B. Wieniawa-Długoszowski fot. Wikipedia |
W ostatnim numerze "Angory" (nr 5) natrafiłem
na parę nieścisłości. W reportażu Julii
Machnowskiej o domu pracy twórczej w
Oborach wypowiada się między innymi kierownik obiektu Tomasz Miler. Twierdzi on, że w Oborach tworzył
"Czterech pancernych i psa" niejaki Szymanowski. Tymczasem, jak
powszechnie wiadomo, autorem tej znanej i popularnej, choć mocno
podkoloryzowanej opowieści o polskich pancerniakach, był Janusz Przymanowski.
Z kolei w artykule o balach w międzywojennej Warszawie "Do
białego rana", którego autorem jest Jacek Feduszka, znajduje się taki oto
passus: Znany z ułańskiej fantazji gen. Bolesław
Wieniawa-Długoszowski miał zwyczaj od do czasu wjeżdżać konno do
"Adrii". Brzmi
to interesująco, ale prawda jest nieco inna. Wieniawa nigdy nie wjechał do wspomnianej
restauracji na koniu. Owszem, krążyły takie opowieści po Warszawie, ale zazwyczaj
opowiadający dodawali magiczne słówko "podobno". Tę miejską legendę przekonująco obala między innymi
Sławomir Koper w swojej książce "Życie prywatne elit Drugiej
Rzeczpospolitej": Niestety, nie jest prawdziwa opowieść,
że Wieniawa wjechał konno do "Adrii". Zapewne gdyby była taka możliwość,
uczyniłby to bez wahania, niestety lokal nie był do tego przystosowany. Wejście
było tak wąskie i niskie, że nie zmieściłby się tam nawet Pigmej na kucyku.
Niezbyt też pasuje zdjęcie ilustrujące wspomniany
artykuł, na którym widać między innymi premiera Cyrankiewicza. Też na balu, tyle
że w latach sześćdziesiątych...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz