Zdrowe garnki i chore ceny Philipiaka

Przed pokazem Philipiaka

Od dość dawna nie byłem na żadnym pokazie. Skorzystałem zatem z zaproszenia od firmy Philipiak Milano. Zanim opowiem o przebiegu prezentacji, wspomnę o samym procesie werbowania na spotkanie. Trzy tygodnie wcześniej odebrałem telefon z nieznanego numeru. Rozmówca zachęcał mnie do wzięcia udziału w pokazie, kusząc atrakcyjnymi prezentami za sam fakt obecności. Dałem się namówić, choć z doświadczenia wiedziałem, że nie dowiem się niczego nowego. Ciekaw jednak byłem, czy nadal stosowane są te samy metody wciskania towaru, z którymi miałem do czynienia na początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy to sam parałem się tym zajęciem. Po paru dniach nadeszło kolorowe zaproszenie. Dla czterech osób! Trzy dni przed pokazem zadzwoniła konsultantka, aby upewnić się, że na pewno przyjdę. Usilnie przy tym namawiała, abym wykorzystał pozostałe trzy miejsca, namawiając do przyjścia na spotkanie znajomych.
Przyjrzałem się dokładnie kuponom dołączonym do zaproszenia. Napisane było tam, że zgody na przetwarzanie danych osobowych oraz na używanie  numeru telefonu do celów marketingu bezpośredniego są dobrowolne. Jednakże linijkę niżej zaznaczono, że warunkiem otrzymania prezentu w trakcie pokazu jest wyrażenie zgody na powyższe.
Prowadzący był doskonale przygotowany. Twierdził, że pracuje dla Philipiaka już od osiemnastu lat. Na sali  obecnych było 45 osób, głównie w podeszłym wieku. A co ciekawe, 13 z nich deklarowało, iż posiada już naczynia Philipiaka. Obejrzeliśmy najpierw materiały filmowe, w których pokazano Annę Lewandowską i Karola Okrasę. Oczywiście oboje byli zachwyceni produktami Philipiaka. Z innego filmiku mogliśmy dowiedzieć się o procesie technologicznym produkcji garnków. Dopiero potem rozpoczęła się właściwa prezentacja. Prowadzący dużo mówił najpierw o tym, jak bardzo ważny jest zdrowy tryb życia, a zwłaszcza właściwe odżywianie. Było więc trochę o szkodliwości smażenia na tłuszczu czy gotowania warzyw w wodzie, nadużywaniu soli i tp. Dla równowagi prezentowane były zalety soków z wyciskarki i walory potraw gotowanych na parze. Nie obeszło się też bez powoływania się na dietę dr Ewy Dąbrowskiej. Wszystko to brzmiało racjonalnie i trudno byłoby do czegoś się doczepić.
Po kilkudziesięciu minutach teoretycznego przygotowania nadszedł czas na zaprezentowanie produktów mających pomóc nam w zachowaniu dobrego zdrowia. Pierwsza informacja była dość szokująca - komplet garnków Philipiaka kosztuje 9870 zł. Kolejne też nie nastrajały optymistycznie: wyciskarka do soków - 3500 zł, patelnia diamentowa - dwa lub trzy tysiące zł (w zależności od wielkości), rondle po tysiąc złotych, gęsiarka - 4600 zł. Oczywiście - jak zapewniał prowadzący - wszystkie te wyroby wyprodukowane są ze stali chirurgicznej, więc ich cena musi być wysoka. Zresztą, co znaczy wysoka? Czy zdrowie ma cenę? A czy nie wydajemy więcej na papierosy i inne używki? A garnki objęte są gwarancją na ćwierć wieku! Poza tym można nabyć je na raty, których RRSO wynosi jedynie 7%.
Potem przyszła pora na rozdawanie wizytówek. Po ich rozdaniu prowadzący ogłosił losowanie. Jeżeli ktoś na wizytówce miał taki sam numer, jaki wyczytał prezenter, to miał okazję nabyć komplet garnków nie za 9870 zł, lecz za 6970 zł. Do tego zupełnie za darmo patelnię diamentową małą (cena 2000), wyciskarkę do soków (cena 3500) plus gęsiarkę (cena 4600). Jak łatwo wyliczyć, potencjalny nabywca zyskiwał aż 13 000 zł.
Były też inne promocje, np. kupon uprawniający do zniżki w wysokości 40 procent, jeżeli ktoś zdecyduje się na zakup w podczas pokazu lub 10 procent, gdy podejmie decyzję o zakupie w ciągu siedmiu dni.
Oferowane prezenty za udział w prawie trzygodzinnym spotkaniu to żelazko, wkrętarka lub blender - wszystko kiepskiej jakości. W zaproszeniu była mowa jeszcze o plecakach, kijkach Nordic Walking i parasolach, ale ja nie widziałem tych gadżetów.
Trzeba jednak przyznać, że prowadzący nie był namolny. Owszem, stosował różne sztuczki marketingowe, ale nikogo do niczego nie zmuszał. Dziwię się więc trochę osobom narzekającym na różnych forach, że ktoś wcisnął im garnki - jak piszą - a oni potem nie mogą ich zwrócić. Z drugiej strony biorę poprawkę na podeszły wiek klientów i związane z nim dolegliwości: wolniejsze przetwarzanie informacji i podatność na sugestie. Niestety, to właśnie ta grupa wiekowa jest targetem dla wszystkich firm organizujących podobne pokazy.
Może zabrzmi  to brutalnie, ale po co człowiekowi u schyłku życia drogie garnki z 25-letnią gwarancją?

Prezenty od Philipiaka



Burzenie biurowca i okręt niemiecki


Oker

Piękny słoneczny dzień. Wykorzystuję go oczywiście na rowerową przejażdżkę. Tym razem jadę przez Wrzeszcz, Letnicę, Nowy Port, Brzeźno, Jelitkowo, Sopot i Oliwę. Dystans - 35 km. Po drodze obserwuję wyburzanie dawnego biurowca Hydrobudowy. Przez dziesiątki lat na jego parterze mieścił się bar Żuławski. Pamiętam go doskonale jeszcze z czasów mojej pracy w PSS "Społem", a było to w latach 1983-87. W miejscu biurowca powstanie kolejna część Galerii Bałtyckiej.  Ciekaw jestem swoją drogą, ile jeszcze galerii handlowych da się upchać w Gdańsku? Gdzieś chyba musi być punkt krytyczny.

Z kolei przy nabrzeżu w Nowym Porcie zobaczyłem zacumowany  niemiecki okręt rekonesansowy Oker A253. Jednostka ta ponad rok temu przepływała w pobliżu rosyjskiej fregaty Admirał Makarow. Rosjanie twierdzili wtedy, że to polski okręt zwiadowczy zanadto zbliżył się do kursu fregaty. Incydent ten był wówczas szeroko wałkowany w mediach. Teraz zaś mało kto zwraca uwagę na cumujący okręt pomocniczy niemieckiej floty.
Biurowiec Hydrobudowy

Oker A 253




Czy Kaczyński strajkował?


Tej tablicy nie będzie
Obiło mi się gdzieś o uszy takie powiedzenie: "Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu". Wydaje mi się, że idealnie pasuje ono do sytuacji wałkowanej dzisiaj od samego rana w mediach. Chodzi o tablicę upamiętniającą obecność braci Kaczyńskich w Stoczni Gdańskiej podczas strajków w 1988 roku. Otóż działacze Solidarności, z Karolem Guzikiewiczem na czele, postanowili podlizać się prezesowi rządzącej aktualnie partii. Zapomnieli jednak zapytać zainteresowanego o zgodę.

Przez parę godzin trwały dyskusje na temat tego, czy Kaczyńscy strajkowali czy tylko przebywali na terenie stoczni. Widać echa tych sporów dotarły do Jarosława Kaczyńskiego, gdyż nagle pojawił się tweet Karola Guzikiewicza o treści: Z powodu braku zgody Jarosława Kaczyńskiego tablica informacyjna nie zostanie odsłonięta 31.08.2018.

I komu to było potrzebne? Tu wrócę do zacytowanego na początku obiegowego powiedzenia o nadgorliwości. Nadgorliwcy i wazeliniarze kręcą się koło każdej władzy. Tak było za czasów Jaruzelskiego, Wałęsy, Kwaśniewskiego i tak dalej. Być może niektórym takie włazidupstwo pasuje. Na szczęście Jarosław Kaczyński zareagował szybko i zdecydowanie. I za to dałbym mu lajka, gdybym miał go wśród znajomych na jakimś portalu społecznościowym.

Ach Kieleckie, jakie cudne...


Miejsce urodzenia St. Żeromskiego

Zaraz po wyjściu z dworca PKP w Kielcach rzucił mi się w oczy szyld baru mlecznego Turystyczny. Pamiętam go doskonale sprzed około 45 lat, kiedy  to na ulicę Żelazną zachodziłem na ciepłe kakao i rogalika. Niewiele podobnych lokali przetrwało do dzisiaj, w dodatku pod szyldem tej samej spółdzielni, czyli w tym wypadku "Społem".

Kopulasty dworzec PKS znajduje się w remoncie. Zresztą większość podmiejskich linii obsługuje prywatna firma przewozowa Arizona. Jej busy docierają praktycznie do wszystkich wsi powiatu kieleckiego. Bilet do Strawczyna kosztuje 3 złote, zaś do oddalonego tylko o trzy kilometry dalej Huciska trzeba zapłacić już 6,50. Ta znacząca różnica w cenie wynika z tego, że kurs do Huciska przebiega okrężną drogą.

Rowerowe zwiedzanie krainy dzieciństwa i wczesnej młodości rozpoczynam od Strawczyna, a konkretnie od kamienia upamiętniającego miejsce urodzenia Stefana Żeromskiego. Na ustawionym na kamiennej podmurówce głazie wyryto napis: "TU STAŁ DOM W KTÓRYM URODZIŁ SIĘ 1.XI.1864 STEFAN ŻEROMSKI. Zamontowana niżej tabliczka informuje, że: Kamień powstał z inicjatywy mieszkańców Strawczyna w latach 50-tych XX wieku. Wykuta data urodzin Stefana Żeromskiego jest zgodna z datą z metryki urodzin znajdującej się w kościele parafialnym pod wezwaniem WNMP w Strawczynie.

Powyższa informacja jest o tyle istotna, że według oficjalnych dokumentów autor "Przedwiośnia" urodził się ponad dwa tygodnie wcześniej, czyli 14.10.1864 roku. W samym Strawczynie jest to zresztą uwidocznione na muralu znajdującym się na szczytowej ścianie tutejszego zespołu szkół. Innych śladów obecności pisarza w Strawczynie raczej nie ma, bo jak wiadomo, jego rodzice dość szybko przeprowadzili się do Ciekot.

Ze Strawczyna jadę do Oblęgora. Tutaj, na wzgórzu zwanym Sieniawska Góra, od wielu już lat mieszka Andrzej Piaseczny. Wdrapać się tam na rowerze nie jest łatwo, bo liczące 450 metrów wysokości wzgórze jest dość strome, zwłaszcza w pobliżu szczytu. Pięć lat temu zbudowano tutaj taras widokowy, z którego rozpościera się widok między innymi na Kielce i  Małogoszcz. Widać też zamek w Chęcinach oraz kościoły w Chełmcach,  Piekoszowie i Strawczynie. Przed ogrodzeniem posiadłości "Piaska" znajduje się kapliczka poświęcona Matce Boskiej. Obok niej stoją dwie flagi: biało czerwona  i biało niebieska (maryjna).

Z Sieniawskiej Góry zjeżdżam z prędkością przekraczającą 50 km/h do centrum Oblęgora. Stąd zaś pedałuję do Oblęgorka, gdzie znajduje się muzeum Henryka Sienkiewicza. Od głównej szosy do pałacyku, w którym obecnie mieści się muzeum, wiedzie piękna lipowa aleja. Posadzono ją w 1900 roku, kiedy to Sienkiewicz otrzymał w darze od ziemianina z Orszy 600 sadzonek. Zresztą sam pałacyk i majątek ziemski też został mu podarowany przez społeczeństwo polskie. Staram się tutaj zaglądać, ilekroć tylko jestem w tych stronach. W dzieciństwie chodziłem tędy do kościoła w Chełmcach. Tam zdarzało mi się spotykać na mszy synową pisarza, Zuzannę Sienkiewicz (nie mylić z jej córką o tym samym imieniu).

Następnego dnia rowerową przejażdżkę rozpocząłem od urokliwego zalewu w Strawczynie i Centrum Sportowo-Rekreacyjnego Olimpic w pobliskim Strawczynku. Stąd udałem się do Chełmiec. W tutejszym kościele najpierw byłem ochrzczony, a potem przez 15 lat chodziłem na niedzielne i świąteczne msze. Niby nic nadzwyczajnego, ale z moich rodzinnych Pępic szło się 7 kilometrów w jedną stronę, głównie polnymi ścieżkami. Oczywiście nie narzekam, bo takie chodzenie bez wątpienia wyszło mi na zdrowie, a ślady dawnej kondycji zostały mi do dzisiaj :).

Niegdyś przy kościele stała plebania, z drugiej zaś strony organistówka, w której mieszkał też wikary. Obecnie budowana jest nowa obszerna plebania. Dodać trzeba, że teraz parafia jest znacznie mniejsza niż za moich czasów. W latach osiemdziesiątych wybudowano bowiem kościół w Cierchach, do którego chodzą teraz mieszkańcy Pępic i Cierch.

Zajrzałem też na miejscowy cmentarz. W pobliżu miejsca spoczynku mojej babki znajduje się grób rodziny Sienkiewiczów. Leżą w nim m.in. syn, synowa i wnuczka pisarza. Kiedy byłem w tym miejscu przed dziewięcioma laty, grób wyglądał fatalnie. Pośród nadgryzionego zębem czasu obramowania stały dwa krzyże (drewniany i metalowy) z tabliczkami informującymi o spoczywających tu członkach rodziny drugiego (pierwszego w dziedzinie literatury) polskiego noblisty. Teraz grób wygląda zupełnie inaczej. Odnowiono ogrodzenie i postawiono duży czerwony głaz, do którego przytwierdzono tabliczki z nazwiskami zmarłych.

Po odwiedzeniu kuzynki na Porzeczu pojechałem do sąsiedniej Bobrzy. W latach dziecięcych przyjeżdżałem tu z wujkiem do młyna. Zdarzały się też wypady na wagary. Na te ostatnie przyciągał szczególnie kamienny mur. Powstał on na początku XIX wieku jako element Staropolskiego Okręgu Przemysłowego według planów Stanisława Staszica. W tym miejscu miał powstać wielki zakład metalurgiczny. Niestety, po Powstaniu Listopadowym w 1830 roku zaprzestano dalszych prac. O tamtych ambitnych planach   uprzemysłowienia Królestwa Polskiego przypomina obecnie wspomniany mur oporowy, którego fragmenty zachowały się w dość dobrym stanie.  

Przejazd przez Cierchy przypomniał mi lata spędzone w szkole podstawowej. Wówczas nauka odbywała się w drewnianym baraku ogrzewanym piecami kaflowymi. Obok było małe boisko do gry w "spalonego". Przy tzw. drwalce znajdowała się toaleta z otworami w podłodze. Nowy budynek szkolny oddano do użytku tuż po ukończeniu przez mnie ósmej klasy. Teraz zauważyłem, że został on rozbudowany, między innymi o salę gimnastyczną.

W latach młodzieńczych, kiedy w Kielcach bywałem stosunkowo często, nigdy nie odwiedziłem Kadzielni. Teraz miałem okazję do nadrobić. Niestety, przyjechałem zbyt późno i ominęła mnie możliwość obejrzenia tutejszych jaskiń. Przeszedłem się więc dolną alejką spacerową aż do bramy amfiteatru, po czym zawróciłem i wdrapałem się na górny taras. Stąd rozpościerał się znacznie ciekawszy widok: na panoramę Kielc z jednej strony i na amfiteatr z drugiej. Doskonale widać było też monumentalny  Pomnik Bojowników o Wyzwolenie Narodowe i Społeczne. W rezerwacie Kadzielnia znajdują się też pomniki upamiętniające ofiary Katynia.

Trzeci i ostatni dzień pobytu na Kielecczyźnie to piesze wędrówki (w rowerze złapałem gumę) wokół Perzowej Góry. Łącznie prawie 19 kilometrów. Najciekawszy obiekt to oczywiście kaplica św. Rozalii.

Kościół w Strawczynie

Zespół szkół w Strawczynie

Widok z Sieniawskiej Góry

Kapliczka na Sieniawskiej Górze

Dom A. Piasecznego

Aleja lipowa w Oblęgorku

Muzeum H. Sienkiewicza w Oblęgorku

Zalew w Strawczynie

Centrum Sportowo-Rekreacyjne Olimpic w Strawczynku

Kościół w Chełmcach

Grób rodziny Sienkiewiczów w Chełmcach obecnie

Mur oporowy w Bobrzy

Szkoła w Cierchach

Kościół w Cierchach

Na Kadzielni


Pomnik Bojowników o Wyzwolenie Narodowe i Społeczne
Amfiteatr na Kadzielni

Kaplica św. Rozalii na Perzowej Górze

Wnętrze kaplicy na Perzowej Górze

Pisanie intencji do św. Rozalii
Chełmce

Pępice


Na pakistańskich drogach i bezdrożach

  Piątek, 11.10.24 Wyruszam dzisiaj   w kolejną podróż, dość ważną, bo Pakistan jest nie tylko ciekawym (a przy tym mało znanym) pod wzg...

Posty