,   należący do...

Posty