Na Politykę Patryka Vegi wybrałem się
dopiero dzisiaj, czyli w szóstym dniu od
premiery. W sali gdańskiego Multikina
siedziało zaledwie kilkunastu widzów. Marną frekwencję można byłoby wytłumaczyć
porą i dniem seansu (poniedziałek, godz. 14.30), dużą częstotliwością wyświetlania
filmu (21 razy w ciągu dnia) lub też faktem złego odbioru przez publiczność.
Nie da się bowiem ukryć, że ten film, długo zapowiadany jako hit sezonu, nie
powala na kolana. Świadczą o tym liczne opinie widzów oraz recenzje fachowców. Mimo
przeczytania paru negatywnych ocen, o wartości filmu musiałem się jednak przekonać
sam…
No i przekonałem się! Najkrócej można by
powiedzieć, że straciłem dwie godziny. Moja wiedza o polskiej polityce nie
zwiększyła się bowiem ani o jotę. Film, który miał mieć siłę dynamitu, okazał
się być strzałem ze zwietrzałego kapiszona. A już te reklamowe wstawki o tym,
że film może być zablokowany czy ocenzurowany, można o kant d..y rozbić. Celowo
używam tu wulgaryzmu, bo w filmie Vegi jest ich na pęczki. Bohaterowie bluzgają
na potęgę, niezależnie od tego, czy rozmawiają na bieżące tematy, kochają się
czy kłócą.
O fabule filmu nie można wiele powiedzieć, bo
jej praktycznie nie ma. Cała Polityka to zlepek obrazów podzielonych na części. Mamy
więc takie wątki jak: Premier, Pupil, Romans, Ojciec dyrektor, Prezes, Ale to już było.
Bez trudu można domyśleć się, który o czym opowiada. Każdy z nas zna bowiem
przedstawione tu historie z telewizji,
prasy czy internetu. Niektóre są
pociągnięte grubszą, inne cieńszą kreską. Wszystkie nieco przejaskrawione, ale
z tego nie czynię zarzutu, bo takie są prawa filmu fabularnego.
Nie będę odkrywczy, gdy powiem, że jedynym
atutem obrazu Vegi są aktorzy. Podobał mi się Andrzej Grabowski w roli prezesa,
Chabior jako minister obrony i Zamachowski kreujący redemptorystę z Torunia.
Niezła była też Ewa Kasprzyk odtwarzająca postać pani premier, według której „im
się to po prostu należało”. To wszystko
jednak za mało, żeby wyjść z kina usatysfakcjonowanym…
dobra recenzja
OdpowiedzUsuń