Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wieża widokowa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wieża widokowa. Pokaż wszystkie posty

Migawki z sanatorium (13)

Wczesnym popołudniem pojechałem busem nr 6 na pętlę przed dworcem Wałbrzych Główny.  Stąd wyruszyłem w stronę najwyższego szczytu Gór Wałbrzyskich, czyli Borowej (853 m n.p.m.). Nie jest on tak popularny jak Chełmiec, który zaliczono nawet do Korony Gór Polskich, choć jest niższy o ponad 2 metry. Jednak i tu powoli przybywa turystów, zwłaszcza od momentu gdy przed prawie pięcioma laty szczyt Borowej przyozdobiła metalowa wieża widokowa.

Idąc od dworca ulicą Gdyńską skręciłem w ul. Niepodległości i przeszedłem pod wysokim wiaduktem kolejowym. Dalej posuwałem się ul. Łokietka, z której wąską ścieżką wiodącą przez sporą łąkę doszedłem do ściany lasu. Tu natrafiłem na szlak czerwony, którego trzymałem się aż do wierzchołka Borowej. Początkowo piął się on dość ostro w górę, ale wkrótce mocno się wypłaszczył, a nawet przez chwilę schodził w dół. Dopiero ostatnie 900 metrów dało mi nieco w kość, gdyż szlak z szerokiej żwirowanej dróżki zamienił się w wąską, kamienistą i stromą ścieżkę. A że było dzisiaj dość ciepło, to trochę potu spłynęło mi za kołnierz. Ostatecznie dotarłem do wierzchołka Borowej po przejściu czterech kilometrów w czasie 57 minut. Na 16,5 metrową wieżę wszedłem po 90 ażurowych spiralnie ułożonych schodkach. Tu owiał mnie ożywczy wiaterek, a moim oczom ukazała się wspaniała panorama Wałbrzycha i otaczających go mniejszych i większych gór. Rzecz jasna, dobrze widać było pobliski Chełmiec i nieco mniej ostro bardziej odległą Ślężę.

Po zaczerpnięciu oddechu i zrobieniu paru zdjęć wyruszyłem w drogę powrotną. Tym razem wybrałem szlak czarny. Już po paru krokach wiedziałem, że schodzenie nie będzie łatwe. Ziemista ścieżka jest tu bowiem bardzo stroma i śliska. Wystarczy chwila nieuwagi i można  wywinąć orła lub zjechać na tylnej części ciała. Miałem szczęście, że dzisiaj było sucho i buty z trudem, ale jednak  łapały jakoś kontakt z podłożem. Poza tym byłem szczęśliwy, że nie wybrałem tej trasy jako wejściowej na Borową. Do Koziej Przełęczy na odcinku około 600 metrów straciłem aż 200 metrów wysokości. Dalej był już szkolny spacerek. Przeszedłem obok Leśnictwa Glinica i ul. Kosynierów ponownie dotarłem pod wiadukt kolejowy. A swoją drogą jest to ciekawa konstrukcja metalowa z 1880 roku.  Wiadukt ma trzy przęsła, liczy 120 metrów długości i 20 m wysokości. Do Szczawna-Zdroju wróciłem tym razem autobusami nr 12 i 5. Cała wycieczka  trwała zaledwie trzy godziny.


Wiadukt kolejowy w Wałbrzychu




Szlak czerwony na Borową

Borowa - wieża z 2017 roku










Borowa - szlak czarny




 

 

Migawki z sanatorium (9)

 

Wreszcie wszedłem na Chełmiec! W dziesiątym dniu pobytu w Szczawnie-Zdroju. Wierzchołek tej góry dzieli od Domu Zdrojowego równo 8  kilometrów, z czego połowa to dojście do podnóża Chełmca, a druga to wspinaczka na szczyt. Można wejść na niego co najmniej na dwa sposoby: łagodniejszym, ale dłuższym szlakiem niebieskim lub bardziej stromym, lecz krótszym żółtym. Na początku, czyli od ulicy Ratuszowej w Wałbrzychu oba szlaki się pokrywają. Potem żółty odbija ostro w lewo i wiedzie  poszarpaną ścieżką do kolejnych rozgałęzień. Wybieram szlak żółty, co kosztuje mnie trochę potu i nieco przyśpieszonego oddechu, ale na szczycie Chełmca jestem już w godzinę i 37 minut od wyjścia z Domu Zdrojowego.

Niestety, wcześniej tego nie doczytałem, ale  wieża widokowa na Chełmcu jest czynna tylko w weekendy. Musiałem więc zapomnieć o pysznych widokach z drugiego pod względem wysokości szczytu Gór Wałbrzyskich (pierwszym jest Borowa  mająca 853 m n.p.m., Chełmiec ma dwa metry mniej). Obejrzałem więc wysoki na 45 metrów metalowy krzyż milenijny, dwa maszty telewizyjne (ten wyższy ma 70 m) i z zewnątrz kamienną wieżę widokową z 1888 roku, która swoim kształtem przypomina ruiny jakiegoś zamczyska. Potem przystawiłem sobie pamiątkową pieczątkę i rozpocząłem marsz powrotny. Schodziło się oczywiście szybciej, ale z większym obciążeniem kolan, czego chyba nigdy nie polubię. Mogłem co prawda wracać tym łagodnym szlakiem niebieskim, ale wtedy na pewno nie zdążyłbym na kolację w sanatorium.

Reasumując, w trzy godziny i 11 minut pokonałem 16.14 km., spalając 1 306 kalorii.

















 

Esencja Cejlonu

  Poniedziałek, 05.02.24 W niedzielę czwartego lutego wylatujemy z Okęcia zgodnie z planem, czyli o 15.05.   Boeing 347,   należący do...

Posty