Lech Wałęsa fot. PAP |
Nie popisał się Lech Wałęsa na konwencji Koalicji
Obywatelskiej. Oj, nie popisał! Jak można było atakować człowieka, którego doczesne szczątki
zaledwie dzień wcześniej zostały złożone
na cmentarzu?! Można kogoś nie lubić, a
nawet nienawidzić – w końcu wszyscy jesteśmy ułomni – ale trzeba mieć poczucie
miejsca i czasu. Wałęsie tego zabrakło!
Nazywając zdrajcą zmarłego kilka
dni wcześniej Kornela Morawieckiego na wyborczej konwencji ugrupowania, z którego
startuje także jego syn Jarosław, zaszkodził nie tyle sobie, co im.
Można dyskutować i oceniać życiorys każdego
polityka, ale nie w ten sposób. Nie w dzień po pogrzebie, choćby był on nawet –
naszym zdaniem - zbyt wystawny czy okazały. Przede wszystkim jednak nie z
mównicy, gdy ma się przecież świadomość, że będzie to transmitowane na całą
Polskę. I co z tego, że lider dawnej Solidarności mówi, że po chrześcijańsku
przebacza, skoro w następnych zdaniach wbija szpile zmarłemu?
Żeby jednak do końca nie pogrążać Lecha Wałęsy dodać
muszę, że zawinili też sami organizatorzy konwencji. Nie od dziś znają przecież
niewyparzony język byłego prezydenta. Musieli więc chyba mieć świadomość tego,
że może on wypalić coś, co odbije się czkawką nie tyle jemu, co im samym. Wszak
to nie on ubiega się o głosy wyborców…
Jednakże, sądząc po brawach, a tym samymi braku
wyraźnej dezaprobaty, zgadzali się ze słowami swojego gościa. Jeżeli w niedzielnych
wyborach przegrają, to w dużej mierze będzie to ich własna zasługa.