Piechotą do Pszczółek


Dzisiaj od samego rana mamy wymarzoną pogodę do wszelkiego rodzaju aktywności na świeżym powietrzu. Ja z kolegą Arturem wybrałem wariant mieszany, czyli kolejowo-muzealno-pieszy. A to co za dziwo? – może ktoś zapytać. Już wyjaśniam.

Z Gdańska Wrzeszcza udaliśmy się pociągiem  do Tczewa. Skład Regio pokonuje tę trasę w pół godziny. Strefowy bilet czasowy kosztuje w tej strefie 13 zł i ważny jest 6 godzin. Ja o tym nie wiedziałem i kupiłem bilety zwykłe. Zapłaciłem więc 14.10 zł mimo uwzględnionej zniżki senioralnej.

Z dworca kolejowego w Tczewie poszliśmy do Muzeum Wisły i Fabryki Sztuk. Tu okazało się, że dzisiaj obowiązują bezpłatne bilety wstępu (podobnie było w sąsiadującym z muzeum Centrum Konserwacji Wraków Statków). Zanim jednak zaczęliśmy zwiedzanie skorzystaliśmy z również bezpłatnej oferty zrobienia sobie pamiątkowego zdjęcia, które natychmiast po wykonaniu przesyłane jest na wskazany adres mailowy.

Muzeum Wisły jest filią Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku. Mieści się w dziewiętnastowiecznym budynku, w którym najpierw istniała Fabryka Wyrobów Metalowych Emila Kelcha, a w okresie międzywojennym działała tu Wytwórnia Wyrobów Metalowych Towarzystwa Akcyjnego "Arkona". Przed przekazaniem obiektu dla muzeum (w 1980 roku) funkcjonowała tu fabryka gazomierzy i sprzętu gospodarstwa domowego. Inną ciekawostką jest fakt, że Muzeum Wisły jest największym w Polsce muzeum poświęconym rzece.

We wspomnianym Centrum Konserwacji Wraków Statków moją uwagę zwrócił zwłaszcza jacht  „Opty”, na którym  Leonid Teliga jako pierwszy Polak opłynął w  latach 1967-1969 kulę ziemską. Pamiętam do dziś jedną z pierwszych książek Leonida Teligi „Opty – od Gdyni do Fidżi”. A swoją drogą w tym roku mija pół wieku od zakończenia tego rejsu.

Od muzealnych obiektów niedaleko już do Wisły. Nadwiślańską promenadą przeszliśmy więc w stronę żelaznego mostu, a właściwie dwóch. Pierwszy oddano  do użytku w 1857 roku. Stanowił on wtedy element Kolei Wschodniej łączącej Berlin z Prusami Wschodnimi. Ponieważ jednak był to most z jednym tylko torem, wkrótce przestał spełniać wymagania. W latach 1888-1891 wybudowano więc drugi, a ten starszy zamieniono na drogowy.

Po ogólnym zwiedzeniu Tczewa w planach mieliśmy spacer do Pszczółek. Kolega obawiał się jednak, że nie zdąży na pociąg. Zrezygnował więc z wędrówki. Ja zaryzykowałem i ruszyłem poboczem drogi nr 91. Przeszedłem przez Zajączkowo, Miłobądz, Kolnik i doszedłem do Pszczółek. Rozpędziłem się do tego stopnia, że minąłem nawet stację kolejową, co uświadomiła mi zapytana o drogę Ukrainka… Mimo to na peronie zjawiłem się dziesięć minut przed odjazdem pociągu. A żeby było śmieszniej, to pociąg spóźnił się o 20 minut. Łącznie przeszedłem 16,5 kilometra. Przy okazji Endomondo odnotowało mój tegoroczny rekord: 10 kilometrów w ciągu jednej godziny i 29 minut.
Skwer Tczewskich Kolejarzy

Tczew - Centrum Kultury i Sztuki


Muzeum Wisły w Tczewie





Jacht "Opty"





Pszczółki

Pszczółki

Pszczółki

W Muzeum Wisły w Tczewie

Kurze łapki


Dzisiaj słów parę o kurzych łapkach, ale nie o tych pod oczami. Do nich przyzwyczaiłem się bowiem i w niczym mi nie przeszkadzają. Zacznę jednak od początku. Od paru dni żonę boli kolano. Wymyśliła więc, bardzo słusznie zresztą, że może jej na to pomóc galaretka z kurzych łapek. Pomyśleć łatwo, ale z realizacją nieco gorzej. Trud polowania na kurze łapki spadł więc na mnie. Za pierwszym razem dowiedziałem się w sklepie mięsnym, że czasami bywają. Drugim razem na rynku we Wrzeszczu powiedziano mi, że jeżeli przyjdzie się wcześnie rano, to jest szansa na kupno tego niezwykle chodliwego towaru.
Dzisiaj byłem na rynku już przed ósmą. W jednym sklepiku kurzych łapek nie było, a drugi był zamknięty. W sklepie mięsnym przy ul. Klonowej ekspedientka powiedziała, że codziennie zamawia, ale nie ma dostaw. Byłem już pogodzony z losem, ale zajrzałem jeszcze do Galerii Bałtyckiej, gdzie miałem do załatwienia sprawę bankową. Przy okazji wszedłem do Carrefoura. Od niechcenia popatrzyłem na stoisko mięsne, a tam… Nie do wiary – pokaźny stos kurzych łapek i żadnej kolejki! Nabyłem więc dwa kilogramy tego rarytasu po 5,50 zł za kilogram. Dokupiłem jeszcze trochę warzyw, a teraz obserwuję jak kurze łapki pyrkają w lekko gotującej się wodzie.
Myślę, że na moje stawy też przyda się nieco kurzej galarety. Wszak zawiera ona mnóstwo kolagenu.

Green Book - refleksje po filmie


W tym tygodniu po raz kolejny mieliśmy okazję pójść z żoną do kina. Podkreślam to, bo rzadko zdarza się, abyśmy mieli wolne od pracy dni w tym samym czasie. Dzisiaj wybraliśmy się na film  „Green Book” (Zielona książka). W opisie filmu można przeczytać, że jest to historia o tym, że: Drobny cwaniaczek z Bronxu zostaje szoferem ekstrawaganckiego muzyka z wyższych sfer i razem wyruszają na wielotygodniowe tournée. Ich wspólna podróż, pełna zaskakujących przygód, okaże się początkiem nieprawdopodobnej przyjaźni. Jest to jednak tylko część prawdy. W rzeczywistości szoferem jest imigrant z Włoch, który nie przepada za – delikatnie mówiąc – ludźmi o innej karnacji.  Wspomniany muzyk jest zaś czarnoskóry. Dodajmy, że akcja rozgrywa się na początku lat sześćdziesiątych dwudziestego wieku w USA, gdzie segregacja rasowa, zwłaszcza w południowych stanach, miała się w najlepsze. Drugi aspekt filmu, który zwrócił moją uwagę, to problem samotności niektórych artystów. Na scenie słyszą owacje, a po koncertach spędzają samotne wieczory w hotelach przy butelce whisky, jak bohater tego filmu.
Najbardziej jednak przykuwa uwagę stopniowa metamorfoza dwóch głównych bohaterów. Z oficjalnych kontaktów (szef – podwładny) na początku filmu  przechodzą z biegiem czasu w  relacje przyjacielskie. Oczywiście droga (dosłownie, bo łączy ich dwumiesięczne tournée) do tego nie jest usłana różami. A poza tym, co istotne, scenariusz filmu oparty został na prawdziwych wydarzeniach.
Światowa premiera „Green Book” odbyła się 11 września ubiegłego roku, a w Polsce dopiero wczoraj. Jak na drugi dzień wyświetlania, to frekwencja w gdańskim Multikinie nie była oszałamiająca.  Tymczasem film ten ma 5 nominacji do Oscarów, a dotychczas zdobył już 3 Złote Globy. Jego reżyserem jest Peter Farelly, który znany jest między innymi z komedii „Głupi i głupszy”.

Esencja Cejlonu

  Poniedziałek, 05.02.24 W niedzielę czwartego lutego wylatujemy z Okęcia zgodnie z planem, czyli o 15.05.   Boeing 347,   należący do...

Posty