Pokazywanie postów oznaczonych etykietą śmierć. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą śmierć. Pokaż wszystkie posty

Jacek już nie zadzwoni...

 

Stanisław (Jacek) Komoń 1949-2020

Przypadkiem dowiedziałem się o śmierci Stanisława Komonia. Rodzina i znajomi mówili na niego Jacek. Zmarł dokładnie przed dwoma miesiącami w wieku 71 lat. Poznaliśmy się 42 lata temu w Gorlicach. On przyjechał tam ze Szczecina, ja zaś ze Śląska. Obaj pochodziliśmy jednak z  jeszcze innych regionów Polski: ja  z Kieleckiego, a Jacek z Lubelszczyzny. Był starszy ode mnie o 9 lat. Mimo to nawiązaliśmy dość zażyłe stosunki. Przez kilka lat dzieliliśmy wspólną kuchnię i łazienkę w hotelu robotniczym. Potem ja wyprowadziłem się do Gdańska, a Jacek do końca życia pozostał w Gorlicach. Mimo to utrzymywaliśmy dość ożywione kontakty. Najpierw korespondencyjne, potem telefoniczne. Kilka razy spotkaliśmy się, zarówno w Gorlicach, jak i w Gdańsku. Raz nawet, w 2004 roku, wspólnie przemierzaliśmy bagna północnej Szwecji w poszukiwaniu moroszki. Ostatni raz widzieliśmy się przed czterema laty, a rozmawialiśmy telefonicznie trzy miesiące przed jego odejściem. 

Jacek był dość barwną postacią. Czerpał z życia pełnymi garściami. Czasami  zatracał się nieco w poszukiwaniu nowych doznań. Jakiś czas temu w reportażu „W poszukiwaniu słońca”, opublikowanym w czasopiśmie „Praca i życie za granicą” pisałem o nim tak: „Jacek jest typem wędrowca. W końcu lat siedemdziesiątych, w poszukiwaniu życiowej, partnerki przemierzał Polskę. Obecnie wędruje po całej Europie w poszukiwaniu zarobku”. Teraz mogę tylko dodać, że skoro Jacek udał się na wieczną wędrówkę, to niech będzie ona pełna spokoju i wrażeń, których być może zabrakło mu za życia.


Nasze ostatnie zdjęcie...

 

Maciej Kosycarz - wspomnienie

Maciej Kosycarz
„Maciej Kosycarz nie żyje” – to pierwsza wiadomość, z którą zapoznałem się dzisiaj na Facebooku. Bardzo smutna wiadomość. Nie zamieniłem z nim zbyt wielu słów. Jednak podobnie jak większość mieszkańców Gdańska, znałem go i lubiłem. Na przestrzeni lat wielokrotnie brałem udział w rozmaitych wydarzeniach, które on pieczołowicie dokumentował. Był obecny praktycznie wszędzie. Czasami zdarzało mi się zrobić mu zdjęcie przy pracy. Niektóre z nich przesłałem na jego adres, gdy ponad dwa lata  temu rozeszła się wiadomość  o ciężkiej chorobie, która go dotknęła. Teraz wiem, że te zdjęcia i podziękowania od niego, już na zawsze pozostaną jedynymi śladami naszej znajomości, przynajmniej  tej w  ziemskim wymiarze…








Po śmierci Miecugowa...



Źródło: A. Rybczyński/PAP
Nie znałem osobiście Grzegorza Miecugowa. Jedyne co nas łączyło, to wieloletni nałóg palenia papierosów. On rzucił palenie w momencie ujawnienia się nowotworu płuc, ja ponad siedemnaście lat temu z zupełnie innych motywów. Nie o mnie tu jednak chodzi. Miecugow cieszył się, gdy ponad pięć lat temu leczący go profesor Orłowski stwierdził, że jest zdziwiony, bo guz się nie powiększa, ale nawet zmniejszył się o 40 procent. To taki dowód namacalny, że guz żywił się dymem - podsumował optymistycznie Grzegorz Miecugow. Niestety, rak płuc nie poddawał się. Kolejne lata to nieustanna walka. Dziennikarz w tym czasie starał się prowadzić normalne życie - zarówno rodzinne jak i zawodowe. W tym ostatnim miał wiele sukcesów, ale też mnóstwo stresujących sytuacji. Nie obnosił się ze swoją chorobą, toteż niektórzy pochopnie wyciągali mylne wnioski o jego rzekomym pijaństwie, gdy bełkotliwie mówił przed kamerą. A był to tylko skutek nadmiaru zażytych leków.

Rak znowu wygrał. Ok, zdarza się to często i nie ma powodu rozczulać się akurat nad przypadkiem Miecugowa - powie ktoś. Nie ma też jednak powodu, aby po śmierci tego wybitnego dziennikarza wieszać na nim psy. Z przykrością muszę jednak stwierdzić, że pewne środowiska czy też szczególnie zacietrzewieni przeciwnicy Miecugowa nie oszczędzają go nawet teraz, gdy już sam nie może się bronić. Dlatego z satysfakcją odnotowuję głos Adama Darskiego (Nergala), który wyraża niesmak i dezaprobatę dla komentarzy opluwających pamięć Grzegorza Miecugowa.

Esencja Cejlonu

  Poniedziałek, 05.02.24 W niedzielę czwartego lutego wylatujemy z Okęcia zgodnie z planem, czyli o 15.05.   Boeing 347,   należący do...

Posty