Jeden dzień we Lwowie



Szczepcio i Tońcio

 O wycieczce do Lwowa  myślałem już od paru lat. Wreszcie nadarzyła się odpowiednia okazja i moje marzenie zostało wczoraj zrealizowane. Lwów to symbol polskich kresów i można byłoby mówić i pisać o nim bardzo długo. Nie mam jednak swady naszej przewodniczki Marianny (córka Polki i Ukraińca), więc ograniczę się do paru wspomnień z siedmiogodzinnego zwiedzania miasta nad rzeką Pełtwią.

Po wyjściu z autokaru odwiedziliśmy  Archikatedralny sobór św. Jura. Cerkiew ta należy do Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego. Pochodzi z XVIII wieku. Za czasów sowieckich podlegała Rosyjskiemu Kościołowi Prawosławnemu. Dwa lata temu na przykatedralnym placu odsłonięty został pomnik metropolity lwowskiego Andrzeja Szeptyckiego. W uroczystości udział wziął prezydent Petro Poroszenko.  Szeptycki bowiem, choć był synem polskiego hrabiego, a od strony matki  wnukiem Aleksandra Fredry, to jednak uchodził za duchowego przywódcę Ukraińców.

Lwów to nie tylko zabytki. Dla turystów z Polski opłaca się robić tutaj zakupy. Wiedzą o tym doskonale miejscowi handlarze. Zorganizowali więc sprawnie działający system sklepów przenośnych czy, jak kto woli - obwoźnych.  Przed naszym autokarem natknęliśmy  się na dwie babuszki z wypchanymi kraciastymi torbami. Miały w nich chałwę (2,50 zł za 270 gram) oraz śliwki w czekoladzie (25 zł za kilogramowe opakowanie). Sprzedawały także papier toaletowy z nadrukowaną podobizną Putina (4 złote za rolkę). We wnętrzu autokaru zaś czekały na siedzeniach cenniki i katalogi z nieco innym asortymentem. I tak na przykład papierosy Marlboro można było kupić za 6 zł, koniak ukraiński za 19 zł, Balzam (likier ziołowy) za 14 zł, Papryczkę (wódka z papryką i miodem za 13 zł a kawior za 36 zł. Wystarczyło tylko wpisać zamawianą ilość obok cen, a na następnym postoju (w naszym przypadku na Łyczakowie) na siedzeniach czekały już reklamówki z żądanym towarem. Chwilę później po autokarze przechodził przedsiębiorczy pan Bogdan i odbierał należne pieniądze. Dodać należy, że ceny nie różnią się od tych sklepowych. Tym samym turyści mogą zaoszczędzić sporo czasu, no i nie muszą wymieniać złotych na hrywny. Nieco gorzej wychodzi na tym ukraiński fiskus, ale to już nie nasze zmartwienie. Jeżeli zaś chodzi o normy wwozowe do Polski, to przy sprawnie działającej współpracy turystów można je lekko przekroczyć. Jeżeli na przykład ja nie potrzebuję papierosów, to przewożę je dla sąsiada. Z kolei on może wziąć dla mnie dodatkowy litr mocnego alkoholu, jeżeli jest oczywiście abstynentem. W takim przypadku wszystko jest oczywiście lege artis. Co do kontroli celnej, to w naszym przypadku  nie było szczegółowego "trzepania". Wystarczyło tylko pokazać przechadzającej się po wnętrzu autokaru celniczce normatywne zakupy.

Sobór św. Jura
Od dawna uważam, że odwiedzanie cmentarzy to nie tylko wyraz pamięci o zmarłych, ale też okazja do poznania bądź przypomnienia sobie historii. Szczególnie w przypadku takich metropolii jak wileńska Rossa czy lwowski Łyczaków. Niby każdy wie, że spoczywa tam mnóstwo znanych i zasłużonych w różnych dziedzinach Polaków, ale założę się, że niewielu z nas wymieni z pamięci więcej niż pięć nazwisk. Dlatego warto tam pojechać i na własne oczy zobaczyć nagrobki takich postaci jak: Gabriela Zapolska, Władysław Bełza, Maria Konopnicka, Zygmunt Gorgolewski (architekt i budowniczy Teatru Wielkiego we Lwowie), Julian Ordon (bohater mickiewiczowskiej "Reduty Ordona), Seweryn Goszczyński i wielu innych.

Na Łyczakowie spoczywają także Ukraińcy. Jednym z nich jest Iwan Franko, drugi po Tarasie Szewczence pisarz i poeta ukraiński. Przyjaźnił się z wieloma polskimi literatami. Szczególnie znana jest jego przyjaźń z Marią Konopnicką. W wielu źródłach pojawiają się informacje, że tych dwoje łączył romans. Nie byłoby w tym nic dziwnego, bo nasza poetka gustowała w młodszych partnerach, a od Iwana Franko była starsza o 14 lat...

Grobowiec Gabrieli Zapolskiej
Na terenie  cmentarza Łyczakowskiego znajduje się  autonomiczny cmentarz Orląt Lwowskich. Dlaczego orląt? Ano dlatego, że w walkach z Ukraińcami o Lwów w 1918 roku poległo aż 120 uczniów i 76 studentów na ogólną liczbę 439 żołnierzy. Najmłodszy obrońca Lwowa miał 9 lat! Siedmiu było dziesięciolatkami... Po drugiej wojnie światowej cmentarz był splądrowany  a w 1971 roku zniszczony przez czołgi sowieckie. Jego odbudowa rozpoczęła się po słynnej pierestrojce. Nie obyło się bez komplikacji. Władze ukraińskie stawiały różne przeszkody, więc prace były na przemian wznawiane i wstrzymywane. Dopiero w roku 2005 Rada Miejska Lwowa zgodziła się na dokończenie prac. W uroczystości otwarcia cmentarza wzięli udział prezydenci A. Kwaśniewski i W. Juszczenko. Obok cmentarza Obrońców Lwowa założono cmentarz Strzelców Siczowych (ten ostatni jest zamknięty dla turystów). Przedziela je tablica informacyjna z napisem: Tu spoczywają ukraińscy i polscy żołnierze polegli w latach 1918- 1919.  Cmentarze oddziela też kolumna z postacią Michała Archanioła (niektórzy zastanawiają się, dlaczego tyłem do cmentarza Orląt). Część ukraińska to rzędy szarych betonowych krzyży. Po stronie polskiej są białe nagrobki i takież krzyże przepasane biało czerwonymi szarfami.

Na cmentarzu Obrońców Lwowa
Z cmentarzy udajemy się na Stare Miasto.  Tu zaglądamy najpierw do cerkwi Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, inaczej Uspieńskiej lub Wołoskiej. Pochodzi ona z przełomu XVI i XVII wieku. Niedaleko natrafiamy na pomnik Iwana Fiodorowa, pierwszego znanego z nazwiska drukarza rosyjskiego. Dookoła pomnika oraz na jego postumencie usadowili się bukiniści. Nieco dalej stoi pomnik znanego dobrze w Polsce malarza prymitywisty, czyli Nikifora Krynickiego. Tutaj występuje pod własnym nazwiskiem Epifaniusz Drowniak. Kolejna świątynia, do której wchodzimy to dawny kościół Bożego Ciała, a obecnie greckokatolicka cerkiew Najświętszej Eucharystii. Wspaniały barokowy zabytek o bardzo bogatej historii. Do końca wojny przy kościele istniał zakon dominikanów. Potem klasztor zamieniono na Muzeum Religii i Ateizmu.

Muzeum w aptece

Przy zbiegu ulic Stauropigijskiej i Drukarskiej usytuowana jest jedna z najstarszych lwowskich aptek (czynna od 1735 roku). Od pięćdziesięciu z górą lat znajduje się tu muzeum (równolegle prowadzona jest działalność handlowa). Wśród eksponatów znajduje się między innymi lampa naftowa. Ale to nie w tej aptece Jan Zech i Ignacy Łukaszewicz skonstruowali pierwsza lampę naftową. Powstała ona bowiem w aptece przy ul. Kopernika. Przy Rynku w dawnej kamienicy Bandinellich mieści się Muzeum Poczty, ale oglądamy tylko fasadę, podobnie jak w przypadku pobliskiego Muzeum Narodowego. W sąsiedztwie znajduje się wiele pięknych kamienic. Oglądając je z zewnątrz dochodzimy do Bazyliki archikatedralnej Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, czyli po prostu katedry. Świątynia ta pochodzi z przełomu XIV i XV wieku. Tu podczas wojny ze Szwedami w 1656 roku złożył śluby król Jan Kazimierz II oddając Polskę pod opiekę Matki Bożej.  21 lat później w katedrze ochrzczony został król Stanisław Leszczyński. W czasach współczesnych zaś wizytę w katedrze  złożył papież Jan Paweł II (2001 r.).

Sala Lustrzana  w Teatrze Opery i Baletu


Z katedry udajemy się do okazałego gmachu Teatru Opery i Baletu, który zaprojektował wspomniany wyżej Zygmunt Gorgolewski. Teatr został otwarty 117 lat temu w obecności między innymi Henryka Sienkiewicza i Ignacego Paderewskiego. Niegdyś nosił nazwę Miejski, potem Wielki. Patronował mu także Iwan Franko, a obecnie nosi nazwę Salomei Kruszelnickiej, znanej ukraińskiej śpiewaczki. Widownia teatru mieści 1200 widzów. Uwagę zwracają dwie złocone loże: cesarska i marszałkowska. Złota nie brakuje też w innych elementach. Duże wrażenie robi Sala Lustrzana na parterze obiektu. Parę lat temu umieszczono w niej tablicę upamiętniającą wizytę papieża Jana Pawła II.

Podczas naszej stosunkowo krótkiej wycieczki (7 godzin zwiedzania) odwiedzamy sporo obiektów sakralnych. Oprócz wcześniej wymienionych zaglądamy jeszcze do Cerkwi Przemienienia, Katedry Ormiańskiej i dawnego kościoła św. Piotra i Pawła zwanego także jezuickim. Obecnie jest to świątynia garnizonowa obrządku greckokatolickiego. W tej chwili trwa tam remont ołtarza. W bocznej nawie stoją tablice ze zdjęciami żołnierzy poległych w walkach  na wschodzie Ukrainy. Z polskich śladów wymienić warto tablicę z napisem: Anna z Wybranowskich Trzebińska kasztelanowa Bicka prosi o Zdrowaś Mario R. 1763 dnia 6. marca.

Jeszcze tylko rzut oka na dużą kolumnę  z postacią Adama Mickiewicza, brązowy krzyż z białą postacią Chrystusa (kiedyś w tym miejscu stał pomnik króla Sobieskiego, który po wojnie trafił do Gdańska), pomnik Tarasa Szewczenki ( to już trzeci po Kijowie i Wilnie, jaki zobaczyłem w tym roku) i idziemy na obiad do restauracji "Premiera Lwowska". Przy wejściu witają nas Tońcio i Szczepcio. Siedzą na ławce z walizką i akordeonem. Wyglądają na smutnych. Gdyby tak mogli jeszcze zaśpiewać "Tylko we Lwowie"...

Po obiedzie już tylko "wernisaż", czyli lwowski pchli targ. Można tu nabyć pięknie haftowane obrusy i serwetki, obrazy oraz masę mniej lub bardziej potrzebnych bibelotów. Osobiście kupuję metalowy dzwoneczek do swojej kolekcji. Kosztuje 70 hrywien, a ponieważ nie mam ani jednej, sprzedawczyni bez problemu przyjmuje dziesięciozłotowy banknot.


Uliczny sklep

Cennik


Grobowiec Wł. Bełzy

Grób Marii Konopnickiej

Miejsce spoczynku Seweryna Goszczyńskiego

Cmentarz Orląt Lwowskich


Na cmentarzu Orląt Lwowskich

Pomnik Iwana Fiodorowa

Nikifor Krynicki



Apteka - Muzeum


Fasada Teatru Opery i Baletu






Sala Lustrzana

Kurtyna w Teatrze Opery i Baletu

Balkony i loże w Teatrze Opery i Baletu

W katedrze ormiańskiej

Miejsce po pomniku J. III Sobieskiego


Niestety, żebractwo we Lwowie jest powszechne

Dwa kościoły...


Jezioro Solińskie

Wreszcie pokazało się trochę słońca. Wybrałem się zatem po obiedzie na krótki, aczkolwiek dość intensywny spacer. Z Polańczyka udałem się do Myczkowa, ale nie asfaltową drogą, lecz szlakiem przez Kabajkę. Po ostatnich deszczach było tam sporo błota, ale dało się jakoś przejść.  Zresztą już po czterech kilometrach marszu pokazały się pierwsze zabudowania Myczkowa.
Na szlaku
Po dojściu do głównej drogi przecinającej Myczków rzucają się w oczy dwa stojące obok siebie kościoły. Przedziela je tylko murowana dzwonnica. Jeden z nich to dawna greckokatolicka cerkiew św. Paraskewy z 1915 roku (wg Wikipedii), a obecnie rzymskokatolicki kościół parafialny p.w. Matki Bożej Nieustającej Pomocy. O ile druga część poprzedniego zdania nie budzi żadnych wątpliwości, o tyle w przypadku pierwszej coś mi nie gra. Na stronie parafii w Myczkowie czytam bowiem: We wsi znajdują się dwa kościoły położone obok siebie. Pierwszy z budynków, funkcjonujący dawniej jako cerkiew greckokatolicka Zaśnięcia Matki Bożej z 1899 roku wzniesiony z fundacji Jana Nepomucena Zatorskiego, właściciela tutejszego majątku. Miał on także być używany przez wiernych obrządku łacińskiego, ale prawdopodobnie sprawiało to pewne trudności. Dlatego jej fundator, ówczesny właściciel Myczkowa, Jan Nepomucen Wit Zatorski wybudował w 1901 roku kościółek przeznaczony od początku dla ludności rzymskokatolickiej. Kościół ten jest pod wezwaniem Najświętszego Serca Pana Jezusa.
Kościół p.w. Matki Bożej Nieustającej Pomocy
Skłonny jestem uwierzyć w tę ostatnią wersję, gdyż powtarza się ona także w innych źródłach. Tym samym po raz kolejny przekonuję się, że Wikipedia nie jest do końca wiarygodnym źródłem. O ile bowiem pod hasłem "Myczków" informacje są poprawne, o tyle pod hasłem "Myczków cerkiew" wyskakuje wspomniana wyżej Paraskewa.
Kościół p.w. Najświętszego Serca Pana Jezusa
Oba kościoły były dzisiaj zamknięte. Podobnie jak Muzeum Kultury Bojków. To ostatnie akurat nie dziwi, bo w poniedziałki wszystkie muzea mają wolne.
Muzeum Kultury Bojków
Tak czy owak, przeszedłem  osiem kilometrów  w ciągu 81 minut. Widoki godne pędzla malarza. Ogólnie mówiąc, Bieszczady zyskują z każdym dniem...

Przydrożna kapliczka w Myczkowie

Myczków - dwa kościoły

Skansen Bojków


Myczków - dzwonnica




Myczków - hotel i stacja paliwowa EwKa
Jezioro Solińskie


To miejsce mnie wybrało...


Afrykańskie trofeum Sapiehy w Krasiczynie

Wczoraj pojechaliśmy w rejon Pogórza Przemyskiego. Program zwiedzania był dość bogaty: Krasiczyn, Przemyśl, Kalwaria Pacławska i Arłamów. W drodze do Krasiczyna przejeżdżaliśmy przez przełęcz (620 m. n.p.m.)  w Górach Słonnych. Znajdują się tu jedne z najdłuższych w Polsce serpentyn. W tej chwili jest ich 18, a przed wojną było jeszcze więcej. Już w latach trzydziestych ub. wieku przebiegała tędy trasa rajdu samochodowego Kraków - Lwów. Wtedy nie było jeszcze asfaltowej nawierzchni. Przyjeżdżała tu m.in. Mira Zimińska- Sygietyńska. Obecnie co roku w czerwcu odbywa się tutaj Bieszczadzki Wyścig Górski zaliczany jest jako runda Górskich Samochodowych Mistrzostw Polski.
Po zamku w Krasiczynie oprowadzała nas Ewa Miśniak. Obiekt ten powstał na przełomie XVI i XVII wieku. Początkowo należał, jak wskazuje nazwa miejscowości, do rodziny Krasickich. Potem został przejęty przez Jana Tarłę. W latach trzydziestych XIX wieku kupił go Leon Sapieha. Ród Sapiehów był właścicielem zamku aż do początku drugiej wojny światowej.
Zamek w Krasiczynie
Zamek był wielokrotnie niszczony. Już w 1726 r. zdewastowali go Rosjanie. W 1852 r. zamkowe wnętrza strawił wielki pożar. Podczas ostatniej wojny Rosjanie znowu dobrali się do zamkowych komnat, kradnąc wyposażenie i demolując wnętrza. Od dłuższego czasu spadkobiercy dawnych właścicieli starają się o zwrot zamku.
Zamek w Krasiczynie
Rodzina Sapiehów wprowadziła zwyczaj sadzenia drzew po urodzeniu każdego dziecka: dębu w przypadku syna i lipy w przypadku córki. Powstał z tego całkiem pokaźny park. Znajdują się w nim także inne drzewa, np. miłorząb dwuklapowy (japoński). Miejscowa tradycja mówi, że jeżeli obejdzie się go trzy razy wkoło, to spełni się marzenie (nie dotyczy pieniędzy). Najbardziej chyba znanym Sapiehą był urodzony na tym zamku Adam Stefan, późniejszy kardynał i metropolita krakowski.  Zwano go Księciem Niezłomnym. Był mentorem Karola Wojtyły.
Park w Krasiczynie
W Przemyślu zobaczyliśmy najpierw dworzec kolejowy. Nie bez kozery. Jest to bowiem jedna z największych i najokazalszych  (obok tarnowskiej) stacji na linii Kraków - Lwów. Dworzec wybudowano w latach 1859-1860. Później był kilkakrotnie przebudowywany i remontowany. Ostatni gruntowny remont przeprowadzono tuż przed Euro 2012, przywracając dworcowi wygląd sprzed stu lat. Charakterystyczna dla tej stacji jest duża sala balowa (jedna z nielicznych w tego typu obiektach). Zaintrygował mnie też ustawiony na peronie kamień z tablicą upamiętniającą powstanie NSZZ "Solidarność" na węźle PKP Przemyśl - Medyka -
Żurawica. Nie wiem dlaczego, ale dla uczczenia tego faktu wybrano trzynastą rocznicę. Trochę to nietypowe.
Hala dworca w Przemyślu
Spod dworca udaliśmy się na przemyski rynek. Za wyjątkiem Sandomierza jest to bodajże jedyny pochyły rynek w Polsce. Na  środku znajduje się fontanna z niedźwiadkiem, a w części zachodniej pomnik dobrego wojaka Józefa Szwejka; jeden z dwóch w Polsce (drugi jest w Sanoku). Szwejk siedzi na skrzyni z amunicją z kuflem Tyskiego w jednej i fajką w drugiej ręce. Nos ma świecący od częstego głaskania przez turystów.
Dzielny wojak Szwejk
Trafiamy na przygotowania do mającej się odbyć na rynku przysięgi żołnierzy  3. Podkarpackiej Brygady Wojsk Obrony Terytorialnej im. płk Łukasza Cieplińskiego. Zanim jednak odbędzie się ta uroczystość, zwiedzamy sobór greckokatolicki św. Jana Chrzciciela. Niegdyś była to świątynia jezuitów (wybudowali ją w pierwszej połowie XVII wieku), później kościół garnizonowy. W 1991 roku Jan Paweł II przekazał obiekt grekokatolikom. Z okazji 25.lecia tego wydarzenia obok wejścia do soboru umieszczono tablicę pamiątkową. Znajdują się na niej między innymi słowa papieża: Przekazuję tę świątynię na wieczystą własność Wam, drodzy Bracia i Siostry obrządku greckokatolickiego, zwanego bizantyjsko-ukraińskim (...) kościół ten ustanawiam dziś Katedrą Diecezji Biskupa Waszego obrządku.
Ikonostas w katedrze grecko-katolickiej
Wejście do Archikatedry Przemyskiej
Niedaleko od soboru znajduje się Archikatedra Przemyska. Wystarczy przejść dwieście metrów pod górę ulicą Katedralną. Po minięciu wolno stojącej dzwonnicy dochodzimy do gotyckiej katedry z XVI wieku. Nie mamy wiele czasu na zwiedzanie, bo już zbliżają się żołnierze WOT, którzy przed przysięgą wezmą udział w mszy odprawianej specjalnie dla nich. Z tego powodu zamknięte są też krypty, które normalnie są udostępnione zwiedzającym. Rzucam jeszcze okiem na tablicę upamiętniającą arcybiskupa Ignacego Tokarczuka. Dowiaduję się, że zmarły przed prawie pięciu laty metropolita przemyski (1965 -1993) spoczywa w podziemiach Bazyliki Archikatedralnej. Jest on określony jako "Pasterz niezłomny, budowniczy wielu kościołów w diecezji".
Archikatedra Przemyska
Wspinamy się jeszcze trochę pod górę i dochodzimy do Zamku Kazimierzowskiego. Znajduje się on na wysokości 270 m n.p.m. Przed wejściem do zamku znajduje się spory głaz na betonowym postumencie. Upamiętnia on twórców Konstytucji 3 Maja: Hugo Kołłątaja, Ignacego Potockiego, Stanisława Małachowskiego i Jana Dekerta (prezydenta Warszawy a nie jego syna biskupa). W zamku mieści się Towarzystwo Dramatyczne im. Aleksandra Fredry "Fredreum". Do zwiedzania udostępnione są dwie baszty. Rozciąga się z nich wspaniały widok na panoramę Przemyśla.
Zamek Kazimierzowski
Po zejściu na rynek obserwuję rozpoczęcie ceremonii przysięgi żołnierzy WOT. Wrócili właśnie z mszy w archikatedrze i ustawili się w czworoboku na pochyłym bruku przemyskiego rynku. Jest ich 126. Pod zadaszeniem od strony ratusza siedzą oficjele, w tym wiceminister MON Michał Dworczyk (odczytuje list od A. Macierewicza), posłanka PiS Anna Schmidt-Rodziewicz (czyta list od Marka Kuchcińskiego).
Spacerując po uliczkach Przemyśla natrafiam na sklep motoryzacyjny. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie asortyment. Otóż sklep "Syriusz" przy ul. Jagiellońskiej 5 specjalizuje się w sprzedaży części do Fiata 126p. Interesujący wydaje się być także usytuowany naprzeciwko skup orzechów, fasoli i ziół.
Opuszczamy Przemyśl przy coraz ciemniejszych chmurach. Kiedy dojeżdżamy do Kalwarii Pacławskiej zaczyna solidnie lać. Wchodzimy więc szybko do wnętrza kościoła wchodzącego w skład Sanktuarium Męki Pańskiej i Matki Bożej Kalwaryjskiej. Znajduje się tu obraz Matki Boskiej Kalwaryjskiej. Nie wiadomo dokładnie kiedy powstał, ale pewne jest, że znajdował się kiedyś w klasztorze franciszkanów w Kamieńcu Podolskim. Do Kalwarii Pacławskiej trafił ok. 1679 roku. Był tu już wtedy klasztor franciszkanów i kościół.  Sanktuarium znajduje się na wysokości 465 m n.p.m. W celu lepszego widoku zbudowano tu drewnianą wieżę. Niestety, wczoraj była zamknięta. Poza tym i tak niewiele było widać spoza ściany deszczu i mgły.
Matka Boża Kalwaryjska
Do pobliskiego Arłamowa docieramy o zmierzchu. Mieścił się tu kiedyś komfortowy ośrodek wypoczynkowy Urzędu Rady Ministrów. Nazywano go Księstwem lub Republiką Arłamów. Po stanie wojennym szerzej znany jako miejsce internowania Lecha Wałęsy. Obecnie znajduje się tu luksusowy czterogwiazdkowy hotel (noc w pokoju 2-osobowym od 900 zł), pole golfowe, lądowisko dla helikopterów, kompleks narciarski i wiele innych atrakcji. Pojawia się tu wiele znanych osób, o czym świadczą zdjęcia umieszczone na ścianach hotelowego holu. Bywali tu m. in. prof. Jerzy Bralczyk, Bronisław Komorowski, zmarły niedawno Grzegorz Miecugow, Małgorzata Ostrowska, Jarosław Kuźniar, Jakub Błaszczykowski, Joanna Brodzik. Odwiedził to miejsce także wspomniany Lech Wałęsa. Tym razem dobrowolnie w roku 2014. Napisał wtedy: To miejsce mnie wybrało i ja też wybrałem.

Trofeum w Krasiczynie


Baszta Szlachecka w Krasiczynie


Zamek w Krasiczynie


Dworzec kolejowy w Przemyślu


Ratusz w Przemyślu



W drodze na mszę



Sobór grecko-katolicki

"Wojacy" CK




Przysięga żołnierzy WOT



Wieża widokowa w Kalwarii Pacławskiej

Kalwaria Pacławska


Arłamów

W hotelu "Arłamów"

L. Wałęsa powtórnie w Arłamowie




Esencja Cejlonu

  Poniedziałek, 05.02.24 W niedzielę czwartego lutego wylatujemy z Okęcia zgodnie z planem, czyli o 15.05.   Boeing 347,   należący do...

Posty