Na marginesie medalu dla Misiewicza




Sporo emocji wzbudziła ostatnio sprawa przyznania złotego medalu "Za zasługi dla obronności kraju" dla rzecznika MON Bartłomieja Misiewicza. Faktycznie, odznaczenie tej rangi dla stosunkowo młodego człowieka, niemającego żadnego doświadczenia wojskowego (działalność w komisji smoleńskiej chyba nie zalicza się do obronności?) musiało wywołać kontrowersje. Dodajmy, uzasadnione! Jak bowiem mają  czuć się posiadacze tego medalu, którzy otrzymali go dopiero po kilkunastu lub kilkudziesięciu latach służby w trudnych często warunkach? Oni narażali zdrowie i życie  na zagranicznych misjach, a pan Misiewicz potrafił tylko  przypodobać się ministrowi Macierewiczowi. Jakieś proporcje powinny chyba być zachowane. Zwolennicy ministra ON powołują się na fakt, że wielu dziennikarzy, w tym TVN i Wyborczej też otrzymało podobne medale. W tym przypadku też nie byłoby sprawy, gdyby na początek kilkumiesięcznej kariery w charakterze rzecznika MON pan Misiewicz otrzymał awansem brązowy medal. Ok, ale nie  od razu złoty!
W tym miejscu przypomina mi się sytuacja, gdy przed kilku laty ubiegałem się o odznakę Zasłużonego dla HDK Miasta Gdańska. Przewodnicząca Klubu HDK przy Zarządzie Miejskim PCK w Gdańsku mówiła wtedy:
- I co z tego, że oddał pan honorowo ponad 30 litrów krwi, skoro nie udziela się pan w PCK?
Odznakę w końcu otrzymałem, ale niesmak pozostał. Nie oddaję co prawda krwi dla odznaczeń, ale denerwuje mnie, gdy przyznaje się je dla tzw. działaczy, a nie dla  prawdziwych krwiodawców. Podobnie wygląda sprawa ze wspomnianym wyżej medalem...

Migawki z faktorii w Pruszczu Gdańskim



Po raz drugi w tym roku wybrałem się na rowerową wycieczkę z grupą  Zryw. Tym razem pojechaliśmy do Pruszcza Gdańskiego. Najpierw jednak wjechaliśmy na Górę Gradową (nie wszystkim z dziesięciorga uczestników się to udało, choć wzniesienie ma wysokość tylko 46 m.), gdzie zwiedziliśmy pozostałości dawnych fortyfikacji.

Do Pruszcza pojechaliśmy w dziewiątkę. Wśród nas były osoby zarówno z Gdańska, jak i z Rumi, Wejherowa, Żukowa i z Tczewa. Jechaliśmy drogą technologiczną wzdłuż kanału Raduni. Tempo jazdy raczej wolne, czyli typowo turystyczne. Po zakupieniu biletów (9 zł normalny) zwiedziliśmy zrekonstruowaną osadę handlową z czasów cesarstwa rzymskiego (ok. IV w.n.e.). Faktoria oddana została do użytku przed pięcioma laty.

Jazda na rowerze i spacer po obiektach faktorii spowodowały, że trochę zgłodnieliśmy. Udaliśmy się więc do pobliskiej pierogarni, gdzie każdy z nas, stosownie do upodobań, zamówił sobie porcję pierogów (osobiście wybrałem ruskie - 15 zł za 10 sztuk). Po posiłku ruszyliśmy w drogę powrotną. Na chwilę zatrzymaliśmy się jeszcze przy nieczynnej od 12 lat cukrowni. Smutny widok...

Faktoria w Pruszczu Gdańskim














Pierogarnia Pruszcz

Cukrownia działała przez ponad 120 lat...

Zrujnowany most obok cukrowni w Pruszczu Gd.

Był z nami także szef Samej Ramy z Rumi :)
Na czele lider Zrywu

Esencja Cejlonu

  Poniedziałek, 05.02.24 W niedzielę czwartego lutego wylatujemy z Okęcia zgodnie z planem, czyli o 15.05.   Boeing 347,   należący do...

Posty