Malta i mafijne klimaty Palermo

Malta - ogrody Barrakka


Będąc na Sycylii warto odwiedzić odległą zaledwie o 93 kilometry Maltę. Tak też uczyniliśmy. Po wczesnym śniadaniu i przejeździe do portu w Pozzallo zaokrętowaliśmy się na katamaran o miłej dla polskiego ucha nazwie „Św. Jan Paweł II”. Wcześniej jednak musieliśmy wypełnić stosowną deklarację o stanie zdrowia i poddać się pomiarowi temperatury. Rejs trwa dwie godziny w jedną stronę. Bilet powrotny kosztuje 156 euro. Katamaran ma trzy pokłady: samochodowy i dwa pasażerskie dla klasy ekonomicznej i biznesowej. Na tym ostatnim nie byłem, ale w klasie ekonomicznej znajdują się bardzo wygodne fotele oraz otwarta przestrzeń dla palaczy. Miejsca siedzące wyznaczone są z zachowaniem odpowiedniego dystansu, a pasażerowie muszą przebywać w maseczkach. Obowiązek ten jest rygorystycznie egzekwowany przez załogę katamaranu.

Powierzchnia Malty wynosi  zaledwie 316 kilometrów kwadratowych, czyli prawie tysiąc razy mniej od Polski i 104 razy  mniej od Sycylii.  Kraj ten zajmuje jednak ósme miejsce na świecie pod względem gęstości zaludnienia i posiada aż cztery lotniska.

Do portu w La Valletcie dopływamy tuż przed południem. Pierwsze, co rzuca się nam w oczy w tej wysuniętej najdalej na południe stolicy europejskiej, to ruch lewostronny. Przyjeżdżamy do Floriany, skąd rozpoczynamy spacer. Przechodzimy najpierw obok pomnika upamiętniającego odzyskanie przez Maltę niepodległości w 1964 roku, po czym mijamy fontannę trytonów i wchodzimy za miejskie mury. Za nimi zaś mamy gmach parlamentu i teatr. Nieco dalej siedzibę rządu, a przed  nią elektryczne bmw premiera. Co charakterystyczne, w okolicy jest tylko jedna budka ze strażnikiem. Nie widać żadnych płotów, szlabanów czy tłumu funkcjonariuszy ochrony. Dochodzimy do ogrodów Barrakka, gdzie stoi między innymi pomnik Churchilla oraz znajduje się sadzawka z fontanną. Przede wszystkim jednak jest tu znakomity punkt widokowy, z którego można oglądać panoramę niemal całej Malty.

W okolicy kręcono wiele filmów, między innymi „Grę o tron”, „Troję”, „Gladiatora” i „Komandosów z Navarony”. Nagrywano tu również sceny do polskich filmów: komedię „Nie płacz kochanie” i niektóre odcinki serialu „Kryminalni”.

Następnie zaszliśmy do perełki baroku, czyli katedry św. Jana (tu także zmierzono nam temperaturę przed wejściem). Znajdują się w niej aż dwa obrazy Caravaggia: „Ścięcie św. Jana” i „Hieronim piszący ewangelię”. Jak już wcześniej nadmieniałem, można je bez przeszkód fotografować.

Z kolei w kościele p.w. Św. Pawła Rozbitka (od ulicy wyglądającym bardzo niepozornie) mogliśmy  obejrzeć  relikwie św. Pawła w postaci kości z jego ręki oraz fragment marmurowej kolumny, na której św. Paweł miał położyć głowę przed ścięciem. Apostoł Paweł przebywał na Malcie około trzech miesięcy, ale pamięć o nim jest tu bardzo żywa.

Po południu pojechaliśmy do  Mdiny, pierwszej stolicy Malty. Do tutejszej katedry nie wchodziliśmy, bo za wstęp życzono sobie aż 10 euro. Generalnie jest to miasto  ciszy, choć od czasu do czasu zakłócają ją kopyta koni ciągnących dorożki. Teraz jednak nie zdarza się to często, bo turystów prawie nie ma. Obecnie Mdinę zamieszkuje tylko 204 osoby. Na drzwiach domów znajdują się charakterystyczne kołatki. Drzwi i okiennice są zazwyczaj w jednym kolorze, najczęściej zielonym lub czerwonym..

Powrót  do hotelu o 21.30. Kolacja trwała do 23.00, gdyż tutejsi kelnerzy niezwykle długo celebrowali serwowanie poszczególnych dań. Co ciekawe, tym razem  zamiast  makaronu był ryż.  Reszta  bez  zmian.

Kolejny dzień zwiedzania pod znakiem antycznych zabytków. Na pierwszy ogień poszła Willa Romana del Casale nieopodal miejscowości Piazza Amerina. Ten obiekt odkryto stosunkowo niedawno, a pochodzi on z trzeciego lub czwartego wieku p.n.e. i zalicza się do najcenniejszych odkryć archeologicznych na Sycylii. Szczególnie, że zachowało się tu sporo mozaik dokumentujących ówczesne zwyczaje. Znajdziemy więc tutaj sceny z polowań i życia codziennego, w tym erotycznego. Całość odkrytej posiadłości jest współcześnie zadaszona i częściowo zrekonstruowana, np. latryny czy termy.

Następne stanowisko archeologiczne znajduje się około trzy kilometry od  centrum Agrigento. Jest to tak zwana Dolina Świątyń (Valle dei Templi), choć ich pozostałości znajdują się raczej na wzgórzu. Przyjeżdżamy tu tuż po dwunastej. Mimo, iż nie ma tu zamkniętych pomieszczeń, musimy założyć maseczki i poddać się pomiarowi temperatury oraz przejść przez bramkę wykrywającą metal. Z nieba leje  się żar, ale my twardo podążamy od jednych ruin do drugich. I tak mijamy świątynię Junony, Herkulesa, Zeusa i Zgody. Przed tą ostatnią leży rzeźba Igora Mitoraja „Ikar”. Innym polskim akcentem jest tablica z napisem Karol Wojtyła. Łącznie znajdowało się w tym miejscu 21 świątyń. Wzdłuż ich pozostałości prowadzi szutrowa droga okolona szpalerem pistacji, opuncji i migdałowców. Są też żywe kozy. Całość parku archeologicznego zajmuje 1400 hektarów.

Tuż po szesnastej  (to pierwszy dzień, w którym tak szybko kończymy zwiedzanie) meldujemy się w hotelu Althea  Palace na przedmieściach Castelvetrano na płd. zachodzie Sycylii. Pokój ładny, ale śmierdzi papierosami. W pobliżu znajduje się Lidl. Byłaby więc możliwość nabycia tanich produktów, ale ponieważ tego dnia mam uczestniczyć w tak zwanym wieczorze sycylijskim, więc niczego nie potrzebuję.

Wspomniany wieczór rozpoczął się  dziewiętnastej. Koszt udziału w nim  to 40 euro od osoby. W ramach tej ceny otrzymaliśmy po litrze wina na głowę, przystawkę, dwa dania i deser. W części artystycznej przez godzinę zabawiali  nas miejscowi artyści, którzy przy akompaniamencie akordeonu, gitary i drumli śpiewali popularne włoskie przeboje. Szczerze mówiąc, spodziewałem się więcej atrakcji…

 Następnego dnia mogliśmy pospać dłużej, bo wyjeżdżaliśmy z hotelu dopiero o dziesiątej. Tym razem do Marsali na wspomnianą już degustację win. Aby nam się smaki nie myliły, pomiędzy kolejnymi próbkami zagryzaliśmy chlebem moczonym w oliwie lub winnym moszczu.  

Po zrobieniu stosownych zakupów wyruszyliśmy w stronę Erice. Po drodze zatrzymaliśmy się przy nadmorskich salinach.  Same w sobie wyglądają one malowniczo, ale dodatkowego uroku dodają im stojące nieopodal kolorowe wiatraki.

Erice jest turystycznym miasteczkiem wzniesionym na wzgórzu Eriks (750 m n.p.m.). Wjeżdża się na nie po stromych i niezwykle krętych serpentynach. Po mieście oprowadza nas mieszkająca tu Polka Elena Rutkowska Buscemi, która ze względu na charakterystyczną urodę nazywana jest Sofią Loren.  Oglądamy najpierw kościół Hiesa Matrice (zwany też katedrą królewską), w którym znajduje się kopia obrazu Matki Boskiej Erycejskiej, a potem idziemy na punkt widokowy Castello di Venere, Widać stąd świetnie Zatokę di Bonagia.  Obok znajduje się Castello Peppoli. Całe miasteczko cechuje się wąskimi kamiennymi uliczkami. Duża liczba sklepików i knajpek świadczy o tym, że jest to miejscowość nastawiona na turystów. A tych w tym roku nie ma zbyt wielu…

Z i do Erice można też dostać się kolejką linową prowadzącą do Trapani. Nie wiem co mnie podkusiło, ale pojechałem nią na dół (bilet w obie strony 9 euro). Tymczasem z góry były o wiele lepsze widoki. Wróciłem więc jak niepyszny do Erice, gdyż na dłuższe chodzenie po Trapani nie miałem już czasu. Przejazd w jedną stronę trwa kwadrans.

W przedostatnim dniu pobytu na Sycylii wyruszyliśmy do Monreale i Palermo. W obu tych miastach znajdują się konkurencyjne katedry. Mimo, ż oddalone są od siebie zaledwie o 7 kilometrów, to należą do różnych diecezji. To efekt niegdysiejszej rywalizacji króla i biskupa Palermo o to, kto ma większe wpływy i możliwości.

W ciągu tego dnia napotykamy na liczne ślady działalności mafii. Pierwszym jest miejsce, w którym zginął sędzia Giovanni Falcone. Znajduje się ono w okolicy Capaci nieopodal lotniska pod Palermo. To tutaj 23 maja 1992 roku wybuchło kilkaset kilogramów trotylu, niszcząc sto metrów autostrady oraz rozrywając doszczętnie samochody Falcone i jego ochrony.  Na białej ścianie kryjówki, z której zamachowiec odpalił ładunek wybuchowy, widnieje napis: NO MAFIA. W tym samym roku, niespełna dwa miesiące później, Cosa Nostra zamordowała sędziego Paulo Borsellino. Zginął w dniu urodzin swojej matki, tuż  pod rodzinnym domem. Wcześniej w jednym z wywiadów powiedział, cytując Szekspira: "Ci, którzy się boją, umierają codziennie. Ci, którzy się nie boją, umierają tylko raz". Włosi upamiętnili bohaterskich sędziów nazywając ich imionami lotnisko  Punto Raisi. W pobliżu mariny w Palermo można zobaczyć na szczycie domu mural, na którym umieszczono ich podobizny. Obaj są uśmiechnięci…

Borsellino pochowany został w rodzinnym grobie. Ciało sędziego Falcone spoczywa w  kościele św. Dominika w Palermo.  Przy reprezentacyjnej ulicy Vittorio Emanuele, obok  Parku Villa, znajdują się tablice upamiętniające prefekta Palermo Carlo Alberto Dalla Chiesa, którego mafia zamordowała w 1982 roku oraz księdza Beato Giuseppe Puglisi, zabitego w dniu  56 urodzin w 1993 roku. Jego ciało spoczywa w kaplicy katedry w Palermo. Po czternastu latach od rozpoczęcia w 1999 roku procesu beatyfikacyjnego przez Jana Pawła II Puglisi został beatyfikowany. Przy wspomnianej już ulicy Vittorio Emanuele pod nr 353 można obejrzeć wystawę pod nazwą No Mafia Memorial. Przed wejściem postawiono zdjęcie z napisem Sicilian Bandits, na którym uwieczniono aresztowanych mafiosów z bandy Giuliano. Zapewne w Palermo i okolicach znajduje się więcej takich miejsc pamięci, ale w ciągu niespełna jednego dnia zdołałem zobaczyć tylko tyle.

W stolicy Sycylii, do której weszliśmy przez monumentalną bramę miejską (Porta Nuova) obejrzeliśmy oprócz wspomnianej katedry także Palazzo dei Normanni (pałac królewski), który od czasów powojennych jest siedzibą Sycylijskiego Zgromadzenia Regionalnego,  Piazza Pretoria (plac wstydu), plac Beliniego, rynek i port z widokiem na wzgórze Pellegrino. Na koniec, znużony upałem, wszedłem do jednej z knajpek w pobliżu Teatru Massimo, żeby schłodzić się nieco zimnym piwem. Nie jestem jednak pewien, czy temperatura mi nie wzrosła po ujrzeniu rachunku (butelka piwa Becks o pojemności 0,33 l kosztuje tu 3 euro). Nieopodal wspomnianego teatru spotkałem pięcioro Polaków z dwoma psami i jedną butelką piwa. Wyglądali na szukających pracy. Tak przynajmniej wywnioskowałem z usłyszanej mimochodem telefonicznej rozmowy jednego z nich.

W drodze do Nicolosi, w której na początku naszej podróży spędziliśmy dwie noce, zauważyłem wiele płonących zboczy wzgórz. Wypalanie gruntów odbywa się głównie z dwóch powodów. Jeden to wiara w użyźnianie gruntu przez popiół, drugi ma na celu zmniejszenie wartości spalonego pola. Trochę to zagmatwane, ale mniejsza z tym. Zresztą nie wszystkie pożary są wynikiem podpaleń. Niektóre wybuchają przecież samoistnie.

W hotelu Biancaneve otrzymałem ten sam pokój, w którym spałem przed tygodniem. Jakby co, to miał numer 208.

Ostatniego dnia pobytu na Sycylii zdecydowałem się na wykupienie wycieczki do kanionu rzeki Alcantara. Jej koszt wyniósł 40 euro, ale było warto. Z Nicolosi do kanionu jechaliśmy ponad dwie godziny, pokonując dystans 65 kilometrów. Przyczyną tak wolnego tempa były korki. W niedzielę rano większość Sycylijczyków zmierza bowiem nad morze. Za to drogę powrotną odbyliśmy w ciągu jednej godziny.

Nad kanionem przebywałem cztery godziny. Wokół przewijały się tłumy  plażowiczów. Niestety, widać było bardzo wielu grubasów. I jak tu wierzyć w zdrową dietę śródziemnomorską? Sam wąwóz Alcantara (Gole dell’Alcantara) powstał z lawy wylewającej się ze stożków pobliskiej Etny ponad siedem tysięcy lat temu. Lawa w zetknięciu z zimną wodą zastygła znacznie szybciej i wyżłobiła bazaltowe słupki. Wulkaniczny piasek z biegiem czasu wyszlifował je i wygładził. W efekcie powstały wysokie ściany wąwozu, na którego dno można zejść długimi schodami lub po prostu zjechać windą. Z dołu widok jest rewelacyjny, ale można także spacerować górnym skrajem kanionu i podziwiać go z góry, poruszając się nie w lodowatej wodzie, lecz wśród drzew i krzewów, wśród których nie brak winogron i limonek.

Katamaran "Jan Paweł II"

La Valetta



Palermo

Palermo - brama od strony morza





Alcantara


Mdina



Część pierwsza tutaj

Wokół Etny i Syrakuz


Etna

Na Okęciu  elektroniczny  pomiar  temperatury i sprawdzanie biletów  przed wejściem do terminalu. Trzeba  też było zachować półtora metra odstępu. Cóż z tego, skoro w  autobusie dowożącym do samolotu nikt nie przejmował się zachowaniem dystansu społecznego. Również na pokładzie airbusa linii Wizz Air niemal wszystkie miejsca były zajęte, a podczas lotu pasażerowie zdejmowali maseczki w trakcie korzystania  z kateringu.

Sycylia jest wyspą o powierzchni  ponad  dwanaście  razy  mniejszej  niż  Polska.  Jednocześnie długość  jej linii brzegowej (1039 km)  jest prawie dwa razy większa od polskiej.  Również  najwyższy  szczyt Sycylii,  czyli słynny  wulkan  Etna,  mierzący  3323 m n.p.m.  przewyższa nasze  Rysy  o ponad osiemset  metrów. Większa  jest też  gęstość  zaludnienia  na tej autonomicznej wyspie (u nas - 123, a na Sycylii  - 195 osób  na kilometr kwadratowy). Dodać należy, że jest największą wyspą na Morzu  Śródziemnym, a zarazem największą należącą do Włoch i siódmą w Europie.

O tym, że jest to ojczyzna Cosa Nostry wie każde dziecko, ale Sycylijczycy niespecjalnie się tym chlubią i niechętnie poruszają ten temat. Wolą chwalić się swoimi winami. A mają czym, bo Sycylia jest największym regionem winiarskim we Włoszech. O walorach smakowych tutejszych win miałem zresztą okazję przekonać się podczas degustacji dwunastu rodzajów tego trunku w winnicy rodziny Alagna w Marsali.

Jednak największym  wabikiem dla turystów jest niewątpliwie Etna. Widać ją już z lotniska w Katanii. My również rozpoczęliśmy zwiedzanie wyspy od tego wiecznie dymiącego i pomrukującego wulkanu. Wcześniej jednak zakwaterowaliśmy się w hotelu Biancaneve w miasteczku Nicolosi, które jest położone na zboczu Etny na wysokości 757 metrów n.p.m. Jesteśmy jednymi z nielicznych turystów odwiedzających w tym roku Sycylię. Zwykle o tej porze było tu pełno Rosjan oraz wszędobylskich Japończyków. Teraz jednak koronawirus zatrzymał ich w domu.

Na kolację zamiast zupy otrzymujemy gruby makaron zmieszany z sosem pomidorowym (tak już będzie do końca pobytu, bo Włosi raczej nie uznają tradycyjnych zup) oraz cienki plaster wieprzowiny   z grilla ze szpinakiem. Śniadanie jest bardzo skromne: plaster szynki konserwowej, plasterek sera, bułeczka i niewielki croissant. Niby jest bufet, ale w związku z zagrożeniem Covid-19 wszystkie potrawy nakłada na talerze obsługa. A propos hoteli, to w Biancaneve spędziliśmy trzy noce (dwie na początku i jedną na końcu podróży), dwie w Willi Orchidea niedaleko Comiso oraz dwie w Althea Palace usytuowanym na przedmieściach Castelvetrano.  Najlepsze wyżywienie było w Althea Palace.

Nazajutrz wczesnym rankiem wjeżdżamy wąskimi serpentynami na wysokość 1900 metrów. Po drodze mijamy zalesione zbocza i fragmenty skał wulkanicznych. Miejscami widać pozostałości po erupcji wulkanu z 2001 roku: zasypany lawą domek czy zniszczone elementy starej kolejki linowej.

Jeżeli ktoś ma dużo czasu, nieco chęci i kondycji, to może wspinać się w stronę stożka Etny na piechotę. My nie mieliśmy tego pierwszego, więc zdecydowaliśmy się na wjazd kolejką oraz specjalnym busem na wysokość około trzech tysięcy metrów. Taka przyjemność kosztuje 66 euro w obie strony.  Na tej wysokości nie ma już żadnej roślinności. Gdziekolwiek sięgnąć wzrokiem, rozpościera się iście księżycowy krajobraz. Z głównego stożka dochodzą gniewne pomruki, snuje się dym, opadają drobiny popiołu, a w nozdrza wdziera się charakterystyczny zapach. Wraz z lokalnym przewodnikiem odbywamy nieśpieszny spacer do krateru Filozofów. Pod nogami chrzęszczą kawałki lawy, porywy wiatru zrywają czapki z głów, a słowa przewodnika ulatują gdzieś w przestrzeń.

Etna

Największy i najwyższy  wulkan w Europie od dawna przyciągał powszechną uwagę. Na długo przed pojawieniem się masowego ruchu turystycznego przybywali tu tacy twórcy jak Julian Ursyn Niemcewicz, Adam Mickiewicz czy Jarosław Iwaszkiewicz. Niemcewicz wspinał się na Etnę z przewodnikiem przez cały dzień. Jego bagaże niosły wynajęte muły. Po noclegu pod kraterem ujrzał w promieniach wschodzącego słońca przepiękną panoramę Sycylii i częściowo Kalabrii. Pobyt na szczycie wulkanu upamiętnił w "Wierszach na wierzchołku góry Etny pisanych w 1784", pisząc m.in.:

Z śnieżnych Sarmacyi kraiów mieszkaniec daleki,

przyszedłem widzieć mieysca spustoszeń i trwogi,

I straszną paszczę Etny równoczesna z wieki,

Na którei mieszkał niegdyś ród Cyklopów srogi.

Tam z płomienistych brzegów, z ponad bram piekielnych,

Widziałem pod popiołem miasta wprzód kwitnące (…).

Iwaszkiewicz pisał sporo o Etnie, choć podziwiał ją głównie z hotelowego okna. Swoje wrażenia przelewał zarówno prozą, jak i w formie poetyckiej. Pozwolę sobie zacytować tu niewielki fragment wiersza „Etna”:

Ogromny biały trójkąt jasne gniecie brzegi,

Jak nieruchomy obłok, skamieniała chmura,

To Etna. Z niebieskiego morza srebrna góra

Wznosi ku sinym niebom swoje wieczne śniegi (…).

Adam Mickiewicz Etny prawie nie widział, gdyż podczas jego pobytu na Sycylii zasnuwały ją chmury popiołów. Pisał więc żartobliwie w liście do Franciszka Malewskiego: "Urwałem w górach gałązkę pieprzu, ażeby potem powiedzieć w Litwie, że mię los zapędził tam, gdzie pieprz rośnie." Niemniej jednak niektórzy dopatrują się jego fascynacji Etną w tym oto fragmencie „Dziadów”:

Nasz naród jak lawa,

Z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa;

Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi,

Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi (…).

Spod Etny jedziemy do Taorminy. Z tego skalnego urokliwego miasteczka rozciąga się widok na Morze Jońskie z jednej strony i na Etnę z drugiej. Wulkan szczególnie dobrze widać z ruin antycznego teatru greckiego. Sam teatr, pochodzący z trzeciego wieku p.n.e., nadal  wykorzystywany jest do organizacji różnych koncertów. Dlatego część widowni pokryta jest współczesnymi siedzeniami. Nad miastem wznoszą się ruiny twierdzy. Szukając cienia i odrobiny chłodu siadam na schodach kościoła św. Katarzyny i gapię się na przechodzących mieszkańców i nielicznych turystów. Rzadko który z nich zagląda do wnętrza świątyni. A oto co pisał o Taorminie Adam Asnyk:

Na urwisku prostopadłem,

Na uciętych skał marmurze,

Ponad modrych mórz zwierciadłem

Taormina błyszczy w górze.

Jak jaskółczych gniazd gromada,

Przyczepiona do urwiska,

Tarasami w przepaść spada,

Białe domki w błękit ciska (…).

Taormina

Z kolei Paweł Muratow, rosyjski pisarz i podróżnik, w swoim dwutomowym dziele „Obrazy Włoch” słusznie zauważył: „Etna jest dla Taorminy wszystkim, zajmuje połowę tutejszego nieba. Wyraziście zarysowane krawędzie jej krateru i dym unoszący się z jej wnętrza sprawiają, że krajobraz tutejszy ma charakter dziki i groźny”.

Wczesne  śniadanie  i o godzinie siódmej wyjazd do Syrakuz. Jedziemy drogą dwupasmową przez około półtorej godziny. Po drodze przejeżdżamy przez kilka tuneli.

W Syrakuzach zachodzimy najpierw do Parku Archeologicznego (Neapolis). Zwiedzamy  rajskie  kamieniołomy, w których wyróżnia się Grota Powroźników oraz Ucho Dionizosa. W tej ostatniej jaskini jest doskonała akustyka.  Przechodzimy następnie przez bambusowy zagajnik i przed nami rozpościera się teatr grecki, którego początki sięgają V wieku  p.n.e. Teatr składa się z dziewięciu sektorów wykutych w litej skale. Również tutaj, podobnie jak w Taorminie, odbywają się różne koncerty i spektakle.

Na  wyspę Ortigia przechodzimy przez jeden z dwóch mostów. Zatrzymujemy się na chwilę przed pomnikiem Archimedesa. Filozof i matematyk trzyma w prawej ręce wklęsłe lusterko. Jego zadaniem było skupianie promieni słonecznych na żaglach wrogich statków i w efekcie ich podpalenie. Na środku placu  Archimedesa stoi  Fontanna  Artemidy lub Diany – jak kto woli. Idziemy dalej, w stronę katedry. Przed wejściem do jej wnętrza zakładamy maseczki i przechodzimy pomiar temperatury. Na Placu Katedralnym znajduje się też  pałac Senatu i pałac Palazzo Beneventano del Bosco. W jego drugiej części stoi kościół św. Łucji, w którym przechowywany jest obraz Caravaggia „Pogrzeb Łucji”. Niestety, nie wolno tu robić żadnych zdjęć. Ale jak ktoś potrafi dyskretnie pstryknąć bez flesza, to przecież nic się nie stanie. Dla przykładu w katedrze w Valetcie  też znajdują się płótna Caravaggia i nikt nie robi trudności w ich uwiecznianiu. Obok kościoła znajduje się figurka Matki Boskiej w dość nietypowej pozycji, bo prostopadle do ściany. Nazywana jest Madonną chodzącą po ścianie. Przed kościelną bramą siedzi grajek z akordeonem oraz towarzyszący mu piesek.

Syrakuzy - grota Ucho Dionizosa

Z Placu Katedralnego zachodzę do Źródła Aretuzy, potem na małą plażę i spacerkiem podążam w stronę twierdzy Castello Maniace. Dalej trafiam na drugą niewielką plażę usłaną drobnymi kamykami, podobnie jak przylegające do niej dno morskie. Przechodzę wśród budynków z jasnego piaskowca, odwiedzam rynek warzywno-rybny i podczas ponownej wizyty na Placu Katedralnym degustuję różne rodzaje czekolady, a następnie nabywam cannoli za 2,5 euro, żeby do reszty się zasłodzić.

Wspomniany wcześniej Paweł Muratow pisał o Syrakuzach m.in.: „Prócz muzeum i źródła Aretuzy w dzisiejszych Syrakuzach jest niejedno, co mogłoby skupić na sobie uwagę podróżnego. Morze z trzech stron otacza to małe, spokojne miasto o wąskich ulicach i niewielkich, czystych placach. Z nadbrzeżnych bulwarów rozciągają się wspaniałe widoki. Ale stały tu pobyt – zimą, gdy wciąż wieją wiatry, latem, pod zawsze bezchmurnym gorącym niebem, byłby uciążliwy (…)”.

Wczesnym popołudniem jedziemy  do Noto. Miasteczko to zbudowane jest w stylu późnego baroku. Niegdyś znajdowało się 12 kilometrów na północ od obecnej lokalizacji. Zostało jednak całkowicie zniszczone podczas trzęsienia ziemi w 1693 roku i odbudowane w nowym miejscu.  W zasadzie jest tu tylko jedna główna ulica (Corso Vittorio Emanuele) i kilka bocznych uliczek. Od strony parkingu przechodzimy przez aleję wysadzaną gęstym szpalerem fikusów i przekraczamy bramę królewską (Porta Reale). Tradycyjnie odwiedzamy miejscową katedrę, która jest podobna do wielu innych tego rodzaju obiektów. Ta jednak wyróżnia się tym, że na skutek błędów konstrukcyjnych popełnionych podczas jej renowacji, w 1996 roku zawalił się dach. Na szczęście nikogo wtedy nie było w środku.

Katedra w Noto

W małym sklepiku degustujemy różne rodzaje orzeszków,  czekolad,  win i likierów.  Idąc dalej natrafiamy na Pałac Nicolaci di Viladorata. Szczególne wrażenie robi fasada z bogato rzeźbionymi balkonami wspieranymi przez mitologiczne stworzenia, takie jak syreny, gryfy i lwy.

W drodze do hotelu wysiadła klimatyzacja w busie. Przy tutejszych temperaturach nie jest to przyjemne. Na szczęście na drugi dzień czekał już na nas nowy pojazd. Po drodze  widać sporo pól z kamiennymi murkami, winnice,  gaje oliwne, a także stadka krów. Od czasu do czasu pojawiają się skupiska  paneli słonecznych. Na nocleg zajeżdżamy do Wilii Orchidea niedaleko  Comiso.

Kolacja na świeżym powietrzu, nad basenem przy  dziewięcioosobowych  stolikach. Po  raz pierwszy jest woda (San Benedetto). Na pierwsze danie  jak zwykle makaron  faszerowany z możliwością  dokładki.  Na drugie plasterek pieczeni  i fasolka na ciepło i jabłko jako deser.






Taormina

Taormina

Taormina

Syrakuzy

Syrakuzy


Syrakuzy

Syrakuzy

Syrakuzy

Katedra w Syrakuzach

Obraz Caravaggio: Pogrzeb Łucji

Syrakuzy

Syrakuzy

Noto

Noto


Noto

Etna

Etna

Taormina

Taormina

Syrakuzy

Syrakuzy

Syrakuzy -źródło Aretuzy

Noto
Część druga tutaj

Na pakistańskich drogach i bezdrożach

  Piątek, 11.10.24 Wyruszam dzisiaj   w kolejną podróż, dość ważną, bo Pakistan jest nie tylko ciekawym (a przy tym mało znanym) pod wzg...

Posty