Kilka uwag odnośnie
menu i obsługi gości na marginesie rodzinnego przyjęcia w restauracji Hotelu Szydłowski w Gdańsku. Według wcześniejszych ustaleń z
dyrektorem wspomnianego hotelu menu miało wyglądać następująco:
Pasztet z bakaliami i dipem żurawinowym z pieczywem
razowym
Krem z borowików z kawałkami pieczonej kaczki
Na półmiskach:
Filet z kaczki z jabłkami w miodzie
Filet z sandacza w sosie szafranowym
Polędwiczka wieprzowa z sosem “gorgonzola “ z kurkami
+ dodatki .
W rzeczywistości do
pasztetu podano pieczywo białe zamiast razowego, a filety z kaczki zastąpiły w
większości udka. Niby to i to z kaczki, ale pewna różnica jednak jest. Podobnie
rzecz się miała z polędwiczkami, które już na pierwszy rzut oka przypominały
kotlety schabowe i tak też smakowały.
Co do obsługi, to
naszych gości miało obsługiwać dwóch kelnerów. W restauracji była jednak tylko
jedna kelnerka, która mimo najlepszych chęci nie była w stanie szybko i
sprawnie obsłużyć dwudziestu gości. Delikatnie przypomniałem jej o tym podczas
regulowania rachunku. Wtedy przeprosiła mnie i poinformowała, że kolega nagle
zachorował. Rozumiem, to się zdarza. Nie
rozumiem natomiast tego, że tak ogromny
kombinat piekarniczo-cukierniczo-restauracyjno-hotelowy, jakim jest firma
Andrzeja Szydłowskiego, nie dysponuje wystarczającą ilością pracowników. Przecież
wiadomo, że ludzie chorują, biorą urlopy na żądanie, bywają aresztowani i td. A
zatem powinna być jakaś rezerwa kadrowa.
Szanując komfort
psychiczny moich gości, nie chciałem w ich obecności stanowczo domagać się
zrealizowania wszystkich punktów wcześniejszych ustaleń. Teraz jednak uznałem,
że warto o tym napisać, choćby po to, żeby potencjalni goście restauracji
Sonata wiedzieli, czego mogą się tam spodziewać…