Dzisiaj nieco nostalgicznie. Siedzę sobie na kwarantannie, pogryzam suszone figi oraz jem chleb z dżemem daktylowym. Nic nadzwyczajnego, prawda? Ale pół wieku temu nie miałem pojęcia o tym, co to jest kwarantanna ani jak wyglądają figi czy daktyle. O tych ostatnich jedynie czytałem w przygodowej książce H. Sienkiewicza „W pustyni i w puszczy”. Banany kojarzyły mi się głównie z „bananową młodzieżą”, o której czytałem bodajże w kieleckim „Słowie Ludu”. Za to pomarańcze i cytryny widywałem przynajmniej dwa razy w roku, czyli w okolicach Bożego Narodzenia i Wielkanocy.
Czy jednak w roku 1970 byłem nieszczęśliwy? Nigdy w życiu! Miałem bowiem wiele powodów do zadowolenia. Już od roku w mojej wsi był prąd elektryczny i nie musiałem więcej psuć wzroku przy lampie naftowej. Ba, mogłem od czasu do czasu obejrzeć u sąsiadów jakieś odcinki „Bonanzy” lub „Zorro”. Dzięki elektrycznemu silnikowi nie musiałem też już kręcić korbą sieczkarni, żeby naciąć sieczki dla bydła. Czegóż chcieć więcej? Marzyłem co prawda o rowerze, ale wtedy musiały mi wystarczyć krótkie przejażdżki na jednośladach kolegów lub – rzadziej – na podprowadzonej wujkowi Ukrainie. Ktoś pamięta jeszcze taki rower?
Na wyciągnięcie ręki miałem czereśnie, których gałęzie sięgały okien naszej chałupy. Parę kroków dalej rosły jabłonie, grusze i śliwki. Za stodołą były grządki marchewek i ogórków. Jajka mieliśmy od własnych kur, a świeże mleko, masło i twarogi zapewniały dwie krowy. Nie miałem radia ani telewizora, ale miałem dostęp do książek. Do dziś z sentymentem wspominam takich autorów jak: Arkady Fiedler, Juliusz Verne, Gustaw Morcinek, Alina i Czesław Centkiewiczowie, Alfred Szklarski czy Janusz Meissner, o klasykach już nie mówiąc.
Czasami zachodziłem do muzeum Henryka Sienkiewicza mieszczącego się w pałacyku w Oblęgorku. Nie tyle jednak po to, żeby podziwiać pamiątki po pisarzu, ale z powodu kanapek, które sprzedawano turystom w niewielkim bufecie. Były to zwykłe bułki z masłem i kiełbasą, ale zawsze miałem na nie ochotę. Nie tylko ja zresztą. Przeglądając stare zapiski, natrafiłem na kartkę z pamiętnika, na której opisałem kłótnię z kolegą, który miał pretensje, że poczęstowałem go zbyt małą ilością owych kanapek. Ot, były czasy…