Otrzymałem pismo z Kasy Stefczyka z przypomnieniem o obowiązku powiadomienia o ewentualnej zmianie adresu lub dowodu osobistego. Poinformowano mnie też, że swoje dane mogę zaktualizować dzwoniąc lub składając wizytę w placówce SKOK. Wybrałem pierwszą opcję. Połączyłem się szybko, ale czekała mnie niemiła niespodzianka. Pani odbierająca telefon powiedziała, że nie może zmienić moich danych i dodała, że zaprasza mnie do odwiedzenia oddziału SKOK. Kiedy powołałem się na informację ze wspomnianego pisma o możliwości telefonicznego załatwienia sprawy, odparła iż jest to możliwe, ale dopiero wtedy, gdy zadzwonię na infolinię.
Czym różni się zwykły telefon od tego z infolinii? Przede wszystkim tym, że w przypadku tego ostatniego trzeba zazwyczaj długo wysłuchiwać denerwującej muzyczki i komunikatów o rychłym połączeniu z konsultantem. A poza tym każda minuta połączenia kosztuje 36 groszy. Wygląda na to, że każdy sposób jest dobry, żeby trochę skubnąć klienta, w tym przypadku członka SKOK…
P.S. W stopce pisma widnieje logo Kasy Stefczyka i slogan „Zawsze u siebie”. Pytanie kto, bo ja nie czuję się jak u siebie w kontaktach z tą instytucją…