Milcząca zazwyczaj pokojowa dzisiaj raptem ożywiła
się.
- Kiedy państwo wyjeżdżacie? – zapytała,
stając w drzwiach naszego sanatoryjnego pokoju.
- W środę rano – odpowiedzieliśmy.
- Hm,
będzie mało czasu na sprzątanie, bo o dwunastej przyjadą nowi kuracjusze –
zmartwiła się, po czym pouczyła nas: - Niech państwo przed wyjazdem zdejmą
powłoczki z kołder i poduszek. Wszyscy goście tak robią!
- Nie ma problemu – zgodziliśmy się.
Pokojowa rozejrzała się po pokoju i zadała
pytanie sugerujące odpowiedź:
- To co? Dzisiaj nie warto odkurzać?
Jakoś nie mieliśmy sumienia sugerować jej, że
jednak byłoby warto. Poprosiliśmy tylko o papier toaletowy, bo ostatnim razem „zapomniała”
go uzupełnić. Przyniosła dwie rolki i tyle ją widzieliśmy. Zwolnienie z
obowiązku odkurzania rozszerzyła także na łazienkę, w której nie starła nawet podłogi…
Końcowe „badanie” lekarskie.
- Jak
się pan miewa, panie Irku, dobrze?
Potwierdziłem, bo cóż innego mogłem
odpowiedzieć. Pomny wcześniejszych doświadczeń, wiedziałem przecież doskonale,
że to tylko formalność.
"Koci Zamek" przy ul. Głównej |
Szczawnica - widok ze stoku Palenicy |
Od lewej: "Hutnik", "Dzwonkówka" i "Nauczyciel" |
Górna stacja kolejki na Palenicy |
Pod Palenicą |
Tymi schodami chodziliśmy codziennie, często po kilka razy |
- To świetnie – ucieszył się lekarz. – Życzę
przyjemnej podróży nad morze.
Po zaliczeniu Jarmuty, Bereśnika i Bryjarki
przyszedł czas na czwartą górę otaczającą Szczawnicę – Palenicę (722 m n.p.m.).
Byłem już co prawda na jej szczycie, ale wtedy wjeżdżałem kolejką krzesełkową,
więc to się nie liczy. Z doliny Grajcarka udałem się na stok narciarski, którym
powoli posuwałem się do góry. Nartostrada jest dość stroma i potwornie zryta
przez dziki. Praktycznie szedłem więc nie po trawie, ale po błotnistej darni. Ostatni
odcinek, od skrzyżowania z trasą kolejki, wiedzie na szczyt kamienistą dróżką. Jest
równie stromy co poprzedni, ale przynajmniej nie jest ślisko.
Po przejściu obok górnej stacji kolejki linowej idę w
dół do Siodła Szafranówki. Tutaj szlak się rozdziela: w lewo do słowackiej Leśnicy
i w prawo w kierunku Krościenka. Wybieram drugą opcję, choć w tym momencie jeszcze
nie wiem dokładnie, gdzie wyjdę. Schodzenie idzie mi dość szybko. Po niespełna
półgodzinie jestem już na dole. Okazało się, że wyszedłem niedaleko przystani
flisackiej na Dunajcu. Stąd już tylko łatwy spacer ulicą Główną, lekko pod górę
Zdrojową, po czym w górę schodami do „Hutnika”, „Dzwonkówki”, no i ostatniego z
tej strony miasta sanatorium, czyli „Nauczyciela”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz