Jaki |
Parę miesięcy
temu pisałem o książce „Pieszo do Chin”.
Jej autor, Konstanty Rengarten, wędrował po bezdrożach Azji w połowie ostatniego dziesięciolecia
dziewiętnastego wieku. Teraz, całkiem przypadkowo (podczas spaceru po Pucku),
wpadła mi w ręce książka „Przez Kaukaz i Pamir do Indii” autorstwa francuskiego
podróżnika i orientalisty. Nazywał się on Gabriel Bonvalot. Z Rengartenem zapewne się nie znali, ale tak się złożyło, że
podróżowali niemal w tym samym czasie i
częściowo po tej samej trasie. Bonvalot wraz z dwoma towarzyszami wypłynął statkiem z Marsylii. Potem jechał pociągiem z
Batumi do Tbilisi (wtedy Tyflisu). Dalej natomiast przemieszczał się przez
tereny dzisiejszego Azerbejdżanu, Iranu, Turkmenistanu, Uzbekistanu, Tadżykistanu,
Kirgistanu i Afganistanu, gdzie jedynymi środkami transportu były konie,
wielbłądy i jaki.
Autor ze
szczegółami opisuje perypetie związane z pozyskiwaniem przewodników i żywności.
Poświęca także sporo uwagi miejscowym zwyczajom i stosunkom społecznym. Widzi pławiących
się w przepychu lokalnych kacyków i prymitywne warunki życia zwykłych ludzi. Z
jednej strony współczuje im, dając niektórym lekarstwa oraz dobrze płacąc za
usługi i żywność. Z drugiej zaś nie waha się użyć siły w stosunku do opornych.
Trzeba tu zaznaczyć, że on sam i jego ekipa byli uzbrojeni po zęby, podczas gdy
miejscowi mieli tylko szable i noże, a czasami tylko zwykłe kije.
Szczególnie
zainteresował mnie opis zimowej przeprawy przez Pamir. Ja sam przejeżdżałem
tamtędy jesienią i w wygodnym samochodzie. Mimo to podczas spacerów na
wysokości ponad 4500 metrów n.p.m. odczuwałem kłucie w płucach i ból w
potylicy. Tymczasem Bonvalot i jego ekipa musieli przekopywać się przez zwały
śniegu, walcząc z wiatrem i mrozem. Spali w namiotach rozbitych na gołym
śniegu, grzejąc się przy ognisku z krowich placków. I tak przez długie
tygodnie. Do tego dochodziły problemy z przewodnikami i lokalnymi władzami.
Czytając takie i
podobne relacje, bez trudu można sobie uświadomić, jak ekstremalne w porównaniu
z dzisiejszymi były ówczesne warunki podróży.
Przeczytałem
gdzieś opinię, że ta książka jest słaba. Owszem, nie jest to literacki rarytas,
ale za to jakże cenny dokument z epoki. Zwłaszcza dla osób interesujących się
Azją Centralną, a ja do takich się zaliczam…
P.S. Poniżej parę fotek z mojej wyprawy do Pamiru.
Przez Kaukaz i Pamir do Indii |
Opał ze zwierzęcego nawozu |
Jurta |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz