Pieszo do Chin

Konstanty Rengarten
   Czy przejście 40 kilometrów dziennie można uznać za sukces? A co w tym trudnego? - żachnie się niejeden czytelnik. A jeśli dodam, że z plecakiem o wadze 15-18 kilogramów i nie przez jeden dzień, a przez ponad cztery lata? Brzmi bardziej interesująco? No to uzupełnię jeszcze, że chodzi o pieszą wędrówkę dookoła świata. Ale nie współcześnie, tylko ponad 120 lat temu! Bez nawigacji i telefonu satelitarnego, bez asekuracji i zabukowanych wcześniej noclegów. Po bezdrożach Persji, Syberii i Mongolii. Podczas deszczu i śnieżycy, często z pustym żołądkiem. Z narażeniem na niebezpieczne spotkania z wilkami, niedźwiedziami, a także nie zawsze życzliwym tubylcami. Wyobrażacie sobie ponad cztery lata nieustannej wędrówki?
   Wyczynu, o którym mowa w tym przydługim wstępie, dokonał w latach 1994 - 1998 Konstanty Rengarten. Obawiam się, że jego nazwisko mało komu coś mówi. Ja sam zetknąłem się z nim zupełnie przypadkowo, podczas okresowego przeglądania zasobów mojej biblioteczki. Znalazłem w niej podniszczoną już nieco pozycję wydaną w (uwaga) 1899 roku! "Pieszo do Chin" ukazało się nakładem wydawnictwa Grabowski i Sikorski. Mój egzemplarz pochodzi z Biblioteki Wileńskiej i jest opatrzony stemplem carskiej cenzury. Następne polskie wydanie tej książki miało miejsce dopiero w 2011 roku.
   Jak sam tytuł mówi, książka zawiera opis tylko tej części wędrówki, która doprowadziła autora do Chin. Nie jest obszerna, bo liczy zaledwie 184 strony. Jednak każda z nich wypełniona jest konkretną treścią. Nie znajdziemy tu pustosłowia, tak charakterystycznego dla relacji współczesnych podróżników. Dowiemy się za to, jak smakuje solona herbata z baranim tłuszczem, jak śpi się w jurcie opalanej suszonymi łajnem czy też wręcz na śniegu, mając do dyspozycji płaszcz z wielbłądziej sierści i pilśniową matę. Poznamy obyczaje Mongołów, np. niespotykany gdzie indziej sposób pochówku, a właściwie jego brak (zwłoki wydawane na pożarcie psom). Przede wszystkim jednak możemy sobie uświadomić, jak łatwe i przyjemne są dzisiejsze podróże w porównaniu z tą opisaną przez Rengartena.
   Na koniec króciutki cytat, w którym pojawia się wątek polski (autor był Niemcem z Rygi):
    Późnym wieczorem przybyłem do wsi Myczycha, gdzie bardzo gościnnie przyjął mnie zesłaniec polski z roku 1963, a ponieważ w jednym pokoju mieszkała cała jego rodzina, ulokowałem się na noc w ciepłej i dosyć obszernej kuchni.
   P.S. Książka została przetłumaczona przez Henryka Wernica. Czytając ją po 120 latach w oryginalnym wydaniu wyraźnie widzimy olbrzymie zmiany, jakie od tego czasu zaszły w języku polskim. Myślę tu zwłaszcza o ortografii i nazewnictwie.



Pieszo do Chin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Esencja Cejlonu

  Poniedziałek, 05.02.24 W niedzielę czwartego lutego wylatujemy z Okęcia zgodnie z planem, czyli o 15.05.   Boeing 347,   należący do...

Posty