Budżetowa pazerność



Na opakowaniach papierosów można znaleźć mnóstwo groźnie brzmiących ostrzeżeń, np.:

- palenie może być przyczyną raka,

- palenie zabija,

- palenie może spowodować bezpłodność,

- palenie przyspiesza starzenie się skóry.

Viceroy z Rosji
Nałogowych palaczy nie jest jednak łatwo przestraszyć. Unia Europejska wymyśliła więc, że trzeba wydrenować im kieszenie. Skoro bowiem koszty leczenia następstw palenia tytoniu są ponoszone przez poszczególne państwa, to potrzebne są na to środki finansowe. Systematycznie podnoszona  jest więc akcyza na papierosy. Już w tej chwili akcyza i Vat stanowią  w Polsce około 85 procent ceny detalicznej paczki papierosów. A trzeba wiedzieć, że nie jest to jeszcze koniec podwyżek. Jednakże z drugiej strony nie przekłada się to proporcjonalnie na zwiększenie wpływów do budżetu. Dlaczego?
Beverly
Ano dlatego choćby, że wielu palaczy nabywa papierosy produkowane za wschodnią granicą. Tym samym bogacą się budżety Ukrainy, Rosji i Białorusi. Po drodze zarabiają też liczni mniejsi i więksi przemytnicy, a mimo to cena końcowa jest nadal atrakcyjna dla naszych konsumentów tytoniu. O ile bowiem w polskich sklepach paczka papierosów kosztuje około jedenastu złotych, to ta przywieziona ze wschodu około siedmiu.

Na szczęście mnie osobiście ten problem nie dotyczy już od prawie trzynastu lat.

Ornitologia za oknem



Ponad rok temu  pisałem w moim dzienniku: "Przez kilka lat na jednym z drzew rosnących na naszym podwórku gnieździły się sroki. Tej wiosny, z nieznanych mi przyczyn, ptaki te rozebrały gniazdo i gdzieś się wyprowadziły. Szkoda, bo przywykłem już do ich skrzeczenia."

Gniazdo wron
Gniazdo srok

Nie wiem, czy to te same sroki, ale w tym roku zagnieździły się nie na drzewie, lecz na rynnie budynku, który znajduje się po przeciwnej stronie kamienicy, w której zamieszkuję. Z kolei przez okna od strony podwórka mogę obserwować  powstające w szybkim tempie gniazdo wron. One same siedzą najczęściej na kalenicy sąsiedniego budynku lub na poprzecznych elementach zbiorczej anteny telewizyjnej. 
Sroki i wrony to dość popularne ptaki, ale w dużych miastach raczej nie występują w masowej skali. Mnie osobiście one nie przeszkadzają. Wprost przeciwnie, lubię popatrzeć jak kręcą się wokół swoich gniazd. Nie wiem jakie intencje kierują moim kotem, ale też jest zainteresowany wymienionymi ptakami, gdyż biega od okna do okna, śledząc je wzrokiem. A ogon chodzi mu przy tym jak nakręcony...

Złoty królik

Po minionych właśnie  Świętach, pełnych śniegu (dla mnie zaś dodatkowo umilonych silną infekcją dróg oddechowych), pozostała mi między innymi tako oto pamiątka.

Na pierwszy rzut oka nie ma nic niezwykłego w tej czekoladowej figurce "złotego królika". Jednakże umieszczone na etykiecie ostrzeżenie może przerazić co bardziej wrażliwe dzieci. Jeżeli bowiem nie można bawić się wstążeczką i dzwoneczkiem, to co z nimi zrobić? Może zjeść?! Ciekawe, co na to producent i dystrybutor  "Gold Bunny"...

Biała kiełbasa po domowemu


Domowa biała kiełbasa

Co pewien czas opinia społeczna informowana jest o nowych aferach związanych z produkcją mięsa i wędlin. A to ktoś  dodaje soli przemysłowej do artykułów spożywczych, a to ktoś inny (Viola) powtórnie przerabia przeterminowane wyroby. Jeszcze inny myje stare kiełbasy w oleju, żeby ładnie błyszczały i sprawiały wrażenie świeżych. Nic dziwnego więc, że od dłuższego czasu podejrzliwie  przyglądam się wyrobom wędliniarskim i coraz częściej rezygnuję  z zakupów, zwłaszcza w hipermarketach. Uważam, że o wiele bezpieczniej i zdrowiej  (często też taniej) jest nabyć surowy schab, łopatkę czy szynkę w jakimś niewielkim zaufanym sklepie lub na rynkowym straganie, a następnie przyrządzić według własnego gustu.
Podobnie rzecz ma się z białą kiełbasą, potrawą tradycyjnie kojarzoną z Wielkanocą. Im bliżej świąt, tym więcej reklam różnych super i hipermarketów, które prześcigają się  w promocjach tego przysmaku. Wiadomo jednak nie od dziś, że w handlu  (i nie tylko)  nie ma nic za darmo.  Jeżeli cena białej kiełbasy spada np. do 12 zł za kilogram, to można mieć pewność, że jest ona nafaszerowana wszystkim co tylko można sobie wyobrazić, ale na pewno nie pełnowartościowym mięsem. Możemy więc znaleźć tam mięso drobiowe, skóry, ścięgna, tłuszcz, sporo chemicznych dodatków, no i przede wszystkim ponadnormatywną ilość wody.
Dlatego też polecam każdemu, kto lubi dobrze i smacznie, a przy tym zdrowo zjeść  - własnoręczny wyrób kiełbas. Nie trzeba do tego żadnego specjalistycznego sprzętu. W zupełności wystarczy maszynka do mielenia mięsa, odrobina chęci i trochę wolnego czasu. Co do przepisów, to w sieci można znaleźć ich mnóstwo.

Gdańska batalia o śmieci



Na początku lutego pisałem już  o bezsensownej, moim zdaniem, metodzie naliczania opłat za wywóz śmieci w Gdańsku, jaką zaproponował magistrat.  Chodzi o uzależnienie wysokości kosztów opróżniania pojemników na śmieci od metrażu mieszkania.  Radni (głównie z PO) uchwalili jednak, że taka metoda, choć nie najbardziej sprawiedliwa, jest najlepsza. Trudno, stało się…
W tej chwili chciałbym jednak zwrócić uwagę na inny aspekt śmieciowej historii. Otóż   wiceprezydent  Gdańska Maciej Lisicki i jego ludzie założyli, że koszt wywozu śmieci będzie wynosił 0,66 zł od metra powierzchni mieszkaniowej w przypadku odpadów posortowanych i 0,88 zł  w przypadku braku segregacji. Skąd wzięli te liczby? Teraz, po otwarciu ofert od firm chcących wywozić śmieci z Gdańska, wygląda na to, że urzędnicy wpisali w projekt kwoty wzięte z sufitu. Sam Maciej Lisicki przyznaje bowiem, że miasto przeszacowało koszty wywozu śmieci o dwadzieścia milionów zł, co stanowi jedną trzecią całości wydatków na ten cel.
Ok, każdy może się pomylić. Dlaczego jednak ewentualna korekta opłat zapowiadana jest dopiero na przełom roku?  Co stanie się z nadwyżkami wpłaconymi przez mieszkańców? Wszak samorządy nie mogą zarabiać na reformie śmieciowej…
Jest jeszcze jeden problem. Przy ustalaniu wysokości opłat miasto, jak już wspominałem, kierowało się metrażem mieszkań. Natomiast w warunkach przetargu dla firm chcących wywozić śmieci podzielono miasto na sześć sektorów, z których każdy liczy podobną ilość mieszkańców. Coś tu nie gra. Skoro  lokatorzy mają płacić od metra kwadratowego powierzchni swoich mieszkań, to dlaczego firmy startujące w przetargu musiały zgłaszać oferty oparte na liczbie mieszkańców?
W przypadku mojego sektora opłata za wywóz śmieci, wg oferty zaproponowanej przez PRSP, wyniesie 9,45 zł miesięcznie od osoby. Jeżeli pomnożymy  to przez dwa (ilość osób w lokalu), to wyjdzie 18,90. Według metrażu natomiast opłata za wywóz śmieci wyniesie w tym przypadku  29,70 lub 39,60. No comment…

Metropolita z mocną głową


Leszek Sławoj Głódź

Opublikowany we „Wprost” i skopiowany w innych mediach artykuł dotyczący różnych przywar arcybiskupa Leszka Sławoja Głódzia nie wzbudził we mnie ani zgorszenia, ani szczególnego zdziwienia. Od wielu już lat wiedziałem bowiem, że ten hierarcha kościoła katolickiego nie ma nic wspólnego z ascezą.  Wprost przeciwnie – dochodziły mnie wieści, podobnie jak i innych zainteresowanych tematem, że uwielbia on wystawny tryb życia i nie ma nic przeciwko dobrze zakrapianym biesiadom. Już w latach dziewięćdziesiątych sygnalizował to tygodnik „Nie”, nadając ówczesnemu biskupowi polowemu ksywkę „Flaszka”.  Potem była słynna sprawa z golenią Aleksandra Kwaśniewskiego. Jak już dziś wiadomo, w drodze do Charkowa  prezydent z biskupem łyknęli nieco whisky. Pech chciał, że zaszkodziło to tylko temu pierwszemu.  Podobnego pecha miała też delegacja prezydenta Komorowskiego na pogrzeb Anny Walentynowicz. Panowie (oszczędźmy nazwiska) dotarli na cmentarz Srebrzysko we Wrzeszczu w dwie godziny  po zakończeniu ceremonii pogrzebowej, gdyż – jak sami przyznali – uczestniczyli wcześniej w zakrapianym obiedzie u metropolity gdańskiego. I tak dalej, i tak dalej…
Jedyne co mnie dziwi, to twierdzenia obrońców arcybiskupa Głódzia, że publikacja „Wprost” jest atakiem na kościół. Obszernie pisze o tym m.in. Konrad Rękas na portalu Konserwatyzm.pl. Cytuję znamienny fragment: Zatem nawet przyjmując do wiadomości, że abp Leszek Sławoj Głódź hołduje staropolskiej skłonności do biesiad – nie możemy publikacji we „Wprost” oceniać w oderwaniu od trwającej od dłuższego czasu kampanii zohydzania i poniżania Kościoła i jego hierarchów prowadzonej przez mainstreamowe media.
Po części rozumiem motywy oświadczenia dziekanów archidiecezji gdańskiej. Im bowiem wypada, we własnym zresztą interesie, bronić swojego przełożonego (niedyspozycje Kwaśniewskiego też niegdyś usprawiedliwiali współpracownicy). Dlaczego jednak metropolitę gdańskiego broni np. posłanka Dorota Arciszewska-Mielewczyk, nie jestem w stanie pojąć. Tym bardziej, że jej oburzenie nie jest poparte żadnymi argumentami.

Na pakistańskich drogach i bezdrożach

  Piątek, 11.10.24 Wyruszam dzisiaj   w kolejną podróż, dość ważną, bo Pakistan jest nie tylko ciekawym (a przy tym mało znanym) pod wzg...

Posty