Pokazywanie postów oznaczonych etykietą PKN Orlen. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą PKN Orlen. Pokaż wszystkie posty

Białe rękawiczki

 


Niedawno głośno było o byłym już ministrze, który chciał ukarać naczelniczkę poczty w Pacanowie za krytyczne wypowiedzi na temat poczynań rządu. W tym wypadku – dzięki nagłośnieniu sprawy przez media – nastąpił efekt bumerangu i zamiast spodziewanego zwolnienia urzędniczki, posadę stracił sprawca całego zamieszania. Nie zawsze jednak tak jest. Często bywa bowiem tak, że ludzie niewygodni dla władzy usuwani są po cichu, bez medialnego rozgłosu. Robi się to w białych rękawiczkach i tak dyskretnie, że czasem nawet sam zainteresowany nie wie, kiedy i jak wypadł z obiegu. Posłużę się tu osobistym przykładem.

Jako wolny strzelec od paru lat publikowałem na łamach „Dziennika Bałtyckiego” relacje z podróży. Współpraca układała się coraz lepiej. Po przejęciu gazety przez koncern Orlen i zmianie kierownictwa  zaproponowano mi nawet  sformalizowanie współpracy i podpisano ze mną stosowną umowę. Stał za tym redaktor odpowiedzialny za dział publicystyki i dodatek „Rejsy”. Piszę „stał”, bo już od ponad dwóch miesięcy nie reaguje on na żadne próby kontaktu (ani mailowe, ani esemesowe). Nie zamieszcza też oczekujących w kolejce artykułów ani obiecanej recenzji mojej książki „Odpryski”. I tu chyba dochodzimy do sedna rzeczy. We wspomnianej książce oraz na moim blogu dość często dawałem wyraz swoich niezbyt pochlebnych dla rządzącej ekipy odczuć. Komuś musiało to przeszkadzać.

Ale jakby kto pytał, to oficjalnie nic się nie dzieje. Umowa  nie została przecież  wypowiedziana…

Niech mu nie zabraknie prądu...


Marek Kamiński

Marek Kamiński wyrusza jutro z Gdańska  w podróż do Japonii. Co w tym dziwnego czy ciekawego? Ano to, że nie leci samolotem, nie płynie statkiem ani nie jedzie pociągiem. Trasę liczącą 13 tysięcy kilometrów zamierza pokonać samochodem. To też nie byłby wielki wyczyn, gdyby nie jeden drobiazg. Nissan Leaf, którym znany podróżnik chce przejechać przez Litwę, Białoruś, Rosję, Mongolię, Chiny i Koreę Południową, jest bowiem napędzany elektrycznie. Jedno doładowanie wystarcza na maksimum 300 kilometrów. Jest więc wielkim wyzwaniem takie ułożenie trasy, żeby po drodze natrafiać na miejsca, gdzie jest możliwe "zatankowanie" prądu.

Ideą wyprawy jest - w ogólnym zarysie - ukazanie możliwości podróżowania bez pozostawiania śladów. Chodzi o unikanie zaśmiecania i zanieczyszczania środowiska. Oczywiście, jak zauważają liczni komentatorzy, nie jest to w pełni możliwe. Żeby bowiem tradycyjnie wyprodukować prąd, trzeba spalić węgiel ewentualnie, w przypadku elektrowni atomowej, narazić ludzi na skutki promieniowania w przypadku awarii. Elektrownie wiatrowe i wodne też mają swoje minusy, ale to  tylko uwagi na marginesie.

No Trace Expedition to też pewnego rodzaju filozofia. Chodzi o pozostawianie śladów nie w przyrodzie, lecz w ludzkich umysłach - jak podkreśla Kamiński.

Powyższa idea nie ma póki co zbyt wielu zwolenników. Tak przynajmniej można wywnioskować z  frekwencji, a raczej jej braku, na dzisiejszym spotkaniu z Markiem Kamińskim przed Olivia Business Center. Podróżnik zaprezentował auto, w którym spędzi najbliższe dwa miesiące. Jest ono przystosowane do długotrwałej podróży. Można w nim spać, gotować i tp. Ot, taki mini kamper. Dodatkowo Kamiński dysponuje namiotem. Waży on niespełna dwa kilogramy, ale w rozkładaniu nie jest zbyt praktyczny. Przy dzisiejszej demonstracji jego rozbicia Marek Kamiński trochę się namęczył.

Na zakończenie spotkania podróżnik podpisywał swoją książkę "Wyprawa". Wydana została przez instytut jego imienia. Może dlatego była rozdawana gratis? Tak czy owak cieszę się, że po raz kolejny mogłem przez chwilę przebywać z człowiekiem, który ma odwagę nie tylko marzyć, ale też realizować swoje marzenia. Będę z uwagą śledził przebieg tej ekspedycji.

A tak całkiem na marginesie - fotoreporterów licznie zgromadzonych przy samochodzie, przy namiocie już nie widziałem...




OBC w Gdańsku












Teraz k...a my



Tematem dnia w polskich mediach jest niewątpliwie informacja o mianowaniu Igora Ostachowicza na szóstego członka zarządu PKN Orlen. Wątpliwości budzi nie tylko fakt, że nominację na prestiżowe stanowisko zyskał on z pominięciem procedur konkursowych. Wielu znawców tematu zarzuca  mu brak odpowiednich kompetencji w zakresie przemysłu naftowego. Krytycy tej decyzji, zwłaszcza z opozycji, podnoszą fakt, iż nowy członek  zarządu Orlenu był przez szereg lat bliskim doradcą Donalda Tuska. Bez ogródek nazywają więc lukratywną synekurę współpracownika byłego premiera nepotyzmem. Coś w tym jest, bo osób z podobnym wykształceniem i doświadczeniem znalazłoby się w naszym kraju znacznie więcej. Niestety, nikt nie dał im szansy, żeby mogli zmierzyć się z Ostachowiczem w warunkach obiektywnego konkursu.
Przy okazji opinię społeczną wzburzyła informacja o zarobkach byłego sekretarza stanu na nowym stanowisku. Fakt, ponad dwa miliony złotych rocznie - to suma abstrakcyjna dla zdecydowanej większości Polaków. Wielu z nas nie ma szans na zarobienie takiej kwoty przez całe życie. Wymieniona suma nie byłaby może aż tak kontrowersyjna, gdyby chodziło o wynagrodzenie w całkowicie prywatnej firmie. Każdy przedsiębiorca ma bowiem prawo robić ze swoimi zyskami wszystko co tylko zechce. PKN Orlen jest jednak spółką w 27 procentach należącą do państwa. A zatem przeznaczanie dwunastu milionów (szacunkowo) na roczne wynagrodzenia dla prezesa, wiceprezesa i czterech członków zarządu  jest sporą przesadą, zważywszy choćby na fakt, że w ubiegłym roku firma zanotowała spadek zysku. Wyniósł on około 90 milionów na prawie 22 tysiące zatrudnionych pracowników.
Dla jasności sprawy - osobiście nie ekscytuję się przypadkiem pana Ostachowicza. Nie on pierwszy i nie ostatni. Podobne praktyki nagradzania wiernych współpracowników funkcjonują i funkcjonowały także w poprzednich rządach. Bezczelność rządzących wcale nie jest zmonopolizowana przez Platformę Obywatelską. Po prostu cały czas obowiązuje zasada TKM...

Esencja Cejlonu

  Poniedziałek, 05.02.24 W niedzielę czwartego lutego wylatujemy z Okęcia zgodnie z planem, czyli o 15.05.   Boeing 347,   należący do...

Posty