Migawki z sanatorium (6)

 

Na Wzgórzu Gedymina otwarto w lipcu tego roku nową wieżę widokową. Samo wzgórze znajduje się 532 m n.p.m, a wieża ma 33 metry wysokości. Trudno sobie wyobrazić, żebym – będąc tak blisko -  tam nie zaszedł. Na wzgórze prowadzi szlak niebieski, który rozpoczyna się przy pijalni wód w Szczawnie-Zdroju. Dojście zajmuje około pół godziny, a odległość wynosi jakieś 2,5 km. Ja oczywiście nie zwracałem uwagi na szlak turystyczny i efekcie odbyłem spacer o łącznej długości 11 kilometrów. Jak najbardziej  świadomie, bo lubię chodzić swoim ścieżkami.

Co do samej wieży, to mimo jej wysokości, może na nią wejść dosłownie każdy. Spiralne drewniane tarasy o łagodnym nachyleniu umożliwiają wejście nawet osobom na wózkach inwalidzkich. Wejście jest bezpłatne. Z tarasu widokowego rozciąga się wspaniały widok na malowniczą okolicę. Z jednej strony widzimy Wałbrzych, z innej górę Chełmiec i majaczącą w oddali Śnieżkę, a z jeszcze innej masyw Ślęży oraz Sky Tower we Wrocławiu. A poza tym masę mniejszych gór i wzniesień pokrytych lasami. Rzecz jasna, trzeba natrafić na dobrą pogodę. Ja miałem to szczęście.

P.S. W nawiązaniu do wpisu o Zamku Książ informuję, że dwa dni temu zmarł wnuk księżnej Daisy  Bolko, książę von Pless, hrabia von Hochberg, baron na Książu. Miał 86 lat.



Po lewej Chełmiec

Ślęża

Wałbrzych


Chełmiec






 

Migawki z sanatorium (5)

Dokładnie po 21 latach znowu odwiedziłem Pragę. Co się zmieniło od tego czasu? Ano to, że częściowo wyłysiałem i niemal całkowicie osiwiałem. A poza tym? Cena korony czeskiej wzrosła o sto procent. Dzisiaj płaciłem 20 groszy za jedną. Inne ceny też nie stały w miejscu. I tak obecnie za bilet ulgowy do metra płaci się 20 koron, a za normalny 40. Toalety kosztują od dziesięciu do dwudziestu koron, a całkiem przyzwoity obiad można zjeść w granicach 160 koron.

Wyjechaliśmy ze Szczawna-Zdroju o wpół do siódmej. Na granicy w Nachodzie połączyliśmy się z grupą z Kudowy i wspólnie pojechaliśmy do czeskiej stolicy. Z ramienia Dar-Tour zajmował się nami przewodnik Jarosław Czerkawski. Na Hradczany jechaliśmy najdłuższym w Europie tunelem miejskim Blanka. Otwarto go niespełna siedem lat temu.

Po sprawdzeniu bagażu podręcznego i przejściu przez bramkę wykrywającą metale znaleźliśmy się na dziedzińcu zamkowym. Tu poczekaliśmy do południa, żeby móc wejść do katedry św. Wita, Wojciecha i Wacława. Wcześniej bowiem w świątyni odbywała się msza, podczas której turyści nie są mile widziani.

Po dość pobieżnym zapoznaniu się z historią katedry zeszliśmy na punkt widokowy, z którego rozpościera się wspaniała panorama Pragi. Pogoda nie była co prawda najlepsza, gdyż cały dzień było pochmurno, a raz nawet nieco nas pokropiło, to jednak widoki były całkiem przyjemne.

Następnie obejrzeliśmy ogrody i pałac Wallensteina (mieści się tam obecnie czeski senat). W ogrodzie znajduje się między innymi spore oczko wodne, w którym pływają dorodne karpie i szczupaki. Jest tu także aleja rzeźb przedstawiających postacie z mitologii. Niestety, są to tylko kopie, gdyż oryginały w 1648 roku zrabowali Szwedzi i do dzisiaj nie kwapią się do ich zwrotu. W wolierze nie było tym razem żadnych ptaków, a i spacerujących tu zwykle pawi też nie było widać.

Kolejnym punktem naszego zwiedzania był słynny Most Karola  z figurami świętych i płaskorzeźbą św. Nepomucena. Tak, tą dotykaną przez turystów z nadzieją na spełnienie życzeń. Most był  strasznie zatłoczony, przez co przejście przez niego trudno zaliczyć do przyjemności. Na starym mieście też nie brakowało turystów, zwłaszcza  w okolicach wieży ze słynnym zegarem Orloj.  Po drodze rzuciliśmy okiem na ratusz, a tuż przed Placem Wacława zatrzymaliśmy się na obiad w barze Havelska Koruna. Serwuje się tu typową czeską kuchnię. Lokal cieszy się dużym powodzeniem. Świadczą o tym choćby kolejki przed wejściem. Organizacja wydawania posiłków jest jednak na tyle sprawna, że kolejki rozładowywane są bardzo szybko. Jedzenie nie jest może specjalnie wykwintne, ale na pewno pożywne i stosunkowo tanie. Ja za knedliki z gulaszem  szegedyn i Pilsnerem Urguell zapłaciłem 217 koron, czyli około 43 złote.

W drodze do Pragi na postoju zabłąkały się gdzieś trzy osoby, ale po paru minutach się odnalazły. W Pradze na miejscu zbiórki nie stawił się jeden uczestnik wycieczki. Nie dzwonił do przewodnika, mimo iż ten dał wcześniej każdemu numer swojego telefonu, ani też nie odbierał własnego telefonu. Czekaliśmy prawie godzinę. Bez skutku. Wsiedliśmy zatem do metra i pojechaliśmy do pętli, na której czekał nasz autokar. Tam też go nie było. Cóż było robić? Odjechaliśmy  bez niego…

 
















Migawki z sanatorium (4)

 

Kilka faktów o sanatoryjnej rzeczywistości na przykładzie sanatorium „Dom Zdrojowy” w Szczawnie-Zdroju. Zacznijmy od opłat. Cena za pobyt dla kuracjusza skierowanego przez NFZ zależna jest od pory roku i rodzaju pokoju. W moim przypadku za miejsce w pokoju dwuosobowym trzeba było uiścić 27.30 zł  za dobę. Nie jest to wygórowany koszt zważywszy, iż w ramach tej opłaty mamy nie tylko noclegi, ale też pełne wyżywienie (całkiem przyzwoite), zabiegi i opiekę medyczną. Do tego dochodzi uzdrowiskowa opłata klimatyczna w wysokości 4,86 zł za dobę. Ta z kolei zależna jest od władz danej miejscowości. Rada Gminy Miejskiej w Szczawnie-Zdroju uznała, iż trzeba zastosować  maksymalną stawkę. Niektórych mocno to bulwersuje, bo Szczawno-Zdrój nie zalicza się do miejsc, w których można oddychać krystalicznie czystym powietrzem. Wprost przeciwnie – słynie z dużego poziomu smogu.

Natomiast w samym sanatorium oszczędności na kuracjuszach są widoczne na każdym kroku. Przede wszystkim dla tych przysyłanych przez NFZ nie przysługują ręczniki (spotykam się z tym po raz pierwszy, a jest to już mój piąty pobyt w uzdrowisku). Na zabiegi trzeba zabierać własne prześcieradła. Jeżeli ktoś nie ma, to może nabyć flizelinowe za 7 zł. Podobnie rzecz ma się z pijalnią wód – jeśli nie masz własnego kubka, to musisz kupić jednorazowy za 90 groszy. Za przyjemność oglądania niektórych programów w telewizji trzeba zapłacić 80 złotych za cały turnus. Za udział w wieczorku tanecznym w kawiarni Astor trzeba wyłożyć  10 zł w tygodniu i 20 zł w sobotę.

Co do personelu, to można tylko podziwiać ciężką pracę masażystów, fizykoterapeutów, kucharek i salowych. Nie można także narzekać na organizację zabiegów i posiłków. Te pierwsze są dobrze zsynchronizowane i nie zdarza się, żeby kuracjusz musiał biec z wywieszonym językiem z jednego gabinetu do drugiego. Większość zabiegów odbywa się zresztą w Domu Zdrojowym. Jedynie na okłady z borowiny chodzę do Korony Piastowskiej. Posiłki podawane są tu sprawnie i szybko, czego nie można powiedzieć o wielu lokalach komercyjnych. Nie są to oczywiście jakieś wymyślne frykasy, ale normalne zbilansowane dania. 







 

Punta Cana i Santo Domingo

  Poniedziałek, 17.02.25 Zanim opuściliśmy pokład statku Costa Fascinosa w La Romana musieliśmy rozliczyć się z wydatków poniesionych po...

Posty