Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lech Wałęsa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lech Wałęsa. Pokaż wszystkie posty

Lech Wałęsa w ZOMO...


Lech Wałęsa - fot. Jose Simal

Bywałem i bywam krytyczny wobec niektórych posunięć Lecha Wałęsy. Jednakże denerwuje mnie totalne dezawuowanie jego dorobku. Ostatnio przeczytałem na portalu "wpolityce.pl" wywiad  z Andrzejem Gwiazdą, w którym ten zasłużony działacz opozycji twierdzi, że cyt.: W 1968 spotkałem się z Wałęsą oko w oko. On wtedy był w szeregach grupy ok. 100 osobowej ZOMO-wców, którzy mieli bić studentów. Studenci przyszli do mnie i tak na placu zebrało się ok. 2 tys. studentów, a ich była setka, no więc oni uciekli. Od 1968 Wałęsa jest jawnie po przeciwnej stronie. Do „Solidarności” został skierowany przez bezpiekę.
Nie wiem czy Andrzej Gwiazda rzeczywiście tak powiedział, czy też nastąpiło po drodze jakieś przekłamanie jego wypowiedzi. Faktem jednak jest, że w roku 1968 Wałęsa pracował w Stoczni Gdańskiej jako elektryk. Był już wtedy po odbyciu służby wojskowej, którą skończył w stopniu kaprala. W żadnych dostępnych mi źródłach nie przeczytałem, że miał coś do czynienia z ZOMO. Chyba, że komuś chodzi o ORMO albo innego Wałęsę, ale o tym też nic mi nie wiadomo...
Póki co napisałem do Lecha Wałęsy króciutki list: Pewnie dotarły już do Pana rewelacje A. Gwiazdy o tym, że w 1968 roku spotkał Pana w ZOMO. Wiem, że to bzdura, ale może jakoś Pan to skomentuje... Pozdrawiam.
Jeżeli L. Wałęsa odpowie, nie omieszkam podzielić się tą informacją na tym blogu.

Na marginesie sprawy Bolka



Maria Kiszczak, idąc do IPN z propozycją sprzedaży materiałów o Bolku, przyczyniła się do rozpętania kolejnej ogólnopolskiej dyskusji o agenturalności Lecha Wałęsy. Podejrzewam, że nie była świadoma olbrzymich reperkusji swojego pochopnego kroku. Nie tylko, że nie otrzymała oczekiwanych 90 tysięcy złotych, ale też naraziła się na krytykę i po części na śmieszność. Abstrahując od tego, co zawierały materiały nielegalnie przechowywane w domu przez jej zmarłego niedawno męża, dziwna wydaje się motywacja jej działania. Nie chce mi się wierzyć, że rodzina Kiszczaków cierpi aż tak wielki niedostatek, jak to przedstawia mediom wdowa po generale. Wszak przez dziesiątki lat oboje pracowali, zarabiając zdecydowanie więcej niż większość Polaków. Gdyby jednak jakimś cudem, w ogóle nie myśleli o przyszłości, przepuszczając na bieżąco posiadane środki, to przecież jest jeszcze całkiem ładny i sporo warty domek letniskowy na Mazurach. Na pewno nie byłoby kłopotu ze znalezieniem chętnego na nabycie tej daczy.


Co do samego Bolka, to uważam, że temat powinien być już dawno zamknięty. Niestety, sam zainteresowany tego nie ułatwia, klucząc i zmieniając wersje odnośnie wydarzeń z pierwszej połowy lat siedemdziesiątych. Nie będę tu jednak podążał za stadnym pędem i przyłączał się do zwolenników bądź przeciwników Lecha Wałęsy. Żeby wypowiadać się o czymś z pełnym przekonaniem, trzeba dysponować  konkretną wiedzą. Ja jej nie posiadam.

Uszanujmy prochy Jaruzelskiego



Długo zastanawiałem się, czy warto zabierać głos w sprawie śmierci i pogrzebu Wojciecha Jaruzelskiego. Nie mam bowiem zamiaru przyłączać się do chóru apologetów generała ani tym bardziej popierać jego zapiekłych wrogów. Uważam, że nie ma nic chwalebnego w pyskówkach nad trumną człowieka, który nikomu już nie odpowie, a którego życie wcale nie było usłane różami. Czy nie można zdobyć się na odrobinę refleksji i uszanowanie majestatu śmierci?

Sorry za zbyt patetyczne określenie, ale chyba lepsze takie niż pogardliwe wypowiedzi niektórych posłów PiS, np. Joachima Brudzińskiego czy Adama Hofmana. Ten pierwszy raczył podzielić się taką oto opinią: (...)przy całym współczuciu dla rodziny, uważam, że odszedł człowiek, który zaparł się swoich korzeni, który nie ma nic wspólnego z pojęciem polskiego bohatera i który powinien być raczej pochowany w Moskwie. 
 Podobnie lekceważąco wypowiadał się rzecznik PiS, który z racji młodego wieku nie może pamiętać czasów rządów Jaruzelskiego, a opinię o generale ukształtował sobie na podstawie niekoniecznie obiektywnych lektur.

O wiele bliższe są mi deklaracje kardynała Nycza i Lecha Wałęsy. Ten ostatni powiedział, że weźmie udział w mszy pogrzebowej a rozliczenie Jaruzelskiego zostawia Bogu, gdyż "ma za mało danych, a wie jak trudne decyzje musieli podejmować ludzie w czasie pokolenia zdrady". Kazimierz Nycz z kolei powiedział: (...)wszelkie dyskusje wokół osoby Jaruzelskiego należy zostawić na czas po pogrzebie, ponieważ dzień między śmiercią a pogrzebem nie jest czasem dobrym na taką dyskusję. Dyskusja na pewno będzie się toczyć, nie tylko wśród historyków. Może wiele rzeczy się wyjaśni, kiedy pootwierają się wszelkie światowe archiwa, także w Moskwie, to wówczas będziemy jeszcze więcej wiedzieć, na czym tragiczność tej postaci polegała.

Od siebie dodam, że skoro przez ostatnie 25 lat Jaruzelskiego nie osądzono i nie skazano, to chyba przez te kilka dni między śmiercią a pogrzebem nie warto  i nie wypada się tym zajmować.

Esencja Cejlonu

  Poniedziałek, 05.02.24 W niedzielę czwartego lutego wylatujemy z Okęcia zgodnie z planem, czyli o 15.05.   Boeing 347,   należący do...

Posty