Wojtek w Szymbarku |
Przed wejściem do "Karczmy
Bieszczadzkiej" w Polańczyku stoi wyrzeźbiony w drewnie niedźwiedź. W
przednich łapach trzyma cebrzyk z białymi i czerwonymi kwiatami. Podejrzewam,
że mało kto zwraca na niego uwagę, choćby dlatego, że obok wisi tablica z kuszącą zachętą: SPRÓBUJ JAK WALI GRZANIEC SZEFOWEJ. Pewnie
sam nie zainteresowałbym się sylwetką misia uwiecznionego w drewnie, gdyby nie
wyżłobiony w podstawie napis: Kapral
Wojtek. Natychmiast przypomniałem
sobie historię o niedźwiedziu z armii Andersa.
Wojtek w Polańczyku |
Tak naprawdę po raz pierwszy zetknąłem się
kapralem Wojtkiem dwa lata temu w Szymbarku na Kaszubach. W tamtejszym Centrum
Edukacji i Promocji Regionu od czterech
lat stoi bowiem pomnik tego słynnego niedźwiedzia. W łapie trzyma on
artyleryjski pocisk, a na głowie ma żołnierską czapkę. Pomników kaprala Wojtka jest znacznie więcej,
nie tylko w Polsce.
Czym zasłużył sobie ten akurat niedźwiedź na
tak wielką sławę? Krótko mówiąc, został on przygarnięty w Iranie przez
żołnierzy armii Andersa jako malutki niedźwiadek. Karmiono go mlekiem z butelki ze smoczkiem. Kiedy podrósł, lubił
podobno piwo. Żołnierze tak się do niego przywiązali, że w pewnym momencie
wciągnęli go na ewidencję 22 Kompanii Zaopatrywania Artylerii. Przeszedł z nią
cały szlak bojowy, poczynając od Bliskiego Wschodu, przez Afrykę i Włochy, aż
do Anglii. Podobno podczas bitwy pod Monte Cassino nosił skrzynie z pociskami.
CEiPR w Szymbarku |
Po wojnie naturalną koleją rzeczy nastąpiła demobilizacja.
Cześć żołnierzy wróciła do kraju, część została na emigracji, a niedźwiedź Wojtek
trafił do ogrodu zoologicznego. Spędził tam 16 lat. W sumie żył 22 lata. Pamięć
o nim nigdy jednak nie zaginęła, o czym świadczą odsłaniane wciąż nowe pomniki,
tablice pamiątkowe, filmy, a także piosenki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz